Spacer

24 1 0
                                    

 Po wyjściu z klatki zatrzymałem się na moment. Lustrowałem to co jest przede mną. Widok jak dla mnie normalny – kolejny szary blok. To się rzuca w oczy. Ale oprócz tego budynku, widzę aleję drzew, dużo trawy. W rogu piaskownica, z której korzystają już chyba tylko koty, a obok metalowe huśtawki, już dawno porośnięte czymś zielonym. Wykrzywiona karuzela, połamana ławka. Jednym słowem to miejsce było po prostu – opustoszałe. Przykro mi się na to patrzy. Łza się w oku kręci.

Przecież kiedyś bawiły się tu dzieci, a dorośli siadali na ławkach i rozmawiali. O czym? Pewno o różnych sprawach. Często błahych. Może musieli opatrywać otarcia swoich pociech? Kiedy ja byłem mały czasem bawiłem się z kolegami na takich placach zabaw, jednak nie zdarzało się to często. Niestety. Moje dzieciństwo wyglądało inaczej. Mieszkałem w powojennej kamienicy, a tam oprócz trzepaka nic nie było.

Obok jest parking. Teraz wyłożony równo kostką brukową. Stoją na nim jeszcze samochody, ale z każdą chwilą jest ich coraz mniej. Dorośli pędzą do pracy. Praca, dom, praca, dom i tak wkoło. W sumie też tak żyję. A przynajmniej do tej pory żyłem. Teraz mam dużo czasu wolnego. Głównie na pozałatwianie spraw z przeszłości.

Idę w prawo. Nadal obserwuję to co jest wokół. Nasłuchuję świergotu ptaków. Ich śpiew mnie uspokaja. Cieszę się, że jeszcze potrafię doceniać małe rzeczy. Już myślałem, że jestem bezuczuciowym potworem.

Dzień jest bardzo ładny. Mimo że niedawno było jeszcze mroźno, to dziś, nasze miasto, powitało błękitne niebo i dużo słońca. Ale termometr wskazuje tylko 1 stopień na plusie.

Rękawiczki, czapka, szal są więc potrzebne. Jednak na chodniku śnieg stopniał i teraz panuje okropna chlapa. Całe nogawki mam w błocie. Świetnie. Czarne spodnie w brązowe plamy. Co sobie ludzie o mnie pomyślą.

Za rogiem jakaś matka krzyczy na swoje dziecko. Ono stoi zapłakane. Ma może z pięć lat. Całe nogi do kolan ma ubłocone. Pewno przed chwilą bawiło się w kałuży. Kobieta ma może niewiele ponad 25 lat. Szczupła, długie, ciemne włosy, delikatny makijaż. Ubrana w granatowe dżinsy i kremowy płaszcz. Bardzo ładna kobieta. Zadbana. Jednak w tym momencie jest zdenerwowana, roztrzęsiona i nie wie w co włożyć ręce. W jednej trzyma siatkę z zakupami, w drugiej sporych rozmiarów paczkę. Do tego to dziecko płacze i robi zamieszanie na pół ulicy. W końcu młodej pani udaje się go uspokoić i wchodzi z nim do klatki.

Idę w tamtą stronę. W miejscu, w którym to się działo leżała jakaś kartka. Spojrzałem, ruszyłem nogą – koperta. Podnoszę ją, ale nic nie jest napisane. Próbuję ocenić co może w niej być. Podejrzewam, że pieniądze. Być może dużo. Wokół mnie nikogo nie ma. Podchodzę do klatki, ale gdy już chciałem dzwonić, ona wybiegła na ulicę. Przytrzymuję drzwi nogą, a ją wołam. Podchodzi do mnie. Pytam