ROZDZIAŁ.7

179 17 4
                                    

***2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ***

W każdą środę ja wraz z Mattem jeździliśmy na zawody dla amatorów na różne tory porozrzucane po całym USA. Nie była to dla mnie duża przeszkoda. Zwykle wygrywałem ja, albo mój najlepszy przyjaciel chociaż zdarzały się wyjątki. Nie chce się chwalić, ale szybko zdobyłem grono wiernych fanów. W między czasie obchodziłem urodziny. Ze względu na to jednak, że byłem na torze, lub w trasie spędziłem je skromnie z Mattem. Gdy zdmuchnąłem świeczkę na małym torciku, który dla mnie kupił poczułem się dorosły. Jak szybko to minęło. Jeszcze jakiś czas temu byłem małym chłopakiem, który miał być matematykiem- jak życie potrafi zaskoczyć. Zdałem sobie sprawę ile lat minęło od czasu, gdy ojciec chce mnie wydziedziczyć za chęć spełnienia marzeń...

Dzisiaj wracałem pod 2 miesiącach do domu. Mój kierowca wysadził mnie pod moim domem. Bez wahania, zmęczony po podróży ruszyłem w jego stronę darując sobie uprzejmości. Wewnątrz jak zawsze było ciemno. Westchnąłem głośno, gdy usłyszałem...

-Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin Zygzak!- krzyknęła moja mama i siostra. Przestraszyłem się, lecz na twarz szybko wkradł mi się uśmiech. Spojrzałem w ich stronę i zobaczyłem prześliczny tort. Widać było, że mama go piekła. W porównaniu do tego skromnego od Matta ten był milion razy piękniejszy.

-Proszę prezent!- dodała moja siostra kładąc przed mną pakunek zapakowany w żółty papier. Bez zastanowienia otworzyłem go. Była to książka. Patrzyłem przez chwilę na niepozorną okładkę, gdy jednak coś do mnie dotarło.

-To twoja książka?!- krzyknąłem.- Gratuluje.

-Za miesiąc wchodzą do obrotu.- odparła dumnie, a ja zaśmiałem się.

-Zdmuchnij świeczki!- rozkazała miłym głosem moja mama. Podjechałem do tortu i już nabrałem powietrza do ust, gdy pojawił się ON.

-Wróciłeś?- zapytał mnie mój ojciec z surowym wzrokiem. Odwróciłem się w jego stronę.

-Jak widać.-warknąłem niemiło.

-Jesteś już dorosły. Może do głowy wpadła Ci jakaś "dorosła myśl"?- zapytał z nadzieją w głosie. Prychnąłem złośliwie.

-Nie tato, nie wrócę do tych cyferek i równań.

-To co ty tu właściwie robisz?

-Przychodzę do mamy i siostry. Ty życzysz mi śmierci więc nie rozumiem po co tu sterczysz. Mam zamiar zdmuchnąć świeczki z mojego urodzinowego tortu.- stwierdziłem

-Myślałem, że dorosłeś-pomyliłem się.

-Przynajmniej nie zachowuje się jak 80-cio latek...-szepnąłem do siebie- Dla twojej świadomości wygrałem już sporo nagród za pierwsze miejsca i nie zamierzam przestać.

-Zmienisz zdanie jak stanie Ci się krzywda.- warknął.- Po za tym... w tym domu nie masz czego szukać. Jak myślisz czemu Twoja siostra i matka nie przyjeżdżają na zawody? Chyba ciężko być samemu na torze.

Zasmuciłem się, gdy to powiedział. Spojrzałem w oczy mamy i siostry, lecz te również posmutniały i spuściły wzrok. Przestraszyłem się.

-Nie gadaj głupst. Ciężko jeździć za mną setki kilometrów po całym kraju...

-Pogódź się, że w tej rodzinie nikt nie chce, abyś był tym kim jesteś.

Przez chwilę stanąłem. Połączyłem fakty. "Troska" mojej mamy o sukcesy w zawodzie dodatkowo fakt, że nigdy nie widziały mnie jak się ścigam nawet na treningach na miejskim torze. I jak byłem mały...to ona nie chciała powiedzieć mi o przeznaczeniu dziur na tyle. Czy to naprawdę możliwe? A siostra... czy mogła kłamać? Czy ona kablowała te wszystkie moje wybryki do ojca?

-Mamo?- zapytałem z łzami, które nieświadomie napłynęły mi do oczu. Otarłem je szybko, gdy tylko poczułem wilgotną, słoną kroplę na masce. Patrzyła na mnie z przerażeniem, jakby widziała najgorszego potwora.- To...to wystarczająca odpowiedź.- odparłem bardziej gniewnie. Zdmuchnąłem szybko świeczkę na torcie i ruszyłem do wyjścia.

-Gdzie idziesz?- zapytała moja siostra.

-Tam gdzie nie będę wam zatruwać życia...

-Mądra decyzja synu.- warknął ojciec.

-Ty nie masz syna...a ja nie mam ojca...- odparłem będąc już na podwórzu.- Dziękuje za urodziny...i za okazaną troskę, przez całe dzieciństwo.  Nie zapomnę tych kłamstw... żegnajcie.- zakończyłem odjeżdżając.

Jechałem na tor. Łzy cisnęły mi się do oczu. Jechałem tam tak długo, a auta na ulicy patrzyły się na mnie jak na wariata. Pewnie dlatego, że nie na co dzień widzi się samochód wyścigowy, który podróżuje na własnych gumach, a nie z pomocą przewoźnika.

******

Gdy dotarłem na tor zamknąłem się w swoim garażu i zacząłem płakać. Płakać, jak dziecko. Co jakiś czas próbowałem to wstrzymać, lecz bezskutecznie. Miałem ochotę krzyczeć ze wściekłości i smutku. Wtedy zdałem sobie sprawę, że ja nie mam ojca...że siostra i matka popisywały się grą aktorską...

Ja już nie miałem rodziny...



YOUNG MCQUEEN- AUTA (CARS)Where stories live. Discover now