Rozdział XVII

581 85 61
                                    

Serafin ze skrępowanymi z przodu rękami kulił się w kącie metalowej klatki. Po jej drugiej stronie leżał Aestas. Stalowe łańcuchy oplatały jego łapy, ogon i skrzydła, a metalowa obręcz na pysku uniemożliwiała mu otworzenie paszczy szerzej niż na kilka centymetrów. Klamra na czubku każdego ze skrzydeł nie pozwalała na rozłożenie błon. Tajemnicza, zielona plama wielkości dłoni nie zniknęła z jego nosa. 

Cela, w której się znajdowali, stała na drewnianym wozie, który z kolei postawiono na skraju dużej polany. Na jej przeciwległym krańcu rysowały się sylwetki kolejnych klatek, w których przesiadywało wiele smoków. Chłopak nie był w stanie określić liczby zamkniętych gadów, a tym bardziej ich gatunków.

Przy trzecim boku łąki zbudowano prowizoryczną zagrodę dla kilkudziesięciu koni. Zwierzęta pasły się spokojnie, nie zwracając uwagi na zamknięte obok gady.

W centrum polany płonęło duże ognisko. Wokół niego siedzieli mężczyźni, głośno się śmiejąc, jedząc i pijąc. Mimo iż północ już dawno minęła, zaledwie kilku Łowców zniknęło w niewielkich namiotach, rozbitych wokół ognia.

- Nie wierzę, że do tego doszło... - mruknął cicho Chciwiec. Chłopak upewnił się, że pilnujący ich strażnik odziany w skórzany pancerz dalej słodko chrapie, oparty o pień niemłodej lipy kilka metrów dalej.

- Do czego?

- Jak mogłem tak łatwo dać się złapać - warknął, wyraźnie rozdrażniony. Serafin cofnął się pamięcią o te kilka godzin.

- Wiesz... Na pewno stali pod wiatr, a trzask ogniska zagłuszył ich ruchy - pocieszył go chłopak.

- Tak! Masz rację! - ucieszył się Aestas. Serafin syknął na niego, niepewnie spoglądając na śpiącego strażnika. Wartownik najwyraźniej nie miał zamiaru się budzić. 

Smokobójca objął kolana ramionami, próbując zrozumieć kilka ostatnich godzin. Mimo twardych krat za plecami, dalej nie mógł uwierzyć, że to naprawdę się dzieje.

- Ale... jak mogło do tego dojść? - spytał z goryczą.

- Właśnie ustaliliśmy. Stali pod wiatr - zdziwił się smok.

- Nie o to mi chodzi! Czemu oni nazywają mnie zdrajcą?

- Jeśli za definicję zdrady uważasz bratanie się z wrogiem...

- Nie bratam się z tobą! - przerwał mu Serafin.

- A co właśnie robisz?

- Tylko z tobą rozmawiam! Zresztą to, że siedzimy w jednej klatce, nic nie znaczy.

- Dobra, niech ci będzie. Ale kiedy nas schwytali, siedzieliśmy razem przy jednym ognisku. Można to potraktować jako bratanie się.

- Skąd wiedzą, że no, na przykład, mnie nie napadłeś?

- Myślę, że chwilę nas obserwowali. Może nie słyszeli naszej rozmowy, ale no wiesz... spokojnie siedzieliśmy obok siebie...

- Nie pomagasz - warknął Serafin.

- To co mam niby zrobić?

- No, chociaż pocieszyć.

- Yyy... Będzie dobrze? I tak wszyscy zginiemy?

- Nie umiesz pocieszać.

- Smokom nie jest potrzebna ta umiejętność.

- Weź się zamknij! Co z tobą jest nie tak? Trzymają nas w klatce! I nazywają mnie zdrajcą!

- Ciebie przynajmniej nie przywlekli tu w sieci - warknął smok. Serafin jedynie prychnął i odwrócił się do niego plecami, próbując zasnąć.

Jak zabić smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz