On

1.5K 70 6
                                    

Poranek.
Szósta rano.
Budzi mnie dudnienie deszczu o parapet- mamy czerwiec a dzień wydaje się być smutny i ponury, jak listopadowe poranki, przygnębiający i wprawiający o ból głowy.
A moja głowa boli i to bardzo. Nie wiem tylko czy przez niskie ciśnienie, czy też przez te wszystkie myśli, jakie biegają jak szalone po moim umyśle.
Powoli wstaję i ciężko idę do kuchni, cicho klnąc pod nosem na niesforny deszcz, przez który mój ból jeszcze mocniej daje o sobie znać.
Zaparzam mocną, aromatyczną kawę i siadam wygodnie przed stołem. Po paru minutach moje oczy zaczynają się szerzej otwierać, a ból głowy powoli odchodzi w zapomnienie.
Boso ruszam w stronę łazienki, chwytając po drodze puszysty, pachnący świeżością ręcznik.
Wtulam w niego swoją twarz, wdychając zapach płynu do prania, z nadzieją by TE myśli w końcu odeszły jak najdalej od mojego umysłu.
Uchylam drzwi od łazienki, z chwilą gdy dotykam bosą stopą zimnych kafelków, po moim ciele przebiega nieprzyjemny dreszcz.
Nienawidzę zimna.
Odkręcam w kranie gorącą wodę i napełniam wannę, dolewając do kąpieli aromatycznych olejków. Rzucam szybkie spojrzenie w stronę lustra i wybucham głośnym śmiechem- gdyby w tym momencie w moim domu był jakiś człowiek, pewnie wzią by mnie za osobę niezrównoważoną.
Przyglądam się swemu odbiciu przez chwilę- roztrzepane długie różowe włosy i zapuchnięte zielone oczy upodobniły mnie do szalonej, starej wiedźmy z filmów dla dzieci i młodzieży , która nigdy w życiu nie widziała szczotki do włosów, jak i również lustra.
Kręcę z desaprobatą różową czupryną i wskakuję szybko do wanny- muszę się spieszyć, trzeba otworzyć restaurację, głodni klienci sami się nie nakarmią.
Pół godziny później stoję przed szafą- długa do połowy łydki bawełniana trapezowa sukienka w kolorze pudrowego różu, ozdobiona poszarpaną koronką wołała mnie piskliwym głosikiem. Dodałam do niej długi jasnozielony sweter i zwykłe białe adidasy.
Szybki obchód po domu: kot nakarmiony, wszystko wyłączone- można iść do pracy.
Będąc nareszcie w moim królestwie, choć na chwilę mogłam zapomnieć o NIM.
Miesiąc temu miałam "randkę" z Kibą, byliśmy w wesołym miasteczku, Inzuka przyznał że czuje coś do Yuki, więc spędzaliśmy czas jak dobrzy przyjaciele i wtedy zjawił się ON.
Sasuke Uchiha.
Chwycił mnie w pół, w tym samym momencie mocno odepchną Kibę i powiedział jedynie jedno słowo: "moja". Przez chwilę miałam wizję- ja kilka lat młodsza, ławka, Uchiha i słowo "dziękuję" wypowiedziane z ust ciemnowłosego. Pytałam się Hinaty i Naruto czy znaliśmy się wcześniej, ale oni jedynie z dziwnymi minami zaprzeczyli.
Wracając do wydarzenia z przed miesiąca, po całym zajściu Sasuke jedynie odprowadził mnie zdezorientowaną do domu, nie odpowiadając na żadne pytanie kierowane w jego stronę. Dwa dni później wyruszył na misję, słyszałam od Shino że sam o nią prosił Tsunade. Nie widziałam go od tamtej pory, a w głowie pozostawił mi jedynie jeden wielki bałagan.

Dzisiaj postawiłam na babeczki czekoladowo- bananowe i ciasto truskawkowe. Słodki aromat roznosił się po całej restauracji i po ulicy na której była ona umieszczona. Miałam dziś o wiele więcej pracy niż zazwyczaj bo Yuki została zaproszona przez Kibę na randkę. Moja kochana pracownica, gdy wczoraj chłopak wpadł jak burza do "GoChi" z pięknym bukietem polnych kwiatów, zaczerwieniła się jak piwonia, a po zaproszeniu i przyjęciu kwiatów rozbiła mi kilka talerzy o filiżanek, więc dałam jej na dzisiaj wychodne, mimo iż mają spotkanie późnym popołudniem, wolałam dmuchać na zimne, jeszcze straciłabym wszystkie zastawy stołowe. Przed dziewiątą przyszła Mayu, zaczęłyśmy razem szykować śniadaniowe pudełka z bento- wielu shinobi ma dziś wyruszać na misję, więc przed misjami zawsze do nas przychodzą po jedzenie.
Gdy skończyłam robić omlety usłyszałam dzwonek do drzwi, zwiastujący swym delikatnym dźwiękiem przybycie klienta.

-Mamo? A co ty tu robisz?- moim oczom ukazała się rodzicielka, patrząca na mnie zatroskanym wzrokiem.

-Sakura kochanie, jak schudłaś.. Powinnaś bardziej o siebie dbać.- przychodzi do mnie średnio cztery razy tygodniowo, lub i częściej, już nie jeździ na misje, powiedziała że przechodzi na emeryturę, by gotować mojemu ojcu obiadki ( czytaj- chce kontrolować moje życie ile wlezie, szpiegując mnie i wypytując o każdy detal mojego i tak nudnego życia)

To mój pierwszy razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz