Łzy swobodnie spływały po moich policzkach uświadamiając mi jak bardzo żałosny jestem. Zawsze muszę coś zepsuć. Zawsze. Wszystko czego tylko dotknę rozpada się niczym domek z kart. Może jestem tylko pomyłką? Może tak naprawdę nie pasuje do tego świata? Nagle usłyszałem ciche pukanie w drzwi kabiny.
- Michael, wpuścisz mnie? - rozbrzmiał głos Caluma, na co się lekko wzdrygnąłem. Po dość długim namyśle otworzyłem drzwi nie podnosząc wzroku.
- Hej, nie płacz. - Brunet usiadł na przeciwko mnie w identycznej pozycji, zamykając drzwi. Kabina była dość małych rozmiarów dlatego nasze kolana się stykały. Pogładził lekko moje ramię w pocieszającym geście.
- Nie musisz się nade mną litować - wychlipiałem.
- Nie lituje, po prostu martwię. To jest różnica. - Nie spuszczał ze mnie wzroku. - Jak chcesz możemy się urwać z lekcji. - zaproponował.
- Chyba oszalałeś!
- Dobra, dobra zrozumiałem. - Podniósł ręce w geście kapitulacji.
- Co teraz mamy? - spytałem nadal lekko drżącym głosem.
- Artystyczne - odpowiedział po krótkim namyśle.
Nadal czułem się upokorzony ale nie zamierzałem opuszczać lekcji i robić sobie niepotrzebnych zaległości tym bardziej, że to mój pierwszy dzień w tej szkole. Ostatni raz obejrzałem się po zaśmiardłej kabinie i podniosłem z zimnej posadzki.
Gdy wyszedłem ze szkoły po skończonych lekcjach poczułem jakby niewidzialny ciężar, który trzymał się mnie kurczowo przez cały dzień nagle odpuścił. Jakbym właśnie wyszedł z sali po egzaminie, który miałby zaważyć o losach mojego życia. Pierwszy dzień szkoły oznacza starcie z nowymi ludźmi co jest wyjątkowo stresujące. Pomimo że fizycznie jestem siedemnastoletnim mężczyzną, o ile chłopców w moim wieku można określić tym mianem, wewnętrznie czuję się jak pięcioletni zagubiony chłopczyk.
Pierwszym co zrobiłem po wejściu do domu było dokładne umycie rąk pianką o zapachu truskawkowym. Taki nawyk.
- Cześć mamusiu - rzuciłem wchodząc do kuchni. Usiadłem przy wyspie kuchennej obserwując kobietę, która w skupieniu doprawiała potrawę bulgoczącą w garnku. Cicho grające radio w tle, unoszący się w powietrzu zapach zupy i widok mamy krzątającej się po niewielkim pomieszczeniu sprawił, że poczułem się nareszcie jak w domu. Uwielbiałem te chwile gdy po prostu mogłem być sobą.
- Jak w szkole skarbie? - spytała z uśmiechem.
- Normalnie - za wszelką cenę starałem się uniknąć odpowiedzi. To nie tak że jej nie ufam, wręcz przeciwnie, ale po prostu nie chcę by się martwiła. Już i tak wiele przeżyła a świadomość, że twój jedyny syn jest zwykłą porażką i ofiarą losu musiała być dodatkowym ciężarem. Także, nie chcąc dokładać jej problemów postanowiłem nie mówić całej prawdy. - A jak ci minął dzień?
- W pracy było naprawdę cudownie. Wspaniali współpracownicy i luźna atmosfera. - mówiła cała rozpromieniona. - A gdy byłam w sklepie spotkałam Liz, moją najlepszą przyjaciółkę ze studiów - powiedziała naprawdę podekscytowana. - Najlepsze jest to, że mieszka w domu zaraz obok. Zaprosiła nas dzisiaj na kolację. Mam nadzieję, że pójdziesz ze mną? - bardziej spytała niż stwierdziła.
- Jasne mamusiu, dla ciebie wszystko - zaśmiałem się cichutko. Bardzo się cieszyłem z radości mojej rodzicielki, w Melbourne wszyscy znajomi się od niej odwrócili po tym... a że z natury była bardzo towarzyską osobą było jej ciężko. Ale minął już rok. Czas zostawić przeszłość za sobą i ruszyć dalej.
- A teraz idź odrobić lekcję. Wychodzimy o 18:00.
Popełniłem jeden znaczący błąd. Nie spytałem po której stronie znajduję się dom pani Liz...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
będę zmieniać perspektywę na trzecioosobową chyba
YOU ARE READING
lost boy | muke
FanfictionŻycie Luke'a można opisać jednym słowem - nuda. Pochłonięty rutyną codzienności siedemnastolatek dawno zapomniał co to fascynacja, ekscytacja i przysłowiowe motylki w brzuchu. Czy uroczy Michael który niedawno wprowadził się do domu obok jest w stan...