8

2K 97 9
                                    

Z szafki wyciągam dwa kubki i stawiam je na blacie. Do jednego wsypuję kawę, a następnie staję przed trzema słoiczkami z zieloną herbatą i za nic w świecie nie wiem, którą powinienem wyciągnąć.

- Cześć. - odwracam się na dźwięk głosu i dostrzegam Florence ciągle w piżamie. Jej włosy znów są zaplecione w dwa warkocze, a ja w głębi duszy chciałbym, żeby tak wyglądały moje poranki do końca życia.

- Cześć. Tak się zastanawiam, który mam wziąć. - wskazuję na słoiczki, które różni tylko kolorowa naklejka.

- Ten z zielonym. - odzywa się, podchodząc bliżej - Albo nie, z różowym. - opada na krzesło i opiera brodę na dłoni. Wsypuję listki do kubka z reniferami, bo Will uświadomił mnie wczoraj, że to kubek dziewczyny.

- Te kolory coś znaczą? - pytam, ale to chyba oczywiste. To nie miałoby sensu, gdyby nic nie znaczyły.

- Zielony to pigwa, pomarańczowy pomarańcza, a różowy malina. - tłumaczy i wszystko zaczyna nabierać sensu.

- Nie wyspałaś się? - pytam, opierając o blat. Przyglądam się jak dziewczyna unosi zaspane spojrzenie na mnie.

- Miałam taki dziwny sen i teraz czuję się jakbym w ogóle nie spała. - ziewa, a mi się to udziela, co powoduje jej uśmiech. - A ty?

- Po prostu się obudziłem, więc przyszedłem tu. - wzruszam ramionami. - Pomyślałem, że jeszcze popracuję, ale chyba jednak sobie to daruję. - dziewczyna spogląda na papiery, leżące obok niej.

- Jeśli ci przeszkadzam, to mogę iść do salonu. - wskazuje w kierunku pokoju dziennego.

- Bardzo chętnie odłożę to na później. - uśmiecham się. - Jakie mamy plany na dzisiaj? - pytam.

- Ulepimy bałwana. - uśmiecha się. Przez moment przez moje myśli przebiega myśl, że nie powinienem się tak cieszyć na myśl o lepieniu śniegowego stwora, bo to zabawa dla dzieci, ale w głębi duszy chyba chciałbym wrócić do czasów, gdy nie musiałem martwić się o kancelarię.

Odwracam się, żeby wlać wrzątek do dwóch kubków, a po chwili odkładam je na stoliku. Siadam naprzeciwko blondynki, która uśmiecha się do mnie z wdzięcznością.

- Tak sobie wczoraj myślałem - zaczynam. - Will naprawdę nie powiedział ci nic o tym, że spędzę z wami święta?

- Nic, a nic. Zresztą, gdybym wiedziała, że zostaniesz, nie zrobiłabym z siebie takiej idiotki.

- Nie zrobiłaś. Umiliłaś mi drogę. - uśmiecham się, a mój wzrok pada na jej dłoń, leżącą na stoliku. Mam ochotę chwycić ją i już nigdy nie puścić.

- Ciągle uważam, że jednak popisałam się moją głupotą, a jeszcze jak przypomnę sobie jak te trzy lata temu się wygłupiłam. - ukrywa twarz w dłoniach, a ja z czystym sumieniem chwytam je i odciągam od głowy, przy okazji nie puszczając.

- Daj spokój. Było minęło. Teraz już nic nie zrobisz, a poza tym poprawiłaś mi wtedy humor, no i uratowałaś Willa przed uzupełnianiem tony dokumentów. - uśmiecham się lekko, bo gdy wtedy blondynka uciekła, jej brat był na skraju wściekłości, załamania i sam nie wiem czego. W każdym razie, sam zająłem się papierami od ojca, a jemu kazałem biec za Flo.

- Myślę, że te dokumenty by mu się przydały. Wiesz, kara za żywota, czy coś w tym stylu. - śmieję się cicho, ciągle nie puszczając jej.

⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄

Toczę wielką, białą kule po podwórku, zbierając tym samym śnieg. Zatrzymuję się, bo toczenie idzie mi coraz oporniej, zresztą sama kula sięga mi do połowy brzucha. Otrzepuję rękawiczki z białego puchu i rozglądam się, szukając miejsca dla bałwana. Mrużę oczy, wpatrując się na miejsce, gdzie pod śniegiem normalnie stoi grill, ale ten teraz leży schowany gdzieś w garażu. Pocieram dłonie, a właściwie to już przemoknięte rękawiczki i szykuję się do przeturlania kulki na upatrzony fragment podwórza, ale z domu wychodzą mężczyźni z jakimś szalikiem, starym garnkiem, miotłą, marchewką i w zasadzie tyle.

- Gdzie guziki? - pytam od razu, jednocześnie zabierając się do pracy.

- Już i tak ryzykowałem życie zabierając mamie marchewkę, bo robi zupę. - jęczy Will, odkładając wszystko na śnieg. - Mały człowieczku, nie poradzisz sobie sama. Rób kolejną kulkę, a my z Nickiem przetoczymy to, tam gdzie chcesz. - odgania mnie ruchem ręki. - No, ale gdzie mamy ją postawić? - marszczy brwi, a ja wskazuję upatrzone miejsce. 

- Tylko ostrożnie. - ostrzegam. - Nie zepsujcie jej. - Odwracam się i zgarniam z parapetu trochę śniegu, zaczynając lepić kolejną kulkę.

- Flo, pożyczyć ci rękawiczki? - spoglądam na Nicolasa, który pojawił się obok mnie. Zaczyna ściągać wspomnianą część ubioru, ale go powstrzymuję.

- Nie trzeba.- uśmiecham się lekko.

- Przecież widzę, że twoje są całe mokre, a moje nie przemakają. - Pomimo mojego sprzeciwu podaje mi dwie, czarne rękawice.

- A ty? - pytam, przyjmując je niepewnie, ale ten z kieszeni płaszcza wyciąga jeszcze jedną parę.

- Will mnie ostrzegał, więc jestem przygotowany.

- Hej, zakochańce, koniec romansowania. - odwracam się w stronę brata, który stoi tuż obok kuli śniegu z rękami na biodrach. - Mamy dużo do zrobienia, potem skończycie te romanse. - Zagrywam wargę, spoglądając na starszego adwokata.

- Dzięki. - mruczę, odwracając się. Skupiam się na zgarnianiu białego puchu, robiąc tym samym brzuch bałwanowi.

⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️

Liczba słów: 837

Hejcia, chciałam wam tylko ogłosić, że jednak publikowanie troszkę się przedłuży i nie skończę tak jak planowałam, czyli jutro, tylko przeciagnę to opowiadanie jeszcze na styczeń, bo przed momentem zorientowałam się, że jutro ostatni dzień roku, a opowiadanie jest na razie na takim etapie.
Nic się nie zmienia i codziennie będziecie dostawać nowy rozdział.

Także widzimy się jutro, buziaczki 😘

No i w razie, gdybyście wypatrzyli jakiś błąd, dajcie znać w komentarzu.

All I Want For Christmas Is YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz