#6

1.6K 73 3
                                    

Po długotrwałej ciemności w końcu mogę otworzyć oczy. Jestem na dziwnie znajomej mi drodze prowadzącej przez las. Jest noc, wiec jedynym źródłem światła jest księżyc, który wydawał się dziś wyjątkowo piękny. Jest bardzo spokojnie. Zerkam na swoje odbicie w częściowo zamarzniętej kałuży, w którą wdepnęłam bosą stopą. Mam na sobie długą białą sukienkę. To dziwne, nie kojarzę bym taką miała.
Nagle coś się dzieje, zza zakrętu wyjeżdżają sobie z naprzeciwka dwa samochody. Widzę jak jeden z nich wpada w poślizg i z ogromną siłą uderza w drugi. Czas wokół mnie płynął bardzo szybko, mój mózg nie był w stanie na bierząco przetwarzać informacji. Wszystko stanęło w płomieniach i właśnie wtedy rzeczywistość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą... z mojego gardła wydobył się tylko rozpaczliwy wrzask.

Wtem budzę się cała zdyszana. Spoglądam na zegar 3:00 w nocy.

Przez otwarte okno do mojego pokoju powoli wpadają płatki śniegu. A ja im się przyglądam całkowicie ignorując fakt że w pokoju panuje temperatura podobna jak na zewnatrz, a śnieg pokrywa już spory kawałek podłogi pod oknem.
Zastanawiam się nad tym co się stało. Ten sen często mnie nękał po wypadku moich rodziców ale nigdy nie dostrzegłam w nim siebie samej.
Myślę i wstaję z łóżka by zamknąć okno.
Przez następne dwie godziny nie mogłam zasnąć nie dręczona koszmarami, lecz w końcu nadszedł upragniony sen.

Rano budzę się kompletnie niewypoczęta. Z resztą, nie ma co się dziwić. Już na samym starcie mam zepsuty dzień. Niewyspana Rachel to zła Rachel. Uznałam, że muszę sobie jakoś umilić ten dzień, wiec postanowiłam, że napisze do Luka i namówię go na jakąś pizzę.

Do: Lucas
Masz może ochotę na pizzę? Mam kiepski humor muszę go jakoś poprawić -.-

Do: Rachel
Hmm... Jak masz kiepski humor to nie wiem. ;) a tak serio to chętnie ;* o trzynastej tam gdzie zawsze?

Do: Lucas
Jeszcze pytasz? Do trzynastej -.-

__________________
Czekam właśnie na Luka obserwując parę staruszków poddtrzymujacjch się za ręce. To takie piękne gdy widzisz coś takiego. To dowód na to, że miłość przetrwa wieki. Ale chyba nie w moim przypadku... przeżyłam już parę nieudanych związków. Jedne trwały miesiąc, drugie pół roku, ale mój najdłuższy związek trwał trzy lata. Byłam wtedy z Samem ze skorpionów. Nie uważałam tego za miłość, było to raczej przyzwyczajenie, wzajemna pomoc i wsparcie. Byliśmy najlepszą dwójką na walkach, do tego z jednego klubu i myślę, że dlatego zostaliśmy parą. Jednak zrywając ze skorpionami, równocześnie zerwałam ze Samem i szczerze nie żałowałam tego.
Podczas moich rozmyślań na horyzoncie zobaczyłam tego debila Luka za którym szedł jakiś chłopak, którego twarzy nie zdążyłam zobaczyć. Luke odrazu podszedł do mnie odsłaniając mi widok, dzięki czemu mogłam ujrzeć twarz tajemniczego osobnika. W tym momencie oczom nie wierzyłam.

-Zack?! -wrzasnęłam wstając i biegnąc w stronę uradowanego chłopaka.

-Rachel!?

-Luke! -krzyknął Lukas przypominając o swojej obecności, na co się zaśmialiśmy.

-Co ty tu robisz? Jak dawno tu jesteś? I czemu ja o tym nic nie wiem? - Mówiłam jak najęta przytulając tego olbrzyma. Kocham go jak brata. Zack jest bliskim kuzynem Lukasa, znamy się dziesięć lat, ale nie widujemy się zbyt często ponieważ Zack mieszka w Londynie. Nasze relacje są dość specyficzne dzięki czemu ludzie myślą, że jesteśmy parą. Nie przeszkadzało nam to w ogóle, wręcz czasami fajnie było poudawać.
Zack jest prawie dwumetrowym, brunetem o brązowych oczach i cudownie wyrzeźbionym ciele. Bez wahania mogę powiedzieć, że jest w czołówce najprzystojniejszych facetów jakich kiedykolwiek spotkałam. Coloney także uczuł się sztuk walki, ale jego specjalność to zapasy. Co nie zmienia faktu, że doskonale umie boks i kilka innych.

-Tak tęskniłem młoda. -powiedział całując mnie w czoło.

-Ja tez wielkoludzie. -wtuliłam się mocniej w tors chłopaka. -A teraz odpowiedz na moje pytania. -zaśmiałam się.

-Wiec. Przyjechałem by się z tobą zobaczyć, jestem tu od wczoraj wieczora i chciałem Ci zrobić niespodziankę.

-Luke! -krzyknął by ponownie przypomnieć o swojej obecności.

Naprawdę w naszym towarzystwie było bardzo dużo śmiechu.

____________

Gdy weszliśmy do pizzeri chłopcy odrazu poszli zamówić pizzę a ja zająć nasz ulubiony stolik, który znajdował się pod oknem wiec czekając na posiłek postanowiliśmy powyśmiewać się z przechadzających ludzi. I jak na złość  szedł tędy Wellinger...
Chyba zauważył moje obrzydzenie jego osobą bo uniósł ręce w geście obronnym.
Mam go serdecznie dosyć.

_____________

Others || Andreas WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz