Zaparzoną kawę postawiłam na blacie
Smakowała jak mgła
Oblizałam powoli usta
O teksturze piasku
Zadzwoniłam łyżeczką o kubek
Spojrzałam powoli za okno
Czułam zimno parapetu
Pod pośladkami
Na zewnątrz było szaro
Wewnątrz mnie paradoksalnie
Na zmianę różowo i czarno
Wytarłam niezdecydowanie
Spływające po policzkach
Powoli ugryzłam spokój
I popiłam zmęczeniem
Dzisiaj pozbieram liście
I postawię w szklance na stole
Którego nie mam i nie potrzebuję
Nie mam też krzeseł
Tylko kanapę i jedną szafę
Wystarczy mi nawet jeden widelec
Na który nabiję samotność poranka
I popołudnia
A nawet nocy
Zdmuchnęłam kosmyk z twarzy
Jak wszystkie wspomnienia
Założyłam najlepszy uśmiech
Owinęłam szczelnie nadzieją
I zniknęłam za rogiem
Wdychając smutek miasta
I wydychając starania
Brałam spokojnie zakręty
Zupełnie inaczej niż w życiu
Nie ważne dokąd szłam
Istotny był sam proces chodzenia
I przywitania oraz rozmowy
Żarty i anegdoty o niczym
Zapach perfum "Na pokaz"numer 5
I kolacja, na którą mnie nie stać
Pamiętam to wszystko jakby
Wydarzyło się wczoraj
I przedwczoraj
I dzisiaj i pewnie jutro
I wcale nie chodzi o monotonię
Lecz o stabilizację, której pragnęłam
No cóż, mam czego chciałam
Nic tylko się cieszyć...
CZYTASZ
Poezje martwego wieku
PoetryZbiór myśli, których nie chcę trzymać w głowie. Interpretacja należy do Was. Do mnie tylko pieprzenie bez ładu i składu o rzeczach błahych i głupich, których nawet nie rozumiem.