°quatre

530 102 65
                                    

Opuściwszy hotel w Oberstdorfie, jakże obszerna kadra Francji wsiadła do niedużego busa i ruszyła w stronę Ga-Pa. Podczas, gdy Vincent prowadził ożywioną konwersację ze swoją rodziną przez FaceTime, a sztab szkoleniowy omawiał sprawy organizacyjne, Jonty rozpłaszczył swój policzek na szybie i przypatrywał każdej mijanej osobie, w nadziei, że dane mu będzie zobaczyć Mackenziego.

Ach, Mackenzie... Jonathan zakochał się w nim po uszy, to wiedział na pewno. Nie wiedział za to, kiedy to nastąpiło: może wczoraj wieczorem, kiedy biegali w tę i z powrotem, w ramach "joggingu zapoznawczego", jak nazwał to Mac - najwyraźniej uwielbiał nazywać wszystko, co jeszcze nazwy nie miało. Właśnie w tamten wieczór w Oberstdorfie, kiedy zachodzące słońce nadawało włosom Kanadyjczyka złocistego blasku, a jego błękitne oczy, zmrużone w ochronie przed zimnym wiatrem, świdrowały Learoyda wzrokiem.

Nie, to nie mogło być wtedy. Może więc Boyd-Clowes urzekł Francuza w chwili, kiedy nazwał go Croissantem? Jontiemu w rzeczywistości bardzo się ten pseudonim spodobał - uznał go za uroczy i oryginalny - nie mógł jednak dać tego po sobie poznać. Przecież żaden normalny facet nie chciałby dostać ksywki na cześć wypieku, wymyślonej na poczekaniu. Tylko, co właściwie znaczy "normalny facet"? Zresztą, nie warto tego teraz roztrząsać...

Możliwe, że Jonathan zakochał się w Mackenziem już w momencie, gdy przeczytał jego tweet - czasem wystarczy, iż ktoś jest wobec nas uprzejmy, a my od razu tracimy głowę. Podstawowy ludzki błąd, który, jeśli wyeliminowany, zaoszczędziłby tylu wylanych łez.

Po dłuższym zastanowieniu, biedny rogalik z ciasta francuskiego stwierdził, że Mac zjednał go sobie w jednej chwili, dokładnie wtedy, gdy wychodząc z toalety, wpadł w jego wątłe ramiona. Choć Kanadyjczyk tkwił w objęciu zaledwie kilka sekund, Jonty zdążył poczuć drażniący zapach jego Eau de Cologne, dotknąć luźnego swetra z szorstkiej wełny i zobaczyć z bliska zmierzwione loczki, które chętnie przeczesałby palcami... Po raz pierwszy zobaczył niebieskie oczy Mackenziego z tak bliska - miał wrażenie, że spoglądając w nie przez ten ułamek sekundy, poznał odpowiedzi na wszystkie dręczące go pytania.

Niczym ze snu obudził go dźwięk klaksonu, oraz wiązanka przekleństw słyszana z przednich siedzeń. Nieznacznie podskoczył z siedzenia, kiedy poczuł w kieszeni wibrujący telefon. Dostał cztery wiadomości na Messengerze. Od Mackenziego. Pisał on strasznie chaotycznie, bez znaków interpunkcyjnych, a w każdej chmurce znajdowała się oddzielna informacja:

"hej"

"croissant"

"daj znać"

"kiedy będziecie w gagagagapapapapa"

"szykuj się "

"jogging zapoznawczy numerro zwei"

"~ kochający Big Mac ( ͡° ͜ʖ ͡°)"

Jonathan oblał się rumieńcem, czytając wiadomości od kolegi. I to nie ze względu na podpis nadawcy, z towarzyszącym mu Lenny Facem. Po prostu nie spodziewał się, że Boyd-Clowes tak bardzo zaangażuje się w ich znajomość. Myślał, że po wyjeździe z Oberstdorfu przestaną ze sobą rozmawiać. I tak byłoby lepiej - nie musiałby ze sobą walczyć, bo nie byłoby o co. Przez, a może dzięki Mackenziemu, myśli Francuza stale wędrowały w stronę jednego zasadniczego pytania: co z tego będzie?

Nim dotarli pod hotel, zdążyło się ściemnić. Z trudem wydobył z busa swój bagaż i powolnym krokiem, jako ostatni podążał w stronę wejścia. Lewa, prawa - wdech, lewa, prawa - wydech, lewa...

Całe życie przeleciało mu przed oczami, kiedy jakiś zakapturzony typ w czarnej bluzie wybiegł prosto na niego, wytrącając z ręki walizkę, a okrzykami naśladując Chewbaccę.

- Wyskakuj z forsy albo przestawię ci tę boysbandową buźkę!

- Proszę, daruj mi życie - powiedział płaczliwym głosem, czując na sobie wzrok napastnika. - Nie mam żadnych pieniędzy!

- Zapłacisz w naturze, bejbe - ten głos Jonathan rozpoznałby wszędzie. Mężczyzna jednym ruchem ściągnął kaptur, i z głupkowatym wyrazem twarzy wymierzył Learoydowi kopniaka w tyłek. - Nie odpisałeś na moje wiadomości, postanowiłem więc dać ci nauczkę.

- Twoje pomysły są chyba nieskończone, Mac - westchnął Jonty, podnosząc bagaż z chodnika.

- Tęskniłem za tobą, Croissant.

Te słowa sprawiły, że Jonathan, choćby nie wiem, jak bardzo chciał, nie potrafił gniewać się na Kanadyjczyka.

Cieszył się, że w rozciągającej się wokół ciemności, nikt nie widział jego rumieńców.

croissant | leaboydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz