(3) Jak się poznaliście? cz.2

376 23 0
                                    

Isaac:

Chodzisz z swoją przyjaciółką po centrum handlowym już od trzech godzin. Ciągnie ciebie dosłownie do każdego sklepu jaki jest po drodze. W końcu zgodziła się wejść do kawiarni. Po paru minutach wyszłyście. Ty cała uradowana, że masz w końcu swoją kawę, a ona, że nie musi słuchać twojego marudzenia. Nagle ktoś na ciebie wpadł. Przewróciłaś się wylewając prawie cały napój na siebie. Spojrzałaś kto na ciebie wpadł. Był to chłopak o stalowo szarych oczach. Wściekła wstałaś i zaczęłaś się wydzierać na niego.

-Hej [Y.N.], spokojnie- złapała ciebie za ramię przyjaciółka.- I tak miałyśmy już się zbierać. W domu zrobie ci kawę.

Spojrzałaś na nią i przytaknęłaś. Pozbierałyście torby i odwracając się zaczęłyście odchodzić.

-Nie chciałem!- usłyszałaś za sobą chyba jego głos.- Ja naprawdę nie chciałem!

Odwróciłaś się do niego przodem i posłałaś jedno ze swoich morderczych spojrzeń. Chłopak natychmiast się zamknął i westchnął.

Brett:

Twój samochód zepsuł się dzisiaj kolejny raz w tym tygodniu. Czyli jakiś dwunasty raz. Z całego serca nienawidzisz tego samochodu, ale musisz nim jeździć. Dostałaś go na urodziny i żeby nie zasmucić cioci... no cóż. Lecz dzisiaj twoja cierpliwość się skończyła. Dojechałaś do mechanika i kazałaś jak najszybciej go naprawić. Kiedy weszłaś na warsztat żaby znaleźć mechanika zobaczyłaś bruneta kłócącego się z facetem od aut. Oparłaś się o ścianę i ze śmiechem zaczęłaś się przyglądać. Nagle mechanik zamachnął się pięścią i prawie przywalił brunetowi. No właśnie, prawie. W ostatniej chwili podbiegłaś i złapałaś go za ramię.

-Nie wiem pan, że nie ładnie jest bić klientów- powiedziałaś złośliwie, a facet wyrwał dłoń z twojego uścisku.- Źle to świadczy o panie i o tym całym...- rozejrzałaś się wymownie-... bałaganie- dodałaś złośliwie się uśmiechając.

On prychnął i odszedł na twoje szczęście do twojego auta. Zabrał się za sprawdzanie.

-Dzięki, ale nie musiałaś- odezwał się chłopak za tobą, o którym zapomniałaś.

-Nie lubię przemocy- odwróciłaś się do niego przodem.- Jestem [T.I.]- powiedziałaś wyciągając dłoń w jego kierunku z uśmiechem.- A ty?

-Brett- powiedział i uścisnął twoją dłoń.- I jeszcze raz dzięki, ale...

-Ale nie musiałam- dokończyłaś za niego przewracając oczami.- Wiem.

Theo:

Stałaś pod nową szkołą i się rozglądałaś. Wzrokiem szukałaś swojego starego przyjaciela- Stilesa. Miał przyjść po ciebie jakieś dwie minuty temu. Po kilku minutach zdecydowałaś się jednak na niego nie czekać i biorąc głęboki wdech ruszyłaś przed siebie pewnym krokiem. Spokojnie, zachowuj się naturalnie, tak jak zawsze- powiedziałaś w myślach i otworzyłaś drzwi jednym ruchem. Od razu wszystkie osoby na korytarzu spojrzały na ciebie. O dziwo nie czułaś się zawstydzona, wręcz przeciwnie. Pewna siebie. Ruszyłaś przed siebie z wysoko postawioną głową. Każdy usuwał ci się z drogi. Podeszłaś do swojej szafki i zaczęłaś męczyć się z otworzeniem jej.

-Może pomóc?- usłyszałaś za sobą, na co zdezorientowana odwróciłaś się.

-Jakbyś mógł- powiedziałaś cicho. Może twoja postawa i zachowanie tego nie pokazuje, ale jesteś strasznie nieśmiała.

Chłopak podszedł i po kilku minutach otworzył ci szafkę. Uśmiechnęłaś się w podziękowaniu i wyciągnęłaś potrzebne książki. Czując jednak czyiś wzrok na sobie odwróciłaś się. Za tobą stał ten chłopak, który ci pomógł.

-Dziękuje, ale już nie potrzebuje pomocy- powiedziałaś stanowczo, ale naprawdę dużo to ciebie kosztowało.

-Chce tylko wiedzieć jak masz na imię, tylko tyle- wzruszył ramionami.

-[T.Y.]!- usłyszałaś za sobą krzyk, więc się odwróciłaś.

W twoją stronę szedł Stiles, a obok niego jakiś brunet. Uśmiechnęłaś się na widok przyjaciela i zamykając szafkę poszłaś w jego stronę.

-Jestem Theo!- usłyszałaś za sobą krzyk bruneta, na co się zaśmiałaś pod nosem.

Derek:

Kłóciłaś się z jakąś pielęgniarką na korytarzu. Nikt nie chce ci powiedzieć co jest z twoim braciszkiem. Siedzisz tu już od dwóch dni. Trzy godziny temu przeszedł ciężką operacje. Kobieta powiedziała żebyś usiadła i uspokoiła się. Jednak ty wiedziałaś, że to jest tylko ich gra. Przechodziłaś przez to samo trzy lata i pięć lat temu. Trzy, bo twoja mama umarła, a pięć, bo twoje rodzeństwo. Masz jeszcze ojca, ale nie widziałaś go od dziesięciu lat. Po paru minutach kłótni z pielęgniarką dałaś spokój i usiadłaś na krześle. Złapałaś się za głowę, a łokcie oparłaś na kolanach. Po chwili ktoś usiadł obok ciebie. Mając nadzieje, że to ktoś z personelu spojrzałaś w tą stronę. Siedział tam jakiś facet. Jedyne co rzuciło ci się w oczy to był zarost. Z westchnieniem odwróciłaś głowę i spojrzałaś w ścianę.

-Panna Rose?- usłyszałaś nad sobą.

Natychmiast zerwałaś się na nogi i spojrzałaś na lekarze. Wyciągnął dłoń. Trzymał w niej misia. Podał ci go ze słowami ,,Przykro mi''. Zdławiłaś w sobie łzy i ze spokojem usiadłaś na krześle. Los nauczył ciebie panować nad emocjami. Po chwili do tego co obok mnie siedział również podszedł lekarz i chyba też przekazał okropną nowinę. Usiadł na krześle i chyba się załamał.

-Czy ty też uważasz, że cały świat jednego dnia postanowił kopnąć cie porządnie w cztery litery?- spytałaś odwracając głowę w jego stronę.

-I to nie raz- spojrzał na ciebie.

-Ta... do kitu- skwitowałaś.

-Do kitu- powtórzył po tobie.- Derek- wyciągnął rękę w twoją stronę.

-[T.I.]- powiedziałaś i ją uścisnęłaś.

Rozmawialiście jeszcze chwilę, ale lekarz przyszedł i powiedział żebyś wypełniła papiery, bo jesteś jego jedynym opiekunem.

Some of us are human!- Preferencje Teen WolfWhere stories live. Discover now