03.09.2012
Tego dnia Taehyung poprosił ją o spotkanie. Nie miała pojęcia, dlaczego chce, żeby przyszła pod budynek, gdzie oboje chodzili na terapię w dniu, kiedy jej nie mieli, ale zgodziła się bez zastanowienia.
Zaraz po powrocie ze szkoły wpadła do domu, żeby przebrać się z mundurka i pobiegła w stronę miejsca spotkania. Nie chciała się spóźnić.
Chłopak stał oparty o ścianę budynku z bukietem kwiatów w dłoni i posępną miną. Poczuła lekkie ukłucie w sercu, kiedy zobaczyła jego mocno opuszczone kąciki ust. Nie lubiła, kiedy był smutny.
— Co się stało? — zapytała zmartwiona, podchodząc do niego. Wydawało jej się, że jego oczy są zaszklone i zaraz się popłacze. — Tae?
Nie odpowiedział na pytanie, tylko poprosił, żeby z nim poszła. Nie wiedziała, gdzie i po co, ale czy to było ważne? Widziała, że jej potrzebował, więc chciała po prostu być obok i w jakiś sposób go wesprzeć.
Szli w ciszy. Taehyung co chwilę nerwowo poprawiał płatki i liście kwiatów, które były spięte w bukiet. Lee nie była ekspertem w dziecinie roślin, ale rozpoznała fioletowe irysy pomiędzy żółtymi różami.
Kiedy znaleźli się na miejscu, dziewczynę zamurowało. Stali przed bramą cmentarną. Blondyn wszedł przez nią i ruszył przed siebie. Sprawnie i szybko omijał groby, nie patrząc pod nogi, jakby mógł dotrzeć do miejsca docelowego nawet z zamkniętymi oczami.
Coraz bardziej nie rozumiała, co się dzieje. Chwilę później chłopak zatrzymał się przed nagrobkiem, który niczym nie różnił się od innych. Spojrzała na datę — trzeci września dwa tysiące dziesiątego — i wszystko zrozumiała. Kobieta, która spoczywała w tym grobie, była babcią Taehyunga.
— Możesz... na chwilę zostawić mnie... samego? — wychrypiał. Słowa wydawały się grzęznąć mu w gardle. Zresztą, nie tylko jemu. Daileen też nie mogła nic wydusić, więc po prostu przytaknęła i odeszła wystarczająco daleko, żeby widziała jego sylwetkę, ale nie słyszała, co mówi.
Czekała, nie odrywając od niego wzroku, jakby bała się, że kiedy się odwróci, coś mu się stanie. Siedział na ławce, plecami do niej. Widziała, jak kładzie bukiet na grobie i otwiera jakąś książkę, być może jego ukochany notatnik. Sięgnął po coś w stronę uschniętych kwiatów, które stały w kamiennym wazonie. Zamknął zeszyt, schował go do torby i wyrzucił stary bukiet, na jego miejsce kładąc ten, który przyniósł.
Nagle odwrócił się i kiwnął na Lee głową, żeby już przyszła. Niepewnie usiadła obok niego na starej ławce, nie wiedząc, co powiedzieć. „Przykro mi"?
— Jak się czujesz? — szepnęła, zerkając na niego.
— Lepiej. — Uśmiechał się lekko, jakby patrzenie na grób babci już nie sprawiało mu bólu tak, jak kiedy tu przyszli. Wtedy po jego policzku popłynęła łza, a teraz? Jedynym wspomnieniem płaczu były delikatnie opuchnięte i zaczerwienione oczy. — Dużo lepiej.
***
Robiło się już ciemno, kiedy usiedli na moście w parku. Milczeli. Taehyung po prostu patrzył przed siebie, a Lee nie wiedziała, co powiedzieć. Siedzieli więc, nic nie mówiąc.
— Chcę ci coś pokazać — odezwał się nagle, a dziewczyna niemalże podskoczyła.
Chłopak wyjął z torby swój szkicownik i polecił, żeby zamknęła oczy. Kiedy kazał jej je otworzyć, na jej kolanach leżał otwarty zeszyt. Rysunek, który znajdował się na kartce, przykryty był zasuszonymi kwiatami konwalii i niezapominajki. Odgarnęła je i... cholera.
CZYTASZ
Tteoreojine ⋄ Kim Taehyung ✓
Fanfiction„Staczali się coraz bardziej i już nic nie było w stanie ich zatrzymać." Widywali się co tydzień. I choć nic o sobie nie wiedzieli, żyli tylko dla tych kilkuminutowych spotkań, kiedy milczeli i ukradkiem na siebie spoglądali. Oboje chcieli, żeb...