Harry obudził się z krzykiem, cały zlany potem. Wciąż miał wrażenie, że czuje metaliczny posmak krwi pana Weasley'a. Zwymiotował. Nie pomogło. W głowie mu huczało, kości i mięśnie bolały jakby przebiegł właśnie Maraton. Mimo to wstał ostrożnie chwiejąc się na nogach. Wziął drżącymi rękami okulary. W ogóle cały się trząsł. Od dwóch dni mieszkał w małym pokoiku w Londynie niedaleko Grimmauld Place 12. Cóż... pod latarnią najciemniej prawda? Oczywiście widział codziennie krążące w okolicy patrole z Ministerstwa, członków Zakonu Feniksa, a nawet śmierciożerców, ale w tym momencie nawet on sam chyba by siebie nie poznał. Oczywiście wiedział, że nie może zostać tu zbyt długo, jego Namiar reagował na magię pochodzącą nie tylko od niego. Tak więc przez cały czas musiał uważać, by nie zbliżać się do żadnego czarodzieja. To było strasznie męczące. Ale teraz... Harry walczył sam ze sobą. Musiał kogoś zawiadomić o ataku na Artura Weasley'a, ale oznaczałoby to ujawnienie się na Grimmauld Place 12. W tym domu jednak cały niemal czas ktoś używa magii, więc mógłby nie tylko sam zostać odkryty przez Ministerstwo, ale także kwatera główna Zakonu musiałaby się ujawnić. Harry myślał gorączkowo, ale powoli docierało do niego, że nie ma innego wyjścia. A cenny czas płynął... Pan Weasley mógł już nie żyć. Musi się spieszyć. Pobiegł do łazienki, wziął szmatę, dwoma ruchami wytarł plamę na podłodze i pobiegł z powrotem ubierając w biegu spodnie. Narzucił na koszulę kurtkę i włożył buty. Spojrzał w lustro. Przecież go nawet nie poznają. Miał teraz dłuższe, blond włosy i krótką bródkę. Na oczach zazwyczaj nosił soczewki kontaktowe niebieskie, a bliznę zwykle pudrował. Teraz oczywiście nie miał na to czasu, więc miał nadzieję, ze okulary i widoczna blizna wystarczy, by go rozpoznali. Porwał pelerynę-niewidkę i różczkę i wybiegł w noc. Pięć minut później stał pod drzwiami domu Syriusza. Rozglądnął się po raz ostatni dookoła lecz nie zauważył nic niepokojącego. Wstrzymał oddech i cicho wszedł do środka.
Od razu uderzył w niego znajomy zapach staroci, ale nie poczuł chyba po raz pierwszy drapiącego w gardło kurzu. Widać Syriusz naprawdę się postarał. Stąpając najciszej jak potrafił skierował się ku schodom, by obudzić Syriusza. Jednak do jego uszu dobiegły odgłosy rozmów. Zamarł. Ktoś był w kuchni, ale co u diabła można tam robić o tej godzinie. Harry ostrożnie skręcił korytarzem w stronę kuchennych drzwi przeklinając w duchu stary, lekko trzeszczący parkiet. Znał te głosy.
- Nie, Harry ani razu ani nie napisał, ani się nie pokazał. Wiesz Albusie, że zaraz byś o tym przecież wiedział. Molly także chyba uważa, że mu pomagam, chyba z nią nie rozmawiałeś. - głos Syriusza uświadomił Harry-emu jak bardzo tęsknił za ojcem chrzestnym. Ale nie to było teraz najważniejsze. Wciąż cały się trząsł i było mu niedobrze, a sam nie ruszy do Ministerstwa na pomoc panu Weasley'owi.
- Molly sama do mnie przyszła ze swoimi podejrzeniami, ale wierzę Ci Syriuszu, po prostu trudno mi wierzyć w to wszystko. Harry nawet z Ronem i Hermioną nie rozmawiał. Nie mam pojęcia już co myśleć i gdzie go szukać. - Harry był zaskoczony tonem zwykle opanowanego dyrektora, który teraz brzmiał tak... bezradnie. Ale po raz kolejny, odrzucił od siebie tę myśl. Nie to jest w tym momencie najważniejsze. Ściągnął pelerynę-niewidkę i wszedł do pomieszczenia.
-Artur Weasley został zaatakowany. - powiedział sam zaskoczony swoim bardzo słabym głosem. Syriusz i Dumbledore natychmiast wycelowali w niego rożdżkami i patrzyli z niedowierzaniem. Harry ściągnął kurtkę i odsłonił włosy pokazując bliznę. - to ja. Dyrektorze, Artur Weasley przed chwilą został zaatakowany przez węża w Ministerstwie. Nie wiem co on tam robił, ale leży teraz ranny, trzeba mu pomóc. Trzeba natychmiast kogoś tam wysłać.
- Harry, na Merlina, ty... - Syriusz chyba nie bardzo był w stanie mówić. Jednak Dumbledore szybko się opanował.
- Harry skąd o tym wiesz? - zapytał przeszywając go swoim uważnym spojrzeniem. Harry tego nie cierpiał. Zawsze czuł się nieswojo.
- Miałem sen... widziałem jak wąż pełza korytarzem Ministerstwa, za drzwiami zobaczyłem pana Weasley'a. Wąż podpełz i ukąsił go... panie dyrektorze szybko...
- Z jakiej perspektywy na to patrzyłeś? Stałeś z boku? Widziałeś to z góry?
-Ja... to ja byłem tym wężem. - Harry czuł, że coraz bardziej opuszczają go siły. Miał ochotę znowu zwymiotować i w dodatku bał się spojrzeć na Syriusza. Dumbledore bez słowa natychmiast wyszedł. Zostali sami. Niezręczna cisza dręczyła Harry'ego, ale nie wiedział też co ma powiedzieć. Czuł się tylko coraz bardziej słaby. Życie uciekiniera nie sprzyja dobremu odżywianiu się. Bardzo schudł.
Sekundy uderzały w chłopca swoją niewypowiedzianą pretensją. Wiedział, że tak będzie, że będą go oskarżać, że będą zawiedzeni. W końcu nie wytrzymał. Spojrzał na Ojca Chrzestnego i powiedział:
- M...mogę szklankę wody? - Syriusz jakby się obudził. Zamrugał, a potem bez ostrzeżenia podszedł i uściskał serdecznie chrześniaka.
- Nareszcie jesteś. Czekałem.
CZYTASZ
Harry Potter inna dorosłość
FanficHarry ucieka na piątym roku ze szkoły, szkoli się na własną rękę, musi uciekać przed ministerstwem, Dumbledore'em i Czarnym Panem...