Rozdział 7

5.2K 291 59
                                    


Harry stał obok taty. Twarze obu były bez emocji. To sprawiło, że wszyscy zadrżeli. Po prostu wyglądał jak swój tata w każdym calu, a jego szmaragdowe oczy, które zwykle błyszczały zabawą i śmiechem, teraz pozostawały bez emocji. Przez to Ron i Hermiona przełknęli ciężko ślinę.

- Hermiono, Ron, co wy tu robicie? Czyż to nie jest spotkanie Zakonu? – zapytał Harry od niechcenia, jakby odpowiedź się dla niego nie liczyła. Och-o, jak my się z tego wykaraskamy, myśleli Hermiona i Ron.

- Ech. Wszystko w porządku, kumplu? – zapytał Ron, a jego głos był piskliwy i niemal dziewczęcy. Hermiona również próbowała z nim porozmawiać; Dumbledore kompletnie zapomniał o obecności Rona i Hermiony.

- Tak, Harry, w porządku? I jak to możliwe, że wyglądasz jak profesor Snape? – zapytała, grając wyniośle.

- Przestańcie grać, Granger i Weasley! – powiedział Harry, niemal na nich warcząc, gdy zajmował najdalsze od wszystkich miejsce. Dołączył do niego ojciec. Harry nosił swoją piżamę, pokazując swoje opalone i umięśnione ciało, co wywołało zazdrość u Rona i pożeranie wzrokiem od strony Hermiony.

- Co? Co z tobą nie tak, P... Harry? – zapytała, przeklinając się za potknięcie. Właśnie miała go nazwać Potterem.

- Co zamierzałaś powiedzieć, Hermiono? Potter? Bardzo dobrze, tego się trzymaj, głupia suko! – krzyknął Harry. Jakież to dobre uczucie, gdy zdejmie się ten ciężar z piersi. Cholernie genialne, myślał tylko Harry.

- Harry, jak mogłeś? Jesteśmy twoimi przyjaciółmi! – powiedział Ron, rumieniąc się na sławny, weasleyową czerwień. Snape zastanawiał się, dlaczego, do diabła, jego syn krzyczał na swoich przyjaciół? Nigdy wcześniej nie słyszał, żeby tak przeklinał.

- Przyjaciółmi, Weasley? Nie sądzę! „Potter wciąż nie dał mi ani knuta ze swoich pieniędzy, a dał Fredowi i George'owi milion galeonów na ich sklep z żartami"! – parodiował go Harry. Poczuł ogromną satysfakcję, widząc ich całkowicie bladych, po czym Hermiona wrzasnęła na całe płuca, poddając się.

- Nie powinieneś był być na ulicy Pokątnej, Potter! Miałeś być w domu twoich krewnych. Tylko poczekaj, wpadniesz przez to w kłopoty, prawda, profesorze Dumbledore? – zapytała Hermiona.

- Obawiam się, że masz rację – powiedział Dumbledore, zakładając okulary i spoglądając na Harry'ego, ale chłopak nie napotkał jego wzroku. Niemal się uśmiechnął; tak łatwo było manipulować Harrym.

- Właściwie to nie! Mój magiczny opiekun nie żyje i jestem dość dorosły w mugolskim świecie, by odejść z domu – odwrócił się do Hermiony, – a co do Dumbledore'a... on nie ma nade mną kontroli, jestem tego pewny. Jest moim dyrektorem i nie powinno go obchodzić to, co robię podczas wakacji. Może się tylko wtrącać, gdy ma to coś wspólnego ze szkołą – powiedział Harry. Hermiona wyglądała, jakby ją spoliczkował.

- Ty rozpuszczony bachorze. Po tym wszystkim, co się stało, zdecydowałeś narażać się na niebezpieczeństwo! – krzyknęła na niego.

- Gówno mnie to obchodzi! – krzyknął Harry, sprawiając, że wszyscy niemal sapnęli, – nie jestem jakimś zwierzątkiem, który możecie trzymać w pierdolonej klatce, aż nie będzie ponownie potrzebne. Nie jestem waszym cholernym narzędziem, które możecie odrzucić i zabić, gdy tylko chcecie! – Ludzie, którzy wiedzieli o prywatnej przepowiedni Dumbledore'a zbledli i wyglądali na chorych.

- Harry, nie patrz tak na swoich przyjaciół – powiedział Dumbledore, spoglądając surowo na Harry'ego ponad swoimi okularami połówkami. Zwykle to sprawiało, że Harry wił się nieco, ale nie dzisiaj i dopiero teraz Dumbledore zaczynał to rozumieć.

Tak, Jak Być Powinno | TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz