Prolog.

275 21 6
                                    

Kuusamo, 2014

Siedziałem na belce startowej czekając na gest trenera, że mogę startować. Westchnąłem i liczyłem na to, że Lili będzie czekać na mnie dole i przytuli gratulując skoku. Nieważne czy dobrego czy złego. Wiem, że po prostu będzie się cieszyć, że wylądowałem cały.

Wypuściłem powietrze i ruszyłem kiedy dostałem na to pozwolenie. Wiedziałem,  że warunki nie były dobre ale musiałem dać radę. 

Wybiłem się za mocno z progu, czułem jak lewa nartach mi ucieka a serce zaczęło bić jak cholera bo do mózgu doszła informacja, że nie wyjdę z tego cało. To był tylko odruch bezwarunkowy, że zacząłem się bronić przed upadkiem. Wiedziałem, że nie jestem w stanie niczego zrobić. Liczyłem na cud.

Poczułem cholery ból w plecach i barku a po chwili jak zjeżdżam po zeskoku ale nie tak jak powinienem. Kiedy się zatrzymałem pierwsze co to podziękowałem Bogu, że żyje.  

Teraz jedyną osobą jaką chciałem zobaczyć to była moja Lili. Moja ukochana szatynka. Zamiast niej zobaczyłem samych medyków, którzy położyli mnie na noszach i znieśli ze zeskoku.

-Jezus. Andreas. - zobaczyłem mojego najlepszego przyjaciela z kadry.  - Myślałem, że już po tobie.

-Gdzie Lili? - skrzywiłem się czując ból w barku. - I nawet nie mów, że mam się zająć sobą.

-Nie wiem stary. Nie widziałem jej. Chyba jeszcze nie dojechała. - spojrzał na telefon i zawachał się czy mi go podać.  - To ona. - Markus spojrzał na mnie kiedy wkładali mnie do karetki. Po mimo oporu dał mi telefon a ja odebrałem od mojej ukochanej.

-Natychmiast mów mi co z Andim. - przełknąłem ślinę słysząc jej piękny a zarazem przerażony głos.  Wiedziałem, że właśnie takich sytuacji bała się najbardziej. - I mów do jakiego szpitala go wiozą.

-Nie wiem do jakiego szpitala mnie wiozą ale trochę bolą mnie plecy. - westchnąłem - No i trochę mocniej bark.

-Andi. - słyszałem jak jej głos się łamie. - Jaki usłyszałam w radiu, że upadłeś to o mało nie zeszłam na zawał. Nawet nie wiesz jak się przestraszyłam. Bałam się, że mnie zostawiłeś. - pociągnęła nosem i słyszałem, że prowadzi.

-Lili proszę powiedz, że nie prowadzisz w tym stanie. Zatrzymaj się gdzieś i ochłoń. Pamiętaj.  Obiecuje ci, że nigdy cię nie zostawię.  - przetarłem twarz czując narastający ból w barku.

-Jadę do ciebie. Ja ci też obiecuje, że nigdy cię nie zostawie.

Chciałem ją ponownie przekonać żeby się zatrzymała na poboczu ale jedyne co usłyszałem to jej przerażony krzyk, huk i ciszę w słuchawce mimo nawoływania dziewczyny.

-Ratujcie ją!  - krzyknąłem zrozpaczony do ratowników. - Błagam!  Ona musi przeżyć. Nawet nie wiem co jej jest!- próbowałem się im wyrwać, nie zwracajac uwagi na spływające łzy po moich policzkach ale na marne.

-Andreas. Napewno ktoś już tam jest i wezwał pomoc. Ty pomocy też potrzebujesz. Lili to silna dziewczyna a ty jesteś silnym facetem. Oboje z tego wyjdziecie cokolwiek jej jest. Zobaczycie się w szpitalu.

Słysząc mojego przyjaciela przez chwile pomyślałem racjonalnie. Cała drogę do szpitala trzymałem dłoń na czole wgapiając się w sufit karetki mając nadzieję, że to jest jakiś popierdolony sen.

****
Mam nadzieje, ze to opowiadanie utrzymam do końca bo mam napisane 6 rozdziałów do przodu ale żeby was utrzymać w niepewności 1 rozdział dodam w środę albo czwartek! 💕

Luv! 💜

Let Start Again ||A.WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz