Rozdział XII

2.3K 136 31
                                    


     Draco był całkowicie zdezorientowany. Z jednej strony wiedział, że jest to możliwe, by jego ojciec chrzestny zakochał się w gryfonce. Ba! Nawet podejrzewał, że tak się stanie. Ale nie sądził, że nastanie to tak szybko. Dodatkowo Hermiona zażarcie spierała się z nim, że są jedynie znajomymi, bo pomogli sobie i znaleźli jako taki wspólny język. Ale nie spodziewał się, że ten język będzie dosłownie JĘZYKIEM.

- Ale... Jak?! Kiedy wy się zeszliście?! - Zapytał lekko pokrzykując.

- Przyhamuj chłopcze, nie zeszliśmy się. - Severus powrócił do swojej skwaszonej miny i zasiadł przy biurku.

- Jak to nie? Przecież przed chwilą pocałowałeś Hermionę! - Oskarżycielsko wskazał palcem na dziewczynę, w której oczach nagle zobaczył smutek przeplatany ze zrozumieniem.

- Spokojnie, Draco. To co jest między mną, a profesorem... Chyba nie można tego nazwać związkiem. Raczej... - Rozpoczęła, ale nie skończyła. Wyglądała, jakby bała się określić ich relacje.

- Romans. - Dokończył za nią z ogromną ilością negatywnych uczuć Severus. Mieszała się w nim złość, irytacja, wstyd i zawód. Nie chciał, by tak to ujmowali, a z drugiej strony sam do tego doprowadził.

- Romans? Wujek, czyś ty zwariował? Masz ROMANS z uczennicą? Z Hermioną?! Przecież o to cię posądzał Weasley, a czego ty się mocno wypierałeś. A teraz co? Jeszcze bym zrozumiał, że się zakochałeś i wielka miłość, ale romans? A co na to powie McGonagall?

- Tym piernikiem się nie przejmuje. Ja się bardziej o Lucjusza martwię. - Ciężko wypuścił powietrze.

- Ojcem? Przecież to Minerwa może cię wylać z roboty. - Wciąż patrzył na chrzestnego gniewnie. Zaraz po swojej wypowiedzi Hermiona się delikatnie roześmiała i podeszła do biurka. Usiadła na nim i zaczęła machać nogami.

- Dyrektorka akurat święta sama nie jest, zrozumie. - Obawy Dracona rozbawiły dziewczynę.

- Chwila, moment, co ma znaczyć, że święta nie jest? - Wtrącił się Severus.

- Oh, to pan nic nie wie? Myślałam, że jesteście najlepszymi przyjaciółmi. - Znów się roześmiała.

- Ja też tak myślałem, więc gadaj mi tu zaraz o co chodzi.

- Nie mogę profesorze. - Uśmiechnęła się do niego podstępnie.

- Granger! - Rozpoczął groźnie.

- Nie odbiegajcie od tematu! - Tą jakże uroczą wymianę zdań przerwał im nie kto inny jak Dracon. - To wy mi wytłumaczcie co ma znaczyć wasz romans! Nie mam nic przeciwko, bądźcie szczęśliwi i tak dalej, ale...

- Draco, jakby cię to naprawdę denerwowało. Co, czyżby wiewiórka się piekliła, bo coś podejrzewa? Bo mnie nie lubi? - Snape powoli zaczął się irytować przez zachowanie swojego chrześniaka.

- Bo boi się, że skrzywdzisz Hermione. Nie obraź się, wuju, ale ja również się o to boję. Mów sobie co chcesz, ale znam cię tak samo dobrze jak McGonagall. Chociażbyś nie wiem jak kochał to potrafisz zranić jak nikt inny. Najlepszym przykładem jest Lili.

- Wynocha! Nie chce cię widzieć na oczy! - Snape gwałtownie wstał przewracając przy tym krzesło. Cały był czerwony i szczerzył niebezpiecznie zęby.

- Widzisz? Niby Hermiona, przekonałeś się do niej, pociąga cię, ale nie potrafisz zapomnieć o Evans. I nic tu nie da gadanie o tym, że stara miłość nie rdzewieje, jak to mawiają mugole. Jakbyś chciał, to byś naprawdę zapomniał o Potterowej. Ale nie, ty uparcie się męczysz!

Czasem dopiero po śmierci Bóg łączy nić przeznaczenia ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz