Udany debiut w Pucharze Świata, kwalifikacja do konkursu TCS - to dla zawodnika z rocznika 2000, dotychczas skaczącego w kadrze B, powód do radości, prawda? Jeśli tak, to dlaczego Jonathan Learoyd przez resztę wieczoru w Oberstdorfie siedział skulony w kącie hotelowego pokoju, desperacko powstrzymując napływające do oczu łzy?
Kochał skoki narciarskie, to wiedział na pewno. Przeszkadzało mu za to niemalże wszystko z tą dyscypliną związane. Przeszkadzała mu bezustanna rywalizacja. Przeszkadzało mu łamanie zasad fair play. Ale przede wszystkim, przeszkadzała mu konieczność udawania kogoś, kim nigdy nie był, nie jest i nie będzie. Miał dosyć prób usatysfakcjonowania wszystkich wokół, dosyć samotności, dosyć kłamstw.
Szkoda tylko, że brak mu odwagi...
- Jonty, nie uwierzysz! - Vincent bez uprzedzenia wparował do ich wspólnego pokoju, zgięty w pół od śmiechu. - Ten Kanadyjczyk jest przezabawny!
Learoyd niechętnie zamaskował smutek bladym uśmiechem, nie chciał bowiem zwierzać się współlokatorowi ze swoich zmartwień. Podniósł się z podłogi i, jak gdyby nigdy nic, zasiadł na wiklinowym krzesełku pod oknem.
- Doprawdy? Co takiego zrobił? - mimo, że chłopak miał wprawę w ukrywaniu słabości, tym razem sam był w stanie usłyszeć żałosny ton swojego ledwie słyszalnego głosu. Zaśmiał się nerwowo, unikając kontaktu wzrokowego.
Descombes Sevoie przez chwilę spoglądał na Jonathana z grobowym wyrazem twarzy. W końcu jednak jego usta z powrotem wygięły się w szeroki uśmiech, a sam Francuz zaczął szukać czegoś w telefonie.
- Gdzieś tutaj to miałem... Ach, jak ja nie lubię Twittera! - narzekał, przewijając oś czasu w dół. Zdawałoby się, że nie mógł już być bardziej uśmiechnięty, a jednak. Wyszczerzył się do młodszego kolegi i podał mu swoją komórkę. - O, tu. Sam zobacz.
Jonty powolnym ruchem złapał za smartfon i przeczytał tweet Kanadyjczyka. Z początku nie wydał mu się szczególnie interesujący, ale wtedy jeszcze nie znał kontekstu. Po zapoznaniu się z pytaniem nadesłanym przez fankę, poczuł kłujący ból, wędrujący od jednej skroni do drugiej. Co Boyd-Clowes chciał przez to powiedzieć? Czy to zwykły żart? A może jest w nim ziarno prawdy...?
Bo tak właśnie działał mózg Francuza, napędzany jego iście poetyckim serduszkiem - zawsze miał milion pytań, nawet wówczas, gdy nikt nie zamierzał udzielić mu odpowiedzi. W każdej sprawie, nawet najbardziej błahej i oczywistej, szukał drugiego dna. I właśnie te poszukiwania, wraz z nieskończonym ciągiem wątpliwości, spędzały mu sen z powiek niemal każdej nocy.
- Co o tym myślisz? - wesoły ton Vincenta wyrwał Learoyda z rozmyślań.
- Cóż... miło mi - powiedział to. Było już za późno, żeby po prostu przemilczeć tę kwestię. Czuł, jak jego policzki płoną żywym ogniem. - Nieczęsto słyszy się takie rzeczy.
- Rany, młody... Z ciebie też niezły prankster - Descombes Sevoie poklepał kolegę po ramieniu i z powrotem wyszedł z pokoju, a Jonathan odetchnął z ulgą. Nie chciał się ujawniać, jeszcze nie teraz.
Przez resztę wieczoru myślał o tym, co się stało. Choć właściwie nie stało się nic nadzwyczajnego. Prawda była taka, że przejmował się nic nieznaczącą zbitką liter, dryfującą w odmętach internetu. Chciał jednak wierzyć, że to jedno zdanie pojawiło się w sieci nie bez powodu.
Im dłużej nie spał, tym wyższe obroty przybierała jego wyobraźnia. W myślach ułożył sobie sobotnie spotkanie z Mackenziem: podejdzie do niego, jak gdyby nigdy nic. Zamieni kilka zdań, choćby o pogodzie. A później przejdzie do sedna sprawy. Z początku Kanadyjczyk będzie się bronił, zasłaniając swoim poczuciem humoru. W końcu jednak przyzna, że ten nieszczęsny tweet, który wydawał się być najlepszym żartem wszechczasów, paradoksalnie był akurat prawdą. Najprawdziwszą prawdą. Wtedy nie będzie już niedomówień, wszystko stanie się jasne. Może nawet coś z tego będzie?
Zachęcony obrazem powstałym w swojej głowie, Jonty postanowił przyspieszyć bieg wydarzeń. Otworzył aplikację Messengera, wpisał nazwisko Mackenziego i, w przypływie odwagi, napisał tajemnicze, niejednoznaczne "Dziękuję".
Pożałował swojej decyzji, kiedy tylko pod jego wiadomością pojawił się komunikat "Wyświetlono". W niepokoju czekał na odpowiedź. Miał wrażenie, że biciem swojego serca obudzi cały hotel. Kolejne minuty oczekiwania dłużyły się w nieskończoność.
Ale kiedy po trzech kwadransach rozmówca dalej milczał, Jonathan przestał czekać. Na ekran jego telefonu skapnęła pojedyncza łza, a on sam bezwładnie opadł na łóżko.
Gdyby tylko wiedział, co działo się wówczas kilka pokoi dalej...
CZYTASZ
croissant | leaboyd
FanfictionGdzie Mackenzie po raz tysięczny robi coś, nim pomyśli, ale tym razem nareszcie ponosi konsekwencje swoich czynów.