— Myślisz, że to będzie odpowiedni strój na obiad? — spytałam, wchodząc do sypialni Kate. Miałam na sobie krótką, tiulową sukienkę i srebrne szpilki. Podeszłam do lustra stojącego przy ścianie i przyjrzałam się sobie uważniej. Cienki pasek w sukience podkreślał moją talię, nagie ramiona prezentowały się bardzo kobieco, a buty na obcasie sprawiały, że mogłam poczuć się choć trochę wyższa.
— Wyglądasz pięknie, tylko czegoś mi tutaj brakuje — powiedziała blondynka, patrząc na moją szyję. Wstała z łóżka i podeszła do kuferka z biżuterią.
Wyjęła sporej wielkości naszyjnik, bransoletkę i kolczyki, a następnie mi je wręczyła — Załóż to, a efekt będzie powalający — zapewniła, uśmiechając się szeroko.
Spojrzałam na biżuterię. Przecież to były kamienie szlachetne. Prawdziwe i drogie.
— Oszalałaś? — spytałam zaskoczona. — Dajesz mi swoje szafirowe maleństwa? Kate... Nie mogę tego założyć — zaczęłam, ale Katherine skutecznie mnie uciszyła machnięciem ręki.
— Przestań, niech przynajmniej tobie się na coś przyda — stwierdziła z błyskiem w oku. — Ja nie mam okazji, by ją zakładać, a ty tak. — Podeszła do mnie i i stanęła za mną. — Daj, pomogę ci. — Uśmiechnęła się z troską w oczach i wzięła od mnie naszyjnik.
Po godzinie przygotowań obie patrzyłyśmy się w lustro. Uśmiechnięta od ucha do ucha Kate podziwiała mój wygląd. Włosy miałam luźno upięte, a gdzieniegdzie kosmyki opadały mi na twarz, dodając uroku. Makijaż był odrobinę mocniejszy niż zazwyczaj, ponieważ oczy postanowiłam wycieniować, rzęsy starannie wytuszowałam, a usta pomalowałam czerwoną szminką.
— Jejku, wyglądasz cudownie, Cassie! — Zachwycała się Kate, nie mogąc oderwać wzroku ode mnie.
Musiałam przyznać jej rację. Wyglądałam naprawdę ślicznie. Nigdy nie czułam się tak pięknie, jak w tamtym momencie. Może to przez to, że nosiłam prawdziwe kamienie szlachetne.
Spojrzałam na blondynkę.
— Dziękuję – szepnęłam. — To też twoja zasługa — stwierdziłam, przytulając się do niej.
— Mnie w to nie mieszaj. — Zachichotała Katherine. — Ja tylko pożyczyłam biżuterię — powiedziała i wyszła w pośpiechu z pokoju, bym nie zdążyła zaprzeczyć.
Westchnęłam. Wróciłam spojrzeniem do swojego odbicia, uśmiechając się do siebie w lustrze. Wyszłam z pomieszczenia, zabierając ze sobą kopertówkę. Zeszłam na dół i wzięłam swój telefon ze stołu w kuchni.
Było już po trzynastej, a obiad miałam o czternastej trzydzieści. Postanowiłam, że wyjadę wcześniej, by się nie spóźnić.
— Pamiętaj, by po powrocie o wszystkim mi opowiedzieć! — Usłyszałam z salonu głos Kate.
— No jasne! Paa! — odpowiedziałam i wyszłam z domu.
Na zewnątrz było jeszcze zimniej niż wczoraj. Śnieg padał bez przerwy. Wszystko było pokryte grubą warstwą puchu. Powietrze było lodowate, a na niebie rozciągały się ciemne chmury.
Droga była w niektórych momentach nieprzejezdna i obawiałam się, że się spóźnię. Kiedy do obiadu zostało piętnaście minut, pokonałam ostatni zakręt i wjechałam na olbrzymią posesję. Wysiadłam z auta i widok, jaki zastałam, wprawił mnie w osłupienie.
Miałam przed sobą kompleks budynków, połączonych w jeden cały.
Cholera, to była rezydencja.
Na samym środku posesji znajdowała się olbrzymia fontanna, przestawiająca kilka kobiet stojących nad rzeką i trzymających dzbanki, z których powinna wylewać się woda. Drzewa, które ciągnęły się wzdłuż ścieżki wyłożonej kamieniami, były nagie. Ich gałęzie opadały pod ciężarem śniegu, który się na nich osadził. Do wejścia prowadziły szerokie schody, budując coraz to wyższy poziom, na którym śmiało zmieściłoby się ze sto osób.

CZYTASZ
Zmiana planów
RomanceCassandra Adams zajmuje się organizowaniem ślubów i wesel. Jest bardzo dobra w swoim fachu, dlatego w Londynie cieszy się dużą popularnością. Niestety kiedy dostaje propozycję, by zorganizować ślub aroganckiego biznesmena, jej kariera zawodowa staj...