Rozdział I

3.6K 225 233
                                    


Luke upadł bezwładnie na nagrzany słońcem głaz, dysząc ciężko. Przed jego oczami pojawiały się mroczki. Próbował się podnieść, jednakże każdy najmniejszy ruch sprawiał mu niewyobrażalny ból. Z ledwością podniósł swój wzrok i dostrzegł zachodzące słońce. Przez chwilę wydawało mu się, że widzi dwie gwiazdy, które tak wiele dla niego znaczyły. Właśnie one przypominały mu dom.

To był już koniec. Zrobił to, co do niego należało. I przepłacił za to wszystkim. 

Już nic nie cofnie czasu. Już nic nie przywróci jego siostrzeńca, Bena Solo, na właściwą drogę. Zawiódł go i był tego całkowicie świadomy.

Drżącymi dłońmi oparł się o skałę i podniósł wzrok. Ten dzień się kończył wraz z jego egzystencją. Dostrzegł na słońcu czarną plamę. Widział tam... siebie. Wiedział, że ciało nie jest mu już do niczego potrzebne. Osiągnął właściwą równowagę. Osiągnął swój cel. 

Zamknął oczy, a po chwili jego ciało rozpłynęło się wraz z wiejącym wiatrem. Na skale pozostała jedynie stara szata i krople potu. 

Jego dusza wirowała wokół wyspy, próbując znaleźć swoje miejsce w swoim wewnętrznym konflikcie.

"Nic już nie uratuje Bena Solo" pomyślał, lecąc do słońca. Nic, oprócz jego przeznaczenia... Pewnej dziewczyny z Jakku.

*

Grupa dzieci siedziała w kole, słuchając uważnie opowieści jednego z nich. Każdy wytężył swój słuch, kiedy padło kluczowe słowo "Jedi". Znali je od zawsze, chociaż nie wiedzieli dokładniej skąd. Było to magiczne określenie, które wywoływało u nich gęsią skórkę. 

Młody, czarnoskóry chłopak zawzięcie opowiadał legendę o Skywalkerze, kiedy w jednym momencie przerwał im ich Pan, który wparował do pomieszczenia, krzycząc wniebogłosy. Dzieci rozproszyły się, jednak wściekły właściciel zaczął ich szarpać i poganiać do pracy. Chłopak o jasnych włosach natychmiast rzucił się do pracy.

Wybiegł na zewnątrz i westchnął ciężko. Wyciągnął dłoń, aby po chwili pojawiła się w nim miotła, stojąca nieopodal. Strasznie lubił to robić. Wiedział, że inni tego nie potrafią. Właśnie to sprawiało, że czuł się wyjątkowy. Jedynie to pozwalało uciec mu od myśli, że jest zwykłym niewolnikiem.

Chłopak od razu zabrał się do zamiatania, wpatrując się zawzięcie w księżyc, który oświetlał ich piękne i pełne życia miasto. Westchnął lekko i uśmiechnął się. Ponownie poczuł to dziwne uczucie.

Po niebie śmignęła jasna plama, którą kiedyś widział we śnie. To musiał być Skywalker, o którym opowiadał mu jego przyjaciel. Od razu poczuł, że ciężki kamień z jego serca spada, zostawiając nadzieję na lepsze jutro. Na jego palcu błysnęła obrączka, na której widniał symbol Ruchu Oporu. Dostał go od pewnej dziewczyny. Jednak nie obdarowała go jedynie tym. Ofiarowała mu także nadzieję.

W tym czasie poczuł na sobie czyjś wzrok. Odwrócił się i skamieniał. Z niedowierzaniem wpatrywał się w mistrza Jedi, którego już znał z opowiadań. Miotła wyleciała mu z dłoni, a chłopak zaczął nerwowo przecierać oczy. Zjawa jednak nie znikała. To nie był sen.

To był prawdziwy mistrz Luke Skywalker otoczony niebieską poświatą.

*

Kylo wstrzymał oddech i spojrzał dziewczynie głęboko w oczy. Próbował przelać na nią wszystkie swoje emocje, które nim targały. Ta jednak bez żadnego wyrazu na twarzy wcisnęła przycisk, który zatrzasnął rampę Sokoła Millenium. Właśnie w tym momencie przed oczami miał jedynie ścianę i wspomnienia związane z dziewczyną. Zacisnął pięść w prawej dłoni, jednak nie poczuł już kości ze statku ojca. Zniknęły tak samo jak jego wuj.

Obiecałeś - ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz