Rozdział 8

1.6K 159 57
                                    

(A/n Przenosimy trochę w czasie akcję. Święto lasu rozdział. Ostatnio nie mam chęci na pisanie)

*Hikari*

Wysiadłem z czarnego samochodu od razu idąc w stronę bagażnika, który otworzyłem, po czym zacząłem przeglądać broń się w nim znajdującą, co jakiś czas wybierając coś dla siebie. Zatrzymaliśmy się w pobliżu budynku, w którym mieliśmy odebrać naszego szpiega. Zaraz po mnie zaczęli wysiadać inny, w tym Haruka. Wybrałem dla niego odpowiednią broń, wręczyłem mu ją, po czym zająłem się przydzielaniem pistoletów i innych takich reszcie. Niby to była zwyczajna misja odebrania swojego człowieka z rąk wroga, jednak nigdy nie wiadomo co może się stać i lepiej być uzbrojonym. Jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony. Kiedy wszyscy się uzbroili spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że najwyższy czas ruszać.

Po cichu podeszliśmy do drzwi budynku cały czas się upewniając czy jest bezpiecznie, wszyscy wykonywali moje rozkazy i nie kwestionowali moich decyzji dzięki czemu mniej stresowałem się myślą, że misja mogłaby się nie udać. Otworzyłem zniszczone drzwi wzbijając tym kłęby kurzu w powietrze. Odczekałem chwilę, dopóki wszystko nie opadło z powrotem na ziemię, spojrzałem na osoby mi towarzyszące, po czym ostrożne wszedłem do wnętrza budynku.

Trzymałem w dłoni jeden pistolet, który odpiąłem z uda. Poleciłem każdemu, aby miał przygotowaną broń. Nie widząc zagrożenia lekko opuściłem broń i trochę pewniejszym krokiem szedłem przed siebie do wyznaczonego wcześniej miejsca. 

Kiedy dotarliśmy do miejsca docelowego zatrzymałem się i ruchem ręki pokazałem reszcie, aby zrobili to samo. Na przeciwko nas stała grupka ludzi, a na ich czele był chłopak, z którego ojcem nie miałem za dobrych kontaktów. Dzieciak, od którego mieliśmy odebrać naszego człowieka był rozpuszczony przez tatusia i zawsze dostawał to, czego chciał dzięki zastraszaniu pozycją rodziciela, jednak kiedyś wymyślił sobie, że mam być jego chłopakiem, a ja się sprzeciwiłem ten poleciał z tym do ojca, a starszy mężczyzna w przekonaniu, że skrzywdziłem jego oczko w głowie usiłował się mnie pozbyć lub zmusić do zmiany decyzji.

— Oj Hikari, widzisz gdybyś tylko się zgodził na zostanie moim chłopakiem żyłbyś w luksusach —  powiedział chłopak, a ja zauważyłem, że Haruka się nieznacznie spiął.

— Przyszedłem tutaj po mojego człowieka, nie na pogaduszki — odparłem, patrząc się na uśmiechniętego brązowowłosego.

Chłopak powiedział coś do mężczyzn stojących za nim, a ci po chwili przyprowadzili osobę, o którą było to całe zamieszanie. Zdjęli mu kajdanki z rąk, po czym kazali iść do nas. 

Coś za łatwo poszło — pomyślałem, spoglądając podejrzliwie na przeciwników.

Zignorowałem jednak moje myśli i kiedy już mieliśmy wychodzić usłyszałem głos mojego - na szczęście - niedoszłego chłopaka.

— Pamiętaj, że ja zawsze dostaje to czego pragnę — prychnął, zaraz potem z małego tłumu wyciągając za łokieć kolejną osobę, przykładając jej broń do skroni.

Odwróciłem się w jego stronę, po czym dokładniej przyjrzałem się dziewczynie - wnioskując po tym, że miała spódnicę - rozpoznając w niej Sakurę. 

— Cholera jasna — syknąłem pod nosem zatrzymując Harukę przed jakimś nieodpowiednim ruchem. — Czego chcesz w zamian za dziewczynę? — zapytałem, chociaż dobrze wiedziałem jaka będzie odpowiedź. 

— Teraz nie chodzi dokładnie o mnie — powiedział chłopak — Mój ojciec prosił, abym ciebie sprowadził, co przy okazji będzie też dobre dla mnie — dodał.

Westchnąłem po czym zwróciłem się do moich towarzyszy:

— Słuchajcie żadnych gwałtownych ruchów, szczególnie ty Haruka.

Brunet spojrzał na mnie zaniepokojony tym co chciałem zrobić. Rzuciłem mu przepraszające spojrzenie, po czym odwróciłem się twarzą do przeciwników. Szatyn wiedząc co zdecydowałem się zrobić uśmiechnął się zwycięsko, po czym powiedział:

— Odłóż całą broń jaką masz przy sobie i powoli podejdź w moją stronę, ja w tym czasie wypuszczę dziewczynę.

Zauważyłem jak Sakura stara się coś powiedzieć, jednak uniemożliwiała jej to taśma przyklejona do jej twarzy. Powoli zacząłem wyciągać broń i odkładać ją na ziemię. Kiedy upewniłem się, że wszystko wyjąłem ruszyłem czujnym krokiem w stronę szczerzącego się chłopaka. Gdy byłem w połowie drogi ten puścił Sakurę i lekko popchnął ją do przodu, aby zaczęła iść. Podczas gdy ją mijałem kazałem jej przyspieszyć dla bezpieczeństwa, w razie gdyby któryś z mężczyzn zamierzał ją postrzelić. 

— Idealnie — zaśmiał się szatyn klaszcząc w dłonie. — A teraz kochanie musisz mi to wybaczyć — powiedział, po czyn jeden z mężczyzn chwycił mój nadgarstek, wbił igłę i wstrzyknął nieznaną mi substancję. 

Kiedy płyn powoli zaczynał działać skuli mi ręce w kajdanki, po czym poprowadzili mnie w przeciwną stronę, z której przyszedłem. Czułem, że coraz bardziej kręci mi się w głowie, a obraz który widziałem był rozmazany i niewyraźny. 

(A/n Be proud rozdział ma ponad 750 słów co zdarza mi się naprawdę rzadko. Jestem z niego w nawet zadowolona. Powoli zaczynamy zbliżać się do końca planuję jeszcze pewnie dwa rozdziały i epilog. Kto się cieszy?)

Albinos II |✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz