I. Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy, ja już cię znałem

8.4K 408 1.6K
                                    

Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy, ja już cię znałem.

Lekki uśmiech rozciągnął wargi Louisa, gdy odrzucił głowę w tył czując ciepło ogarniające jego ciało. Włosy lekko przykleiły się do jego czoła, ale w tamtym momencie nawet nie miał czasu by je poprawić. Kochał to uczucie, gdy unosił ręce i poruszał się gwałtownie, ale jednocześnie z ogromnym wyczuciem. To jakby stado motyli budziło się nagle w każdej części jego ciała, prowadząc wszystkie jego ruchy. Sapnął cichutko i lekko opuścił jedną z dłoni, następnie przesuwając nią w górę po swoim ciele, jednocześnie unosząc białą koszulkę i odsłaniając swój umięśniony brzuch. Oblizał spierzchnięte usta i zagryzł wargę nie mogąc się od tego powstrzymać. Delikatnie przyspieszył, mocniej zaciskając powieki, starając się ukryć spory uśmiech. Musiał się w końcu nauczyć panować nad swoimi emocjami. Tak jak robili to wszyscy profesjonaliści w tej dziedzinie.

Głos Harry'ego był wszędzie, wypełniał każdy nawet najmniejszy obszar pomieszczenia, jednocześnie osiadając na skórze Louisa i wręcz wtapiając się w jej karmelowy odcień. Ten właśnie głos odbijał się echem w jego głowie docierając jednocześnie do wszystkich zakamarków jego umysłu i jedyne o czym mógł wtedy myśleć był jego piękny właściciel. 

Harry.

Powietrze było coraz cięższe z każdą kolejną sekundą, a Louis czuł krople potu spływające po jego rozgrzanym ciele. Koszulka którą miał na sobie była już mokra w kilku miejscach, tworząc ogromne plamy, ale kto przejmowałby się taką drobnostką w tak ważnym momencie?

Czuł, że koniec zbliżał się nieubłaganie, i mimo iż wiedział, że finał będzie niesamowitym uczuciem, jego ciało na moment wypełniła pustka.

Zawsze tak było.

Poruszył się jeszcze dwa razy nim upadł na podłogę głośno dysząc i uśmiechając się do samego siebie. Wszystko ucichło, ciało mężczyzny leżało zwinięte na podłodze, poruszając się gwałtownie wraz z mocnymi oddechami. 

Louis nic nie mógł nic poradzić na to, że jego usta znowu zdobił uśmiech. To wszystko jego wina.

Wina Harry'ego.

Próbował unormować swój szalony oddech i puls, który dudnił głośno w jego uszach, sprawiając, że przez moment był kompletnie głuchy, ale jednocześnie szalenie szczęśliwy przez to co udało mu się osiągnąć. Po kilku tygodniach starań nareszcie udało mu się doprowadzić to do perfekcji.

Dopiero gdy udało mu się odrobinę nad sobą zapanować, dotarł do niego zaskakujący dźwięk oklasków, który sprawił, że natychmiastowo poderwał się z podłogi, stając na wyprostowanych nogach i dokładnie skanując otoczenie.

Wyobraźcie sobie jakie było jego zdziwienie, gdy na jednej z pokrytych lustrami ścian dostrzegł w odbiciu nikogo innego jak Harry'ego Pieprzonego Stylesa, który stał w drzwiach, mając na sobie długi czarny i dopasowany płaszcz zimowy i obserwując go uważnie, nadal lekko klaszcząc w dłonie. Posłał Louisowi jeden z tych swoich czarujących uśmiechów, a nogi lekko ugięły się pod dwudziepięciolatkiem i dopiero gdy kolejna piosenka z płyty Harry'ego nagle huknęła z ogromnych głośników rozbrzmiewając w całej sali tanecznej, mężczyzna rzucił się pędem do odtwarzacza by na czas ją zatrzymać. 

Wcisnął prędko pauzę i złapał kilka oddechów, mając cholerną nadzieję, że Harry jakimś cudem nie rozpoznał piosenki, do której Louis tańczył kilka sekund temu, po czym ponownie odwrócił się w stronę mężczyzny, który nadal stał w drzwiach lekko się uśmiechając.

To było jak uderzenie w twarz, bo Louis nigdy by nie pomyślał, że sam pieprzony Harry Styles stanie w drzwiach jego małej sali tanecznej i przyłapie go podczas tańczenia do jednego z jego największych hitów jakim było Kiwi.

Dance with me baby, like the world is ending.. |larry stylinson pl|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz