Jilleane nie potrafi wyjaśnić tego dziwnego uczucia spokoju, jakie ją ogarnia, kiedy finalnie trafia na jeden ze statków Najwyższego Porządku. Zostawiła Pi samego, zabiła swojego ojca, a także ojca Asana. Pokrzyżowała wszystkie plany. Ściągnęła śmierć i destrukcję na ród Nova. Być może nawet na cały Elrooden. Nic gorszego nie ma prawa się już wydarzyć.
Eric, siedzący za sterami statku, posyła ukradkowe spojrzenia w stronę kobiety. Wyciąga wolną dłoń i układa ją na jej udzie, lekko je ściskając. Nova prawie natychmiast zrzuca ją ze swojego ciała, nawet na niego nie patrząc. Jej wzrok utkwiony jest w jakieś mrugającej na zielono kontrolce na panelu obsługi statku. Obok niej znajduje się niewielki wzór konstelacji Andromedy.
– Jilli, co się dzieje?
Nova usilnie stara się ukryć swoje łzy, jakie płyną wzdłuż jej twarzy, mocząc jasny materiał koszulki. Najchętniej ukryłaby się za swoim ukochanym płaszczem, który pozostawiła na Cardooine. Z trudem przełyka ślinę, czując się tak, jakby miała coś ciężkiego w gardle. Oddycha jednak spokojnie, powoli. Łzy to po prostu reakcja jej organizmu na ból, której ona nie potrafi zwalczyć.
Kiedy nie odpowiada, Thindrel lekceważącym gestem dłoni, tej samej, którą przed sekundami odrzuciła Jilleane, odprawia Szturmowców siedzących za nimi. Dwójka żołnierzy posłusznie wykonuje rozkaz, znikając w sąsiednim pomieszczeniu oddzielonym od sterów silną, żelazną ścianą. Komandor przełącza statek na autopilot i zwraca się w stronę kobiety. Próbuje ująć jej dłonie, ale Nova na czas zabiera ręce.
– Jilli, co się dzieje? – powtarza Eric.
Jego tęczówki w kolorze stali ciemnieją, kiedy nie dostaje żadnej odpowiedzi. Przesuwa dłonią po twarzy, wzdychając cicho.
– Porozmawiaj ze mną.
Cisza.
– Porozmawiaj ze mną, do jasnej cholery!
Jego wrzask roznosi się echem w uszach Jilleane. Z kolei jego pięść z impetem uderza w metalowy podłokietnik fotela, w którym siedzi ona. Nova wstrzymuje oddech, uchylając się w tył, jakby się obawiała tego, że kolejny cios zatrzyma się na jej twarzy.
– Boję się ciebie, Ericu – szepcze wreszcie ona.
Thindrel rozluźnia pięść, a następnie cofa rękę, widząc, że Jilleane rozpaczliwie unika z nim jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.
– Nie skrzywdzę cię.
Nova mruga kilkukrotnie, jakby nie wierzyła temu, co przed sekundą usłyszała. Eric Thindrel to pierwsza osoba w jej życiu, która pod powłoką chłodu i dostojności, skrywa takie pokłady złości i skłonności do przemocy. Choć od ich pierwszego spotkania minęło zaledwie parę miesięcy, od zaręczyn natomiast parę tygodni, poznała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, do czego jest zdolny. Wystarczyło zaledwie kilka spotkań, kilka nieoczekiwanych wybuchów agresji, by wszystko okazało się jasne. Choć jej samej nigdy nie uderzył, nie miała żadnej pewności, że nie zrobi tego, gdy już będą małżeństwem. Chciała uparcie w to wierzyć, w to, że on naprawdę nie podniesie na nią ręki, ale z każdym dniem wiara ta stawała się coraz trudniejsza. Z czasem pogodziła się z tym, że będzie musiała dzielić życie z kimś tak niebezpiecznym, jak Eric Thindrel. Gdzieś tam w środku siebie uważała, że może nawet sobie na to zasłużyła, tymi wszystkimi grzechami, których nigdy nie popełniła, ale przecież przed nią całe życie. Być może świat chciał ją ukarać za to, co uczyni dopiero w przyszłości.
I choć uparcie utrzymywała, że gardzi swoim ojcem, to tak naprawdę doskonale wiedziała, że nie potrafi go znienawidzić. Ani za to, że służy Najwyższemu Porządkowi – być może dlatego, ze w głębi siebie wciąż wierzyła, że Ace Nova nie jest tak zły, jakby się mogło wydawać – ani tym bardziej za to, że zorganizował te zaręczyny. Skąd bowiem Ace Nova miał wiedzieć, że oddaje swoją córkę komuś takiemu, jak komandor Thindrel? Na wszelkich kolacjach, spotkaniach, oficjalnych czy nie, zachowywał się tak czarująco i tak szarmancko, że przez ułamki sekund zaczynała myśleć, że może kiedyś nawet zdoła go pokochać. Ale kiedy zostawali we dwójkę, Eric bardzo otwarcie dawał jej do zrozumienia, że należy do niego i ma się mu podporządkować. Czasami wydawało jej się, że w jego oczach dostrzega blask jakiegoś uczucia, ale wrażenie to znikało w momencie, gdy jego dłoń agresywnie zaciskała się wokół jej podbródka, kiedy ona nie chciała spojrzeć mu w oczy.
CZYTASZ
collateral damage ∆ star wars
Fanfiction❝Pilot napotyka jej wzrok, kiedy badawczo obserwuje jej skąpaną w blasku elroodońskich księżyców twarz. Zauważa w czarnych oczach iskrę, tę samą iskrę, którą widuje codziennie w spojrzeniach członków Ruchu Oporu. Tę samą chęć pokonania Najwyższego P...