Dzisiaj wieczorem mieliśmy wyjść na miasto trochę się rozejrzeć. Nikt z nas nigdy tu nie był,więc żeby rozeznać się w większej części miasta podzieliliśmy się na grupy. Ja trafiłam do grupy z Maxem i Lukiem, co było mi na rękę. Viv i Lena przyłączyły się do Andreasa. To trochę śmieszne bo obie latają za nim jakby był największym bóstwem świata. A nie jest...
Wszyscy uszykowani staliśmy przy bramie wejściowej i negocjowaliśmy z trenerem czy możemy wyjść. Początkowo nie byl co do tego przekonany, jednak po jakimś czasie się zgodził, pod warunkiem, że nie dowiedzą się o tym inni. Teoretycznie mogliśmy wychodzić, tak przynajmniej pisało w regulaminie obozu. Trener nie chciał nas wypuścić ze względu na bezpieczeństwo, ale w końcu nie wiem co mogłoby się nam stać.Droga z naszego obiektu do miasta zajęła nam około 20 minut. Oczywiście nie obyło się bez zgubienia. Więc myślę, że normalnie ta droga trwa jakieś 12 minut. Miasto było spore i bardzo ładne. Dość stara, kolorowa zabudowa była ozdobą tego bajeczbego miejsca. Chodziliśmy między budynkami wąskimi uliczkami, między oknami rozciagały się sznurki, a na nich pozawieszane pranie. Wszystko tu ma swój urok.
Gdy doszlismy do jednej z- naszym zdaniem- bardziej rozpoznawalnej ulicy, postanowiliśmy się rozdzielić. Ja z moją ekipą poszlismy wzdłuż ulicy na której się roztalismy z innymi. Po drodze było kilka fajnych knajpek klimatycznych, kawiarenek i tym podobnych. Jednak idąc dalej ulica traciła swe kolory i śródziemnomorski urok. Budynki były stare, zszarzałe, a ich tynk w nienajlepszej kondycji. Wszędzie było pełno grafiti, a po chodnikach kręcili się podejrzani ludzie.
Z każdym kolejnym krokiem mój niepokój wzrastał. To nie wyglądało jak to samo miasteczko, a raczej jakaś melina czy slamsy. Zauważyłam, że chłopcy odczuli to samo co ja, ponieważ byli bardzo skupieni, a ich mięśnie nieco bardziej napięte niż zwykle. W pewnym momencie przeszliśmy koło całkiem dużego budynku, za którym znajdował się ślepy zaułek, który przykuł naszą uwagę. Zatrzymaliśmy się na chwilę koło niego, gdy rozległ się dźwięk otwieranych ciężkich drzwi zaplecza budynku. Luke chwycił mnie i Maxa za ramiona i pociągnął za mur w taki sposób, że widzieliśmy co się tam dzieje, ale nasze sylwetki nie są widoczne. Zza drzwi wyszło dwóch mężczyzn, wyglądających jak ochroniarze, którzy wynosili z budynku jakiegoś człowieka. Człowiek ten już chwile później leżał koło śmietnika i sterty worków na śmieci. Gdy zniknęli z powrotem za drzwiami budynku, zgodnie ruszyliśmy w stronę mężczyzny. Nie byłam przygotowana na taki widok, gdyż poszkodowany był dosłownie zmasakrowany. Wyraźnie połamane kości twarzy, otwarte złamanie nogi i do tego wszechobecna krew. Już do końca życia będzie mnie to dręczyło w najgorszych koszmarach. Max przyłożył chłopakowi rękę do szyi, poszukując pulsu. Już po chwili odwrócił się do nas kiwając głową na boki. Wszyscy staliśmy jak wmurowani, a mój żołądek zdążył wywinąć fikołka z trzy razy. Nie byłam w stanie się ruszyć. Nie miałam pojęcia co zrobić. Panika powoli zaczynała we mnie wzrastać, gdy nagle ktoś pociągnął klamkę drzwi. Odrazu zaczęliśmy uciekać. Jeszcze nigdy w życiu nie biegłam tak szybko, ale udało nam się uciec, prawdopodobnie niedostrzeżonym.
Nie wiem...
CZYTASZ
Others || Andreas Wellinger
FanfictionByła dla niego nikim... W jednej chwili stała się dla niego wszystkim... !Opowiadanie jest w stu procentach moje wszelkie podobieństwa są przypadkowe! Najlepsze notowania: #466 miejsce w fanfiction 21.03.2018 #241 miejsce w fanfiction 11.04. 201...