Rozdział 5

239 40 23
                                    

— Kate! — krzyknęłam, wchodząc do domu. Ściągnęłam płaszcz i powiesiłam go na jeden z wieszaków. Zdjęłam szpilki i ruszyłam do salonu. 

Blondynka siedziała na sofie, trzymając w jednej dłoni telefon, a w drugiej kubek z gorącą czekoladą. Dopiero gdy podeszłam bliżej, zauważyła mnie i poklepała zachęcająco miejsce obok siebie. Podeszłam, usiadłam obok niej i zerknęłam na jej twarz. Jej kącik ust uniósł się niedostrzegalnie w lekkim uśmiechu. 

Nadal nie wiedziałam, o co chodzi. Obie milczałyśmy przez moment i w końcu to ja przerwałam ciszę:

— To powiesz mi, o co chodzi? Co się stało, że przez telefon byłaś taka niespokojna? — zapytałam, nie odrywając wzroku od Katherine. 

Zerknęła w moją stronę. Odłożyła telefon na stolik kawowy i obróciła się przodem do mnie. 

— Jak byłaś na kolacji, to dostałam telefon — przerwała na moment, by po chwili podjąć się dalszego mówienia. — Dzwonił do mnie szef i zaproponował mi stanowisko wiceprezesa w jednej z jego firm. — Kate uśmiechnęła się do mnie, poprawiając pasemko włosów, które spadło na jej oczy. 

— Stanowisko wiceprezesa? — zapytałam zaskoczona. — O boże, Kate! To cudowna wiadomość! Dlaczego przez telefon nie słyszałam twojej radości? — spojrzałam na nią i nagle posmutniała. 

— Jeśli przyjmę tę propozycję, to będzie jednoznaczne z faktem, że będę musiała się przeprowadzić — odpowiedziała. — Do Chicago. Na stałe — dodała, pocierając kark.

Zaniemówiłam. Spodziewałam się, że ta posada będzie tutaj, w Londynie. Jeśli Katherine się wyprowadzi, to i tak przecież będziemy się spotykać. 

Co prawda, do Chicago było prawie 9 godzin lotu, ale szansa, jaką dostała moje przyjaciółka, była czymś, na co z pewnością zasłużyła ciężką pracą i zostawaniem po godzinach w pracy. 

— Ej, to jeszcze nie tak strasznie — odparłam, przytulając się do blondynki. — Nie mów mi, że nie przyjęłaś tej propozycji. Powiedz, że się zgodziłaś. — Patrzyłam na nią wyczekującym wzrokiem. 

— Powiedziałam, że muszę to przemyśleć i że dam odpowiedź wieczorem. — Catherine westchnęła głośno i oparła się o sofę. — Cassie, wiesz, co to znaczy? Jeśli się zgodzę, to będziesz mieszkać tutaj sama i nie będę mogła robić bałaganu tutaj. — Omiotła ręką całe pomieszczenie, po czym zaśmiała się z tego, co powiedziała. 

Cała Kate. Uwielbiam jej poczucie humoru. 

 — Oj przestań, jak się spotkamy, to pozwolę ci zrobić bałagan. Obiecuję. — Również się zaśmiałam, bo akurat ta kwestia wydała mi się najmniej ważna. Bardziej przejmowałam się tym, że zostanę tutaj sama, bez osoby, której mogłam zwierzać się ze wszystkiego i która pocieszała mnie w chwilach słabości.

— Masz mi o wszystkim mówić. O tym, co się u ciebie dzieje, dobrze? — Kate uśmiechnęła się do mnie z troską. 

— Przecież wiesz, że tak będzie. To samo tyczy się ciebie. — Spojrzałam na nią znacząco.

— Tak jest — odparła. — A teraz opowiadaj, jak było na obiedzie. Przez telefon wspomniałaś, że ty też musisz mi o czymś powiedzieć — Zaciekawienie w jej oczach sprawiało, że myślami wróciłam do dzisiejszego incydentu w rezydencji Damona.

Spojrzałam na trzymany przez nią kubek.

— Bez gorącej czekolady nic nie powiem. — Zachichotałam. Na Kate podziałało to, jak kubeł zimnej wody, bo po chwili przyniosła mi kubek z gorącym napojem. 

Zmiana planówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz