18

2.9K 135 25
                                    

Dwa lata później...

Schodzę po schodach na parter, słuchając mamy przez telefon, a raczej jej wyrzutów, że pozwoliłem Florence przygotować dzisiejszą świąteczną kolację. Jakbym miał na nią w ogóle jakiś wpływ. Zresztą sam się wkopałem, gdy zakazałem przywozić kobiecie jakiekolwiek jedzenie, począwszy od deserów, a skończywszy na normalnych daniach. Wzdycham po raz kolejny, za co również mi się obrywa.

- Mamo, daj spokój. Flo wie co robi. - zaglądam do kuchni, ale blondynki tam nie ma. - Chyba. - dodaję cicho, tak, żeby przypadkiem kobieta tego nie usłyszała.

Przechodzę do salonu, ale tu również jej nie ma. Za to pośrodku stoi wielka choinka, której gałązki aż uginają się od ozdób. I wszystko za sprawą jednej dziewczyny. Po prostu szaleństwo. I ja się z nią ożeniłem w dodatku.

- Wiesz, co? Bo ja zadzwoniłem tylko, żeby powiedzieć, że macie wpaść tak koło siódmej, ósmej.

- Postaramy się, ale ciągle sypie. Normalnie śnieżyca nadchodzi.

- Wiem, dopiero co wróciłem, bo odśnieżałem podjazd. - przyznaję. - Do wieczora, to pewnie jeszcze ze dwa razy będę musiał go odśnieżyć. - wzdycham, bo akurat nie podoba mi się zostawianie Florence samej w domu, nawet jeśli będę tylko na podwórku.

- Flo robi tą kolacje?

- Tak. - przyznaję, trochę niezgodnie z prawdą, chociaż jakieś garnki w kuchni są porozkładane.

- Ale ona nie może się teraz przemęczać! - wywracam oczami.

- Wiem, ale przecież nie przywiążę jej do łóżka, prawda? - marszczę brwi, bo w sumie to mógłby być całkiem niezły pomysł, ale nie w tym stanie.

- Myślę, że to mogłoby się udać, synek, o ile trzymałbyś się od niej z daleka. - śmieje się.

- Na to nie licz. Ja kończę, bo Flo mi gdzieś zwiała.

- Jak to zwiała? - udaję, że tego nie słyszę i po prostu się rozłączam.

- Flo? - wołam, zatrzymując się na środku korytarza, a drzwi do łazienki się otwierają i wychyla się z nich głowa kobiety. - Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? - Blondynka wychodzi przede mną, a ja robię mocno niezadowoloną minę, bo zmieniła dresy na dżinsowe ogrodniczki, a na nie założyła sweter z reniferem. - Gdzie się wybierasz? - zaplatam ramiona na klatce piersiowej i wpatruję się w nią wyczekująco.

- Kochanie, bo jest mały problem. - zagryza wargę, robiąc słodką minę.

- Flora, nigdzie nie idziesz, jasne? Już i tak dostałem ochrzan za tą kolacje. - podchodzę bliżej i obejmuję jej twarz.

- No, ale Natalie znalazła porzuconego kociaka. Ja go tak przecież nie zostawię. - wyrywa mi się i ucieka do przedpokoju. Sięga po płaszcz. - Flo, wracaj! Nigdzie nie idziesz. Zwariowałaś do reszty?

- A co? Siłą mnie powstrzymasz? - Robi "groźną" minę. - No, pokaż jakim jesteś brutalem. Czekam. - wzdycham cicho, wywracając oczami.

- Nie cierpię cię. - fuczę, idąc w jej kierunku. Pomagam jej założyć płaszcz, a potem sadzam ją na pufie i wiążę jej buty, bo w ostatnich miesiącach trochę przytyła. - Nigdzie się nie ruszaj. - grożę jej palcem. - Idę tylko po kluczyki. - Jak najszybciej się da wchodzę do kuchni i zgarniam klucze z blatu.

- Wiesz, że cię kocham, Nick? - odzywa się, gdy sam wkładam buty. Pomagam jej wstać i obejmuję lekko.

- Ja ciebie też kocham, ale musisz na siebie uważać. Martwię się o ciebie i nasze maleństwo. - kładę dłonie na jej brzuchu.

- Nic nam nie jest i czujemy się świetnie. - uśmiecha się uroczo, a ja cmokam ją w usta.

☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄

Zaplatam ramiona na piersi, wpatrując się w drzwi do łazienki, za którymi przed chwilą zniknęła blondynka. Natalie stawia przede mną kubek z kawą i opada na sofę.

- Nick, ja cię naprawdę przepraszam, ale żaden weterynarz nie chciał dzisiaj mnie przyjąć. - Spoglądam na nią, a ta robi skruszoną minę.

- Ja się na ciebie nie gniewam, Nat, tylko na Flo. Przecież doskonale zdaje sobie sprawę, że jest w ciąży, przypominam, końcówka ciąży w dodatku, a ta nie dość, że uparła się na tą kolację, to jeszcze teraz to. - przełykam ślinę. - Dobra, teraz ja przepraszam. Ten kociak miał naprawdę dużo szczęścia, że trafił na ciebie i Flo. - Drapię się z tyłu głowy.

- Z tym akurat się zgodzę. - uśmiecha się lekko, a ja sięgam po kubek, ale zanim ten dociera do moich ust, z łazienki wychodzi blondynka.

- Nick, wiesz co? - odzywa się, uśmiechając się przy tym słodko. - Myślę, że powinieneś zadzwonić do swoich i moich rodziców, bo chyba nie dam rady zrobić tej kolacji dzisiaj. - Marszczę brwi, odkładając jednak naczynie na stolik.

- Mówiłem? Zadzwonię do mamy, bo znając życie i tak coś upichciła. - sięgam po telefon.

- Nie o to mi do końca chodzi. - kobieta zagrywa wargę. - Bo ja chyba nie będę uczestni... - urywa, chwytając się klamki i zamykając gwałtownie oczy, a ja od razu zrywam się z fotela. Chwytam ją w ramiona.

- Flo, kochanie, co się dzieje? - pytam, pomagając jej usiąść na moim wcześniejszym miejscu. - Nat, dzwoń na pogotowie. - zwracam się do brunetki.

- Nigdzie nie dzwoń. - Moja żona macha dłonią w kierunku swojej przyjaciółki, jakby ogarniała muchę. - Chciałam tylko powiedzieć, że nie będę uczestniczyć w tej kolacji, bo chyba mi wody odeszły. - Kończy, a ja otwieram usta ze zdziwienia. - O jeny, jakbym wiedziała, że tak zareagujecie, to bym wam nic nie powiedziała. - wzdycha, wędrując spojrzeniem to na mnie, to na Natalie, ale moment później chwyta mnie za dłoń z taką siłą, o jaką nigdy bym jej nie podejrzewał.

- Flo, jedziemy do szpitala! - ogłaszam.

KONIEC

☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️⛄☃️

Liczba słów: 855

Tak jak wspomniałam wczoraj, to jest  ostatni rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodobał, właściwie, że całe opowiadanie wam się spodobało.

Jestem wdzięczna za każdą gwiazdkę i każdy komentarz. Mam nadzieję, że wpadniecie na resztę moich opowiadań, no i może kiedyś wrócicie też tu.

Zastanawiałam się ostatnio na jakim bonusowym rozdziale, ale wszystko zależy od was.

No to co? Zostało mi poprosić was o komentarze w razie jakiś błędów i może taki symboliczny komentarz na koniec?

Po raz ostatni (a może nie?)
Buziaczki 😘😘😘

All I Want For Christmas Is YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz