Część II- Rozdział 6

1K 91 5
                                    

Stałam przy barierce i nerwowo zaciskałam kciuki. Przygryzałam też policzek od środka, co spowodowało, że po jakimś czasie poczułam metaliczny smak krwi w ustach. Jeszcze tylko dwóch skoczków i na belce zasiądzie Wellinger. Przyznam, że naprawdę się tego bardzo boję, bo musi skoczyć daleko, by objąć prowadzenie. Modlę się o to żeby mu się udało, ale nie chcę żeby też skoczył zbyt daleko, bo wtedy może się mu coś stać. To wszystko jest takie chore i pogmatwane.

--Kraft skoczył za blisko, ale za to Stoch objął prowadzenie. Jeśli Andreas skoczy powyżej dwustu czterdziestu pięciu, to wygra, a jeśli nie, to niestety pierwsze miejsce w Raw Air przejdzie mu koło nosa. Miejmy nadzieję, że mu się to uda.-- swoje filozofie głosił Stephan, który na szczęście wyszedł już ze szpitala. Może i na swoje życzenie, ale nie było z nim aż tak źle. Kilka połamanych żeber oraz złamana ręką, no i nie obeszło się bez mnóstwa siniaków oraz zadrapań. Cieszę się, że wyszedł z tego cało. Nawet nie chce myśleć o tym co by się stało, gdyby uderzył mocniej.

--No cicho już bądź.-- dźgnęłam go palcem w bok.-- Zaraz będzie skakać.-- ponownie zacisnęłam kciuki. Ja zaraz znajdę się w szpitalu, przez te całe nerwy.

Blondyn odepchnął się od belki i zaczął sunąć po rozbiegu. Jak dobrze, że widać wszystko na tych telebimach, bo inaczej wątpię, że udałoby nam się coś zobaczyć. Gdy odbił się z progu, moje serce na chwilę przestało bić, choć wiem, że jest to niemożliwe, ale ja właśnie tak czułam. Bałam się, że tak jak Leyhe, uderzy o zeskok i koniec będzie z tym wszystkim. Bałam się, że nie zdążę mu powiedzieć o tym co czuje, bo przyznam, że już sama wiem. Po prostu normalnie w świecie się bałam i miałam do tego prawo. W każdej chwili coś mogło pójść jednak źle, a ja mogłam go stracić już na zawsze.

--Leyhe czy ty to widzisz?-- krzyknęłam i złapałam, go za tą zdrową rękę. Mojemu blondynowi udało się wylądować na dwieście pięćdziesiątym metrze.

--On może to wygrać jeśli dodadzą mu przyzwoitą liczbę punktów i nie odejmą zbyt dużo za wiatr.-- oddychałam coraz szybciej. Czułam, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Te czekanie na ten końcowy wynik nigdy nie należało do moich ulubionych zajęć, bo to zdecydowanie było najgorsze.

--Boże kochany on to zrobił!-- krzyknęłam, a po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy. Przytuliłam się do Stephana, byłam taka dumna z niego. Mój chłopak wygrał całe Raw Air, trzeba to będzie zapisać w kalendarzu.

Widziałam jak chłopaki z drużyny do niego podbiegają, jak wszyscy mu gratulują, to było wspaniałe. Na chwilę nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, on puścił mi oczko oraz uśmiechnął się szeroko, czułam jak ciepło rozlewa się w moim brzuchu. Miałam nie iść tam do niego, żeby tak przy wszystkich mu pogratulować, ale w końcu raz się żyje.

Z łatwością wyminęłam członków różnych kadr i po chwili znałam się koło wyjścia. Bez namysłu wbiegłam na śnieg, po czym rzuciłam się na niego. Chłopak objął mnie i okręcił wokół własnej osi. Coś czuję, że już jutro będziemy na pierwszych stronach gazet. Po kilku minutach postawił mnie na ziemi, oparł swoje czoło o moje.

--Zrobiłem to dla ciebie.-- mruknął i pocałował mnie delikatnie.

--Kocham się Andreas.-- szepnęłam.

--Ja ciebie też kocham słońce.-- pocałował mnie w czoło i ponownie przytulił.

✨✨✨

Siedziałam przy barze i sączyłam drinka, zaczynam się zamieniać w jakiegoś alkoholika. No, ale w końcu uczyłam się od najlepszych, mam na myśli Eisenbichlera. Po dekoracji i wywiadach, które w moim przypadku były bardzo liczne, przyszedł czas na imprezę, która kończyła ten cały turniej. Miałam ją siebie niby odpuścić, ale nie było takiej możliwości. Chłopaki wparowali mu do pokoju i stwierdzili, że mam pół godziny na przyszykowanie się, bo inaczej zabiorą mnie tak. Także nie miałam zbyt dużego wyboru. Musiałam się przygotować i pójść z nimi na tą huczną imprezę, która prawie dorównywała tej co się odbyła w Garmisch i tej co była rok temu w Planicy, a muszę przyznać, że tam to ostro zaszalałam.

--Czyli między wami jest już dobrze? - - dosiadł się do mnie blond osobnik, o zacnym imieniu Daniel. Również miał drinka, czyli nie byłam jedyną osobą, która postanowiła na nie, a nie na te hektolitry wódki.

--Raczek tak.-- bawiłam się napojem w szklance.-- Wszystko sobie wyjaśniliśmy i teraz już powinno pójść wszystko gładko. Bynajmniej taką mam nadzieję. Nie chcę żeby znów się coś popsuło. To by mnie już całkowicie dobiło. Nawet nie chcę o tym już myśleć. Wystarczająco przeżyłam w ciągu tych kilku miesięcy.

--Rozumiem cię, ale masz zamiar nas zostawić i wrócić do Niemczech czy może zostaniesz tu by dokończyć studia, i dopiero wtedy wyjedziesz?-- spytał, przyglądając się mi.-- Nie chcę byś nas tak szybko opuszczała. Wszyscy się już do ciebie tak bardzo przywiązaliśmy. Nawet Kanneth, który do ciebie nie pałał zbyt wielką przyjaźnią.-- zaśmiał się.- Będzie nam smutno. No i przede wszystkim stracę moją najlepszą doradczynie, nikt mi już nie pomoże z tymi moimi dziewczynkami.-- pokręciłam z rozbawieniem głową. Po prostu uwielbiam tego człowieka.

--Nie masz się czego bać, barbie.-- poczochrałam jego idealnie ułożone włosy.-- Jeszcze przez jakiś czas z wami zostanę. W końcu nie będę znów zmieniać pracy i studiów, musicie przez jakiś czas jeszcze ze mną wytrzymać.

--Z kim wytrzymać?-- powiedział Wellinger, obejmując mnie z tyłu i cmokając w policzek. Czuć było od niego alkoholem, więc widać, że dziś to on nie ma żadnych ograniczeń. W końcu jednak mu się nie dziwię, tyle wygrał więc może dziś nieco zaszaleć.

--Nie twoja sprawa.-- uśmiechnęłam się złośliwie.-- Za ile będziemy mogli się stąd wreszcie wyrwać?-- spytałam go. Daniel puścił mi oczko, po czym zrobił tą swoją pedofilską minę. On już wiedział co się szykuje.

--Możemy nawet i teraz, ale trzeba się wymknąć tak aby te nasze Szwabki nas nie zauważył. Oni nam nawet nie pozwolą stąd wyjść. Dziś chcą mnie upić, ale mi się to zbytnio nie uśmiecha. Coś chcę z tego wieczoru zapamiętać z tego wieczoru.

--Wmieszamy się w tłum i jakoś się wydostaniemy.-- dopiłam drinka, a następnie zeskoczyłam z krzesełka. Złapałam blondyna za rękę i zabraliśmy się do ucieczki.

Przeciskaliśmy się przez tłum, uważając przy tym by nie wpaść na tych debil. Gdy byliśmy już przy wyjściu zauważył nas Markus, ruszył w naszą stronę, ale wybiegliśmy stamtąd, śmiejąc się jak typowe zakochane nastolatki.

--Gdzie ty masz tą kartę?-- spytałam, opierając się o ścianę.

-- Powinienem ją mieć w kieszeni.-- włożył rękę do czarnych jeansów, po czym zaczął przeszukiwać ją z prawdziwym zapałem. Myślałam, że padnę tam ze śmiechu.-- No i z czego rżysz, głupia?-- fuknął, mieszać mnie wzrokiem.-- No nareszcie.-- wyciągnął z kieszeni plastikowy, prostokącik.-- Panie przodem.-- powiedział, gdy w końcu udało mu się otworzyć drzwi.

--Nie spodziewałem się tego, że z ciebie jest taki dżentelmen.-- zdjęłam buty i położyłam je przy szafie. Moje nogi i tak dużo dziś wycierpiały, nie będę ich jeszcze bardziej męczyła chodzeniem w butach na wysokim obcasie.

--Jestem dla ciebie łaskawy, ale to się zaraz skończy.-- zdjął marynarkę, po czym rzucił ją na łóżko. Podszedł do mnie i przerzucić mnie sobie przez ramię, jak worek ziemniaków.

-- Ciebie to już chyba dziś ostro popierdoliło.-- warknęłam. Zdecydowanie nie odpowiadało mi zwisanie głową w dół. To nie były moje klimaty.

--Cicho bądź już kobieto.-- klepnął mnie w pośladek, na co pisnęłam. On się prosi o porządny opieprz.-- Ja ci chcę teraz coś pokazać.-- zaczął iść w stronę balkonu.-- Puszczę cię, ale jeśli się na mnie rzucisz, to tego pożałujesz.--odstawił mnie na zimne płytki.

Miałam już mu nagadać, ale położył palec na moich ustach, a następnie obrócił mnie. Przede mną rozciągała się przepiękna panorama miasta. Teraz już wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu, ze właściwym człowiekiem.

Stargazing ||Andreas Wellinger||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz