Rozdział XXIX

518 66 69
                                    

Chłopak gonił złodzieja wąskimi uliczkami Atoras. Pościg utrudniały wieże z skrzynek obok tawern, stosy śmieci porzuconych przez mieszkańców czy wozy nagle wyłaniające się zza budynków. Wszystkie te przeszkody nieznajomy pokonywał bez trudu, zawsze kończąc trudny manewr dabem.

Nagle blondyn skręcił w inną uliczkę. Serafin w ostatniej chwili wpadł w zakręt, cudem unikając zderzenia z ścianą. Ścigany przeskoczył nad stosem skrzynek i ponownie wykonał swój ulubiony ruch. W tym czasie odległość między nimi gwałtownie zmalała.

Rób tak dalej, a nigdzie nie uciekniesz! zaśmiał się Smokobójca, przyspieszając. W tym momencie złodziej wskoczył w kolejną uliczkę. Serafin skręcił za dabującym blondynem.

Ich oczom ukazała się miejska brama. Była wyraźnie mniejsza od tej, którą przybył Serafin, a przez jej wrota przechodziło mniej ludzi.

Złodziej wpadł między przechodniów, którzy na widok pędzącego młodzieńca odsuwali się na boki, natomiast Smokobójca pobiegł utworzonym w ten sposób korytarzem. Kątem oka zauważył kilka zdziwionych twarzy. Jakiś żołnierz kazał im się zatrzymać, ale oni już dawno byli poza miastem.

Serafin na chwilę obejrzał się na przejście w murze. Ludzie z powrotem wrócili do swoich spraw, a żaden z pięciu strażników nawet nie ruszyło się z miejsca.

Nie powinni nas ścigać? zastanowił się chłopak, ale nie miał czasu na rozważania. Przyspieszył, by nie stracić z oczu złodzieja. Mimo iż biegł najszybciej jak tylko potrafił, odległość między nimi powoli rosła.

Blondyn wpadł między drzewa, ponownie wykonując swój ulubiony ruch. Przeskoczył nad wysuszonym pniem i jeszcze raz zrobił daba. Tymczasem Serafin zbliżył się do złodzieja.

Nagle uciekający skręcił w bok. Smokobójca musiał zatoczyć łuk, by za nim podążyć. Kiedy znowu zobaczył młodzieńca, ten właśnie przeskoczył nad krzakiem malin. Wylądował w przyklęku, zastygł na chwilę w ulubionej pozycji, po czym zerwał się z ziemi i popędził dalej. Malejąca do tej pory odległość nagle wzrosła.

Serafin ciężej oddychał. Nie był w stanie dalej utrzymać tak dużej prędkości. Natomiast złodziej biegł coraz szybciej, jakby do tej pory dopiero się rozgrzewał. Wpadł na wielką polanę, a granatowa peleryna kpiąco powiewała za nim.

Nagle powietrze przeszył przerażający ryk. Znajdujący się już na środku łąki złodziej zaryzykował spojrzeniem w górę... i wrzasnął z przerażenia.

W tym monecie z nieba spadł Aestas, prawą łapą przygwożdżając blondyna do ziemi. Rozłożył skrzydła, dwukrotnie zwiększając swoją wielkość i cofnął łeb do tyłu, niczym atakująca kobra.

- Nie zabijaj mnie! - wrzasnął złodziej. Z perspektywy czasu doszli do wniosku, że blondyn miał tamtego dnia ogromne szczęście - Aestas był w nastroju do kłótni.

- Tak? A to dlaczego? - zapytał. Młodzieniec wytrzeszczył oczy, słysząc odpowiedź z ust gada, ale szybko odzyskał rezon.

- Bo inaczej skradnę twoje serce.

- Co?! - wykrzyknęli równocześnie Aestas i zdyszany Serafin, który w międzyczasie dotarł na polanę.

- Taki podryw u złodziei. - Towarzysze wymienili zdziwione spojrzenia. - A tak na poważnie, to beze mnie twój koleżka nie zdobędzie zaklęcia od Eksplodującego Noża.

- Nie dość, że dałeś sobie świsnąć pelerynę, to jeszcze nie zdobyłeś zaklęcia? - oburzył się Aestas.

- I jeszcze zwędziłem sakiewkę groźnego Bożydara - dorzucił z dumą złodziej. Smok spojrzał na niego ze zdziwieniem. Kiedy zrozumiał, o kim mowa, wybuchnął śmiechem.

Jak zabić smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz