Rozdział 4

1.9K 117 14
                                    

Spakowałam do bagażnika samochodu pakunki, które przygotowała mi moja mama. Było to między innymi słoiki z przetworami, które zrobiła moja babcia czy jakieś tam rzeczy do domu. Zawsze jak wyjeżdżam do Monachium , to przywożę coś ze sobą. Nie będę jednak narzekać, bo to zawsze się przydaje. Zamknęłam bagażnik i wróciłam do domu. Za jakieś dwie godziny wyjeżdżam. Chcę jak najszybciej dotrzeć do swojego domu. Zająć się tym wywiadem i innymi sprawami. Mogłam niby zrobić to wcześniej, ale nie miałam kiedy. Nie było na to czasu. Niby planowałam to na piątkowy wieczór, ale poszłam wtedy na spotkanie z Leyhe. Później spotkałam się z chłopakami, no i tak wyszło. Będę musiała nad tym po prostu usiąść, gdy będę w swoim mieszkaniu. Pewnie zajmie mi to całą noc, ale muszę to zrobić, innego wyjścia przecież nie ma.

--Jasmine pójdziesz ze mną za tydzień na trening? -- do korytarza wbiegł mały chłopczyk. Chodź już nie taki mały. Ma w końcu te osiem lat.

--Tak słońce.-- ukucnęłam przy nim.-- Tylko nie obiecuje, bo nie wiem czy się wyrobię. Zresztą nie wiem czy za tydzień przyjadę.

--Stephan mówił, że przyjedziesz.-- uśmiechnął się szeroko i przytulił do mnie. Ja jestem ciekawa, co ten jego ulubiony Stephan mu jeszcze nagadał.

--Co ci jeszcze Stephan mówił?

--No, że na pewno przyjedziesz, bo masz się spotkać z wujkiem Wankiem. Mówił też, że oni wam zrobią taki wielki ślub, jaki kraj Niemiecki jeszcze nie widział. Pod skocznią podobno.

Otworzyłam buzię że zdziwienia. Ten człowiek jest nienormalny. Muszę mu porządnie przypierdolić nartą, jak nadaży się taka okazja.

--A ja mogę być świadkiem na twoim ślubie? Obiecuję, że nie zgubię obrączek, tak jak wujek Hans.

--Alexsander posłuchaj mnie.-- położyłam ręce na ramionach chłopca i popatrzyłam w jego czekoladowe tęczówki.-- Nie będzie żadnego ślubu. Kiedyś może tak, ale nie teraz. Ja nie mam na to czasu. Chcę skończyć szkołę, a później zobaczy się jak to będzie.

--Czyli Leyhe i wujek Milka mnie okłamali. A to kutafony.-- założył ręce na pierś i zmarszczył, uroczo nosek.

--A skąd ty takie brzydkie słowa znasz, co?-- Poczochrałam jego loczki i uniosłam jedną brew do góry. Chodź skoro gada mi tu o ślubie, to wiadomo kto go tego nauczył.-- Albo nie mów. Ja już wiem.-- przerwałam mu i sięgnęłam do kieszeni kurtki. Ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Jestem ciekawa czego ci ludzie już chcą ode mnie. Spojrzałam na wyświetlacz i przewróciłam oczami. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.

--Czego twoja dusza pragnie?-- powiedziałam i wskazałam brunetowi salon. Mam nadzieję, że zrozumie i pójdzie tam. On tylko pokiwał głową i odszedł.-- Poczekaj jeszcze raz. Mam po niego pojechać.-- przetarłam twarz ręką.-- Nie ma jak dojechać do Monachium i ja mam robić za taksówkę? No dobra, niech ci będzie, ale chcę za to karton Mannerków albo Milki. Tak ja muszę zawsze coś chcieć. Nie ma tak łatwo. Dobra nie marudź już, tylko mi wyślij adres. Powiedz mu, że za godzinę tam powinnam być.-- rozłączyłam się i głośno westchnęłam. Ja to mam za dobre serce.

Czyli muszę iść się szybciej ogarnąć. Nawet podczas drogi muszę wyglądać jak człowiek. Nie chcę przecież żeby jakiś kierowca się mnie przestraszył i przywalił w drzewo. Później bym miała jakieś tam wyrzuty sumienia. Lepiej jednak poświęcić te dwadzieścia minut, na ogarnięcie się, nic później mieć jakieś tam problemy.

Weszłam po schodach na górę i udałam się do mojego pokoju. Z szafy wyjęłam białe jeansy i sweterek w kolorze, pudrowego różu. Poprawiłam makijaż i przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądam tak źle, więc nikt nie ucierpi, gdy mnie zobaczy.

Stargazing ||Andreas Wellinger||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz