Rozdział XX

533 78 20
                                    

- Wstawaj, pora ruszać - ponaglający głos Aestasa dostał się do śpiącej świadomości Serafina.

- Już... mamo. - Pod wpływem nagłego uderzenia chłopak przetoczył się przez kilka metrów. Spiorunował wzrokiem Chciwca, po czym z obrzydzeniem zerwał z siebie koc.

- No chodź. Spakuj się.I lepiej weź ten koc. Nocami bywa zimno. 

Serafin niechętnie podniósł się z ziemi, chwytając krawędź materiału. Niestety, musiał przyznać Aestasowi rację - nocami bywa naprawdę zimno i ciepło ogniska nie wystarcza. Brudny koc jako jedyny z całego obecnego ekwipunku mógł spełnić to zadanie.

Pozbierał z trawy wszystkie porozrzucane poprzedniego dnia przedmioty i włożył je do plecaka. 

- Gotowy? - spytał Aestas, gdy chłopak wreszcie skończył przygotowania do podróży. Uzyskawszy potwierdzające kiwnięcie głową, smok wyciągnął szpony w stronę towarzysza. Serafin szybko odskoczył na bezpieczną odległość.

- Co to ma być?! - krzyknął.

- To lecimy czy nie? - zniecierpliwił się Chciwiec.

- Nie chcę w ten sposób!

- Jaki sposób?

- Nie będę dyndać w twoich łapach tysiące metrów nad ziemią!

- Raczej kilkaset. Aż tak wysoko nie dałoby rady. I nie wpuszczę cię więcej na mój grzbiet!

- Czemu?

- Już o tym raz rozmawialiśmy - westchnął smok.

- Ostatnio mogłem tak jechać!

- Ale to była sytuacja wyjątkowa.

- Czemu?

- Bo ze skrępowanymi łapami nie mógłbym się dostatecznie wysoko odbić od ziemi.

- Więc dlaczego...

- Koniec gadania! - warknął Aestas. - Idziesz po dobroci, czy chcesz całą drogę lecieć do góry nogami?

Serafin już miał coś odpowiedzieć, gdy nagle przemówiła do niego wyobraźnia. Przeklął pod nosem i niechętnie rozłożył ręce na boki.

- I nie wyrażaj się tak - skarcił go smok, chwytając chłopaka.

- Czy mógłbyś chociaż raz...

- Nie - przerwał mu Aestas, wzbijając się w powietrze. Za nim do lotu poderwał się Noctis.

W tym momencie Serafin uświadomił sobie, że stary wilczur przez cały czas siedział na skraju polany i przysłuchiwał się ich kłótni.

***

Aestas zatrzymał się w powietrzu. Naburmuszony Serafin spojrzał w górę na łeb smoka. Ten uważnie przyglądał się błękitnymi jak niebo oczami czemuś w dole. Chłopak podążył za jego spojrzeniem. Na polanie pod nimi pasło się stado saren.

Chciwiec ponownie uderzył skrzydłami i gwałtownie zanurkował. Krzyk przerażenia wyrwał się z płuc Serafina, gdy ziemia zbliżała się z zawrotną prędkością. W ostatniej chwili smok rozłożył szeroko błony, jednocześnie wyciągając tylne łapy. Stado rzuciło się do ucieczki, ale było już za późno. Aestas z impetem przygwoździł dwie sarny do ziemi. W tym samym momencie puścił Serafina, który potoczył się po trawie przy akompaniamencie łamanych kości.

Chłopak przez chwilę leżał w bezruchu, przysłuchując się odgłosom pożerania sarny w wykonaniu Aestasa. Powoli siadł na ziemi. O dziwo w wyniku upadku nie odniósł żadnych obrażeń. A przynajmniej tak mu się wydawało. Spojrzał na towarzysza, który w najlepsze odrywał trzecią nogę swojej ofiary.

Jak zabić smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz