9

2K 105 12
                                    

Poprawiam białą muszkę pod szyją i przez moment wpatruję się we własne odbicie w lustrze. Co prawda czarna koszula  nie za bardzo pasuje na kolację świąteczną, ale przez kilka miesięcy, bez przerwy, dzień w dzień muszę zakładać białą, a do tego jakiś krawat. W końcu adwokat musi wyglądać poważnie. 

Wzdycham cicho, bo nagle moje myśli zeszły na Florence i jej kolorowe swetry, szal czy nawet czapkę, przedstawiającą choinkę. W dodatku wczoraj przed snem myślałem o tym, jakby wyglądało moje życie z nią. Czy byłoby równie kolorowe jak ona? Czy raczej przeze mnie stałby się takim gburem jak ja? Choć osobiście wolałbym tą pierwszą opcję, to tak naprawdę mogę się o tym nigdy nie przekonać. 

Po raz kolejny wzdycham, bo chyba nigdy nie bawiłem się tak świetnie jak dzisiaj lepiąc zwykłego bałwana. Zacznijmy od tego, że ostatnio robiłem to może w wieku ośmiu, dziesięciu lat. Przez chwilę naprawdę poczułem się jak dziecko, zresztą chyba nie tylko ja, bo cała nasza trójka śmiała się jak szalona. 

Odwracam się od lustra, bo moje myśli znów weszły na tor "co by było, gdybyś tak się z nią spotykał". Podchodzę do drzwi i na głębokim wydechu otwieram je. W tym samym momencie z pokoju naprzeciwko, czyli z tego należącego do Williama, wychodzi blondynka. 

Wpatruję się w nią jak zaczarowany, bo tym razem zrezygnowała ze świątecznych swetrów i zwykłych dżinsów na rzecz białej, prostej sukienki nad kolano. Rękawy z kolei są długie, ale rozszerzają się na samym końcu. Zagryzam wargę, bo ten widok będzie mi się pewnie śnił. I o dziwo, czekam z niecierpliwością na te sny.

- Wyglądasz przepięknie. - odzywam się w końcu, a na jej policzku pojawia się rumieniec. 

- Dziękuję. Ty też całkiem nieźle, ale mógłbyś mi przypomnieć, to stypa czy może kolacja świąteczna? - Staram się powstrzymać uśmiech, ale na marne.

- Nie czepiaj się, dobra? Mam białą muszkę.

- I nic poza tym. - uśmiecha się lekko, po czym zagryza wargę, wpatrując się, jeśli się nie mylę, w moje usta. Robię krok w jej kierunku i obejmuję jej twarz w dłonie. 

- Jeśli nie chcesz... - zaczynam milimetry przed jej twarzą. Czuję na skórze jej ciepły oddech.

- Po prostu mnie pocałuj. - wyszeptuje, a ja spełniam jej prośbę i łączę nasze usta po raz kolejny, przysuwając ją jeszcze bliżej. Mógłbym umierać z nią w ramionach, tak mi tu dobrze.

- Nick! Flora! - Blondynka gwałtownie odsuwa się ode mnie, a ja zaczynam przeklinać jej brata, który pojawia się na piętrze. - Dzieciaki, nie czas teraz na obściskiwanie się po kątach. - klaska w dłonie, a na twarz Florence staje się jeszcze bardziej czerwona niż moment wcześniej. - No, już na dół. Rodzice nie będą wiecznie czekać. - pogania nas. Przepuszcza swoją siostrę pierwszą, a mnie chwyta za łokieć.

- Tak, wiem. - mruczę, uprzedzając go.

- Dobrze, że pamiętasz, ale chciałem ci tylko powiedzieć, że Flo chyba przyszykowała dla ciebie prezent pod choinkę. - puszcza mi oczko, a zaraz potem zbiega na parter. - To co? Zaczynamy kolację? - zaciera dłonie. - Już nie mogę się doczekać prezentów! - woła podekscytowany jak dziecko, zajmując miejsce obok siostry. Sam siadam naprzeciwko blondynki. Rodzice Bergerów zajmują miejsca na szczycie stołu.

- Myślałem, że prezenty otwiera się dopiero jutro rano. - odzywam się.

- Mamy własną tradycję. - Richard, głowa rodziny, uśmiecha się lekko, z miłością wpatrując w swoje dzieci. - Flo i Will jakoś nie grzeszą cierpliwością, jeśli chodzi o prezenty. 

- Tato, wystarczyłoby pierwsze zdanie. - Dziewczyna spogląda na ojca, przechylając lekko głowę. Postanawiam zaryzykować i prostuję jedną z nóg, licząc, że zahaczę nią o tą należącą do blondynki i nie mylę się, bo coś dotykam, a wnioskując po nagłym drgnięciu Flo, o jej dotknąłem.

