Początek

109 13 18
                                    


Poniedziałek, 1 września. Dla większości uczniów dzień z jednej strony przyjemny, z drugiej okropny. Przyjemny dlatego, że zobaczą swoich kolegów bądź przyjaciół, których nie widzieli przez dwa miesiące. Okropny, ponieważ znów zaczyna się szkoła. Większość osób zgromadzonych na sali
gimnastycznej rozmawiała ze sobą, śmiała się, wygłupiała. Sala była dość
przestronna. Sprawiało to, że osoby, które stały na przeciwległych końcach sali nie widziały się zbyt dobrze. Gdy ktoś chciał znaleźć swoich znajomych po prostu pisał do nich na messengerze, pytając o miejsce, w którym się
znajdują.
Na salę wszedł chłopak. Całkiem przystojny, wysoki brunet o niebieskich oczach. Ubrany był w czarną marynarkę i spodnie, wykonane z identycznego materiału. Spod marynarki wystawał biały kołnierzyk. Nie miał na sobie
krawatu. Na lewej ręce dostrzec można było czarny zegarek. Widać było po nim, że nie czuje się w tym miejscu dobrze. Nie znał tam nikogo i marzył o tym, aby znaleźć się gdzieś z tyłu. Pech chciał, że jedyne wolne miejsca były w drugim rzędzie, po lewej stronie pomieszczenia. Nie miał zbyt dużego wyboru więc usiadł na samym skraju widowni. Wyciągnął swój telefon i słuchawki. Założył tylko jedną, aby wiedzieć kiedy zacznie się apel. Chciał chociaż na krótką chwilę znaleźć się w świecie muzyki, którą kochał. Uwielbiał słuchać metalu i rocka. Były to gatunki, które najczęściej grał na swojej gitarze. Zajmował się też pisaniem piosenek, jednak były one znacznie spokojniejsze. Przeważnie pisał o dwóch uczuciach, które były dla niego
najważniejsze - miłości i szczęściu. Był pogodnym, pełnym energii
człowiekiem, jednak gdy znajdował się w miejscu, gdzie nikogo nie znał, czuł się nieco zagubiony. Nie widział co ze sobą zrobić. Nasilało się to najbardziej w sytuacjach, w których nie można było go odróżnić od przypadkowej innej osoby. Był indywidualistą. Nie trudno było to zauważyć w każdy inny dzień,
lecz dzisiaj musiał ubrać się w garnitur, ściągnąć swój ulubiony naszyjnik i stawić czoła pierwszemu dniu w nowej szkole. Taki właśnie był Lucas. Przez większość czasu pogodny chłopak, któremu żadne wyzwanie nie sprawiało
większego kłopotu, lecz w takich dniach jak dzisiejszy zamknięty, spokojny i nieco zagubiony młodzieniec.
Chwilę później na salę weszła dziewczyna. Udało jej się przemknąć
niezauważoną na tyły sali. Była zdumiewająco piękna, lecz widać było, że nie zdawała sobie z tego sprawy. Miała ciemne włosy, które opadały na jej ramiona. Jej twarz zdobiły piękny uśmiech i cudowne, brązowe oczy o głębokim spojrzeniu. Była ubrana w czarną bluzkę i czarne spodnie. Miała naszyjnik z zawieszką w kształcie litery K. Była to pierwsza litera jej imienia - Kate. Stanęła w kąciku niedaleko osób, które kojarzyła ze swojej poprzedniej
szkoły. Wiedziała, że jeden jej znajomy będzie z nią w klasie. Zbliżyła się do niego na bezpieczną odległość. Nie chciała, żeby ją zauważył, ponieważ nie
miała ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Była przygnębiona. Nie lubiła zawierać nowych znajomości, a musiała poznać teraz 28 osób z nowej klasy. Rozejrzała się po sali. Chciała się upewnić, że nie ma tu więcej znajomych osób. Było ich jednak całkiem sporo, na szczęście nie z jej rocznika. Miała wrażenie, że znajduje się w złym miejscu. Chciała już wrócić do domu, ale musiała wytrzymać tą godzinę apelu. Jeszcze nie zdążyła ochłonąć po wszystkich nieprzyjemnościach, które spotkały ją w gimnazjum, a już musiała
zacząć uczyć się w technikum. Wiedziała, że musi dać z siebie jak najwięcej, ale bała się, że będzie tak okropnie jak w poprzedniej szkole.
Apel się zaczął. Lucas zdjął słuchawki aby dowiedzieć się czegokolwiek o
nowej szkole. Pani dyrektor wygłosiła przemówienie, którym żaden uczeń nie był specjalnie zainteresowany. Chwilę po mowie przyszedł czas na
wychwalanie szkoły. “Standardowa gadanina, co ja tu jeszcze robię” pomyślał Lucas. Wstał z miejsca i przeszedł do tyłu. Stanął tuż obok Kate. Dziewczyna odsunęła się od niego na odległość około metra. Czuła się lepiej, gdy wiedziała, że nikt nie zacznie z nią rozmawiać. Pod koniec części, która miała uświadomić wszystkim pierwszoklasistom jak doskonałego wyboru dokonali,
do sali wszedł niewysoki, dobrze zbudowany chłopak. Ubrany był w czarną bluzę zarzuconą na biały T-shirt i ciemne jeansowe spodnie. Nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. On też nie zwracał uwagi na nic. Po prostu przeszedł na tył sali i stanął kilka kroków przed Lucasem.
Pani dyrektor przeszła do części, w której wysyłała uczniów do klas. Po
podaniu przez wicedyrektora instrukcji, jak dostać się do poszczególnych sal, uczniowie ruszyli do wyjścia. Lucas i spóźnialski chłopak szli teraz ramię w
ramię, a Kate szła przed nimi. Znaleźli się naprawdę blisko siebie, gdy
przechodzili przez drzwi sali gimnastycznej. Budynek szkoły był jakieś 20 metrów dalej. Był to szary przedwojenny blok. Jego widok z zewnątrz nie napawał optymizmem. Szare, miejscami odarte z tynku ściany straszyły przechodniów. Wnętrze budynku nie było wcale
przyjaźniejsze. Wąskie korytarze przepełnione były uczniami. Ciężko było poruszać się po schodach, ponieważ było na nich zbyt mało miejsca, aby mogły iść nimi obok siebie więcej niż dwie osoby. Kate miała tą przyjemność,
że jej klasa znajdowała się na parterze i nie musiała pokonywać schodów, które były największą zmorą wszystkich uczniów w tej szkole.
Klasa Lucasa znajdowała się na pierwszym piętrze na prawo od schodów . Nie była ona zbyt duża, ale mieściła 30 osób, czyli akurat tyle, ile aktualnie było w niej osób. Chłopak usiadł w jednej z ławek w ostatnim rzędzie. Chwilę po tym jak ułożył się wygodnie na drewnianym krześle usłyszał pewny siebie
głos:
-Sorki, wolne? - był to spóźniony na apel młodzieniec.
-Taa - odpowiedział od niechcenia Lucas
-Jestem Dylan - zaczął rozmowę dosiadający się
-Ja mam na imię Lucas, ale możesz mówić do mnie Luca lub Luck.
-Luck? Skoro masz na imię Lucas to nie powinno się tego wymawiać przez U a nie tak jak to robisz przez A?
-Luck wymawiane przez A oznacza po angielsku szczęście, a ja jestem
szczęśliwym farciarzem, więc odpowiadając na Twoje pytanie. Nie, nie wymawia się tego przez U - powiedział uśmiechając się nieznacznie.
Do sali weszła wychowawczyni. Wysoka kobieta o blond włosach i
zapierającym dech w piersiach spojrzeniu. Oczywiście nie przez swoje piękno zapierało dech w piersiach. Pod względem wyglądu było ono przeciętne. Wywierało takie wrażenie, ponieważ miało w sobie wiele dobroci i ciepła, ale
też w nim widać stanowczość. Wychowawczyni podała plan lekcji na następny dzień tłumacząc przy okazji wszystkie oznaczenia, które można było na nim znaleźć. Powiedziała też kilka słów o sobie. Uczniowie dowiedzieli się, że jest
nauczycielką matematyki oraz, że będzie ich uczyć tego właśnie przedmiotu, najprawdopodobniej przez cztery lata. Po kilku minutach było już po wszystkim. Lucas wyszedł z sali jako pierwszy. Już na schodach, do których droga z jego klasy była bardzo krótka, miał założone słuchawki. Marzył o tym,
żeby znaleźć się już w domu. Przechodząc przez parter narzucił na siebie kurtkę. Nie było zimno, ale nie miał ochoty pokazywać się w garniturze na mieście. Minął Kate, ale nawet jej nie zauważył. Kilka chwil później szedł już sam w stronę przystanku. Wiedział, że czeka go tam spotkanie ze starymi znajomymi, których nie chciał widzieć. Marzył o tym, żeby więcej nie zobaczyć osób, które zgotowały mu piekło w gimnazjum. Wiedział jednak, że niestety to  nie jest możliwe. Po przyjściu na przystanek usiadł na krawężniku, pochylił  głowę i wsłuchał się w muzykę. Wyobrażał sobie, że to on gra solówkę, której
akurat słuchał. Chwilę później przyjechał autobus. Wsiadł do niego jako  ostatni, ale na szczęście znalazł dwa wolne miejsca obok siebie. Zajął jedno z nich mając nadzieję, że drugie pozostanie wolne. Tak też się stało. Przez całą drogę patrzył przez okno. Wyglądał jakby próbował coś dostrzec. Coś co jest daleko i jest niezauważalne dla innych. Tak naprawdę uciekał myślami w
marzenia. Wyobrażał sobie, jak wspaniale byłoby wybrać się w góry, które uwielbia, z ukochaną osobą u boku lub prawdziwym przyjacielem, którego nigdy nie miał.
Kate poszła na przystanek sama, ale spotkała na nim swoją ukochaną
przyjaciółkę, którą znała od dzieciństwa. Droga minęła jej w wesołej, miłej atmosferze.
Sytuacja u Dylana była podobna jak u Kate, z tym, że on spotkał na
przystanku swojego kuzyna, którego bardzo lubił. Całą drogę spędzili na
rozmowie i wspominaniu dawnych, dziecięcych czasów, kiedy nie liczyło się nic poza zabawą.
Cała trójka po powrocie do pokoju wykonała swoje obowiązki i poszła do
swoich pokojów. Lucas grał na gitarze, Kate usiadła przy biurku i słuchając muzyki rysowała. Dylan poszedł spać. Robili to przez całe popołudnie. Ich dzień skończył się około 22:00.

FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz