Kot wskoczył jej na kolana, mrucząc i wbijając pazury w jej skórę. Westchnęła z bólu, a do jej nosa wpadło kilka włosów z puchatego, rozmachanego ogona. Parsknęła, wypychając je gwałtownie i poprawiła delikatne kocie łapy.
-Stary, zasłaniasz mi.
Pacnęła kota w grzbiet, kładąc go siłą na płasko. Miałknął z oburzeniem, lecz jego gardło nie przestawało wibrować, a pazury nie przestawały pulsującym ruchem wbijać się w jej kolana. Dochodziła dopiero dwudziesta druga, ale kobieta była już bardzo, bardzo zmęczona. Koc owijał szczelnie jej nagie ciało, a czarna, pracownicza sukienka leżała pognieciona na pufie gdzieś w kącie. W telewizorze leciał któryśtam odcinek Teorii Wielkiego Podrywu, chociaż Ann nie wiedziała nawet, jak toczy się jego fabuła. Pogłaskała zwierzaka domagającego się pieszczot puchatym łebkiem. Rolety zasłaniały zamknięte okna, a światło w dusznym pomieszczeniu było zgaszone. Lektor tłumaczył bez zainteresowania dialogi zaangażowanych w swoje role aktorów, wygłupiających się na ekranie w imię komedii. Bałagan był panem jej mieszkania. Pod meblami toczyły się puszki, na podłodze stały butelki, niektóre otulone porozrzucanymi ubraniami całymi w kociej sierści. Tylko kocia miska i sam kot znali swoje miejsce w skromnej kawalerce. Dachowiec zawsze pragnął być przy swojej pani-nawet jeśli cuchnęła alkoholem z daleka.
-Kocham cię, Cajdler, wiesz?-powiedziała, czkając i mrużąc oczy.
Kot nie odpowiedział, wpatrzony w telewizor, jakby bardziej zainteresowany programem niż jego pani, właściciel pilota.
-Ty zostaniesz ze mną na zawsze, prawda?
Teraz Cajdler miałknął przeciągle i ziewnął, ukazując kształtne, białe kiełki, niczym przemrożone źdźbła trawy. Gdzieś za oknem roześmiały się nastolatki, z innej strony rozległy się głosy pijackiej bijatyki kibiców różnych klubów. Księżyc świecił dla nich, lecz do jej mieszkania nie został wpuszczony. Źle się jej kojarzył. Tak samo jak słońce. Jak ludzie. Jak miłość. Nie trzeba było długo czekać, żeby zasnęła ukołysana przez pomruk towarzysza życia i alkohol szumiący w żyłach, krzątający się po głowie. Lektor nadal mówił, teraz już sam do siebie, aktorzy nadal odkrywali swoje role, tak jak ludzie odgrywają narzucone scenariusze codziennie. Tylko kilku z nich ma odwagę aby chwycić długopis we własne ręce i ułożyć akty po swojemu. Reszta marzy o tym, aby życie, tak jak film, dało się wyłączyć, bądź powtórzyć nagranie poszczególnej sceny. Ann właśnie tego chciała.
CZYTASZ
Kolory wina
RomanceKiedy alkoholizm odbiera ci pamięć, zmęczenie i niechęć kradną ci pracę, zaczynasz wątpić w to, że jesteś coś warty. Gdy coraz częściej budzisz się w obcych domach, zaczepiany przez obcych ludzi, wiesz, że musisz przestać. Prawda jest taka, że nie c...