- Nick, a u ciebie w rodzinnym domu są jakieś świąteczne tradycje?

- Moja siostra uwielbia pierniczki i czasem dwa miesiące przed świętami zaczyna je już robić. - uśmiecham się lekko.

- Co jak co, ale pierniki Annie są najlepsze pod słońcem. - komentuje William.

⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄

Siadam na stopach pod choinką i chwytam pierwszy pakunek. Spoglądam na małą karteczkę, przyczepioną do niego i po chwili odwracam się w kierunku stołu i wręczam go mamie. Przez chwilę razem z Willem wręczamy każdemu prezenty, a na końcu wymieniamy się swoimi. Oboje zostajemy na dywanie i zabieramy się za otwieranie podarunków. 

Z dwóch pierwszych wyciągam łącznie cztery świąteczne swetry, a ja już snuję plany kiedy je założę, ale mimo podekscytowania odkładam je obok i chwytam zwykłe, sześcienny pakunek, owinięty szarym papierem z zielonymi choinkami. Unoszę wzrok, bo to pasuje mi tylko do jednej osoby.

Nicolas siedzi przy stole, a swoje prezenty odłożył na wolne krzesło obok i teraz wpatruje się we mnie z lekkim uśmiechem na ustach. Na ustach, które chciałabym całować do końca świata. Odwzajemniam uśmiech i zabieram się za rozpakowywanie prezentu od niego. Ze środka wyjmuję trzy książki. W dwóch pierwszych głównymi bohaterami są psy, a trzeciej kot. I chociaż dostałam swetry, które są miłością mojego życia, to chyba jednak bardziej do mojego serca trafiły te trzy powieści, które zamierzam pochłonąć jeszcze na urlopie. W końcu do nowego roku jeszcze trochę czasu mam.

- Flora, ja nie wiem, gdzie ty kupujesz te czapki. - unoszę wzrok na Williama, który założył na głowę czapkę bałwana. Śmieję się cicho, podobnie jak reszta.

- Powiem ci, że Flo dobrała idealnie prezent, bo jesteś bałwanem. - komentuje Nick.

- Ty, facet, a ciebie nikt o zdanie nie pytał. - odzywa się mój braciszek, celując palcem w starszego adwokata, ale jednocześnie podśmiechuje się pod nosem. - Chyba muszę poprosić Florę, żeby kupiła ci czapkę z baranem, baranie.

- Ja się jednak wolę w to nie mieszać. - unoszę dłonie w geście poddania. - A ty, Nick, nie otworzysz prezentów? - pytam, przenosząc się na podłokietnik fotela, zajętego już przez tatę.

- Chciałem popatrzeć jak wy to robicie. - odpowiada, chwytając małe pudełko, które na pewno jest od mojego brata. Po chwili uchyla wieczko. - Hmm... Will, wcale nie spodziewałem się tego krawatu. - komentuje. - Dzięki. - rzuca, a zaraz potem chwyta profesjonalnie zapakowany prezent, a ja automatycznie wstrzymuję oddech, modląc się w duchu, żeby zawartość mu się spodobała. Przymykam powieki, decydując się na to nie patrzeć, tak dla bezpieczeństwa. - Florence, wiesz, że nie musiałaś? - spoglądam przed siebie, gdzie Bousson z uśmiechem wparuje się w granatowy sweter z reniferem Rudolfem. - Bardzo dziękuję. - Spogląda na mnie.

- No dobrze, dzieciaczki, to teraz możecie pozanosić wszystko do swoich pokoi, a jak wrócicie powinnam zrobić już gorącą czekoladę. - Podnoszę się ze swojego miejsca i zgarniam swetry i książki. Zatrzymuję się jeszcze przy wyjściu z salonu, żeby poczekać na chłopaków. Pierwszy dociera do mnie Nicolas, a gdy zatrzymuje się tuż obok mnie, mamie zaczynają się wprost świecić oczy. - Wiecie, że znów stanęliście pod jemiołą? - spoglądam w górę na roślinkę, przeklinają swoją głupotę, a gdy próbuję spojrzeć na mężczyznę, ten niespodziewanie wbija się w moje usta, które znów smakują cynamonem, chociaż nic o tym smaku nie było na stole. 

Przymykając powieki, a moje nogi i ręce zaczynają przypominać watę, przez co prezenty zaczynają mi się wyślizgiwać z objęć. Na szczęście, a może i nie, Nick odrywa się ode mnie i ze śmiechem łapie je.

⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄

Liczba słów: 1144

Widzimy się w przyszłym roku 😉
Buziaczki 😘😘😘

All I Want For Christmas Is YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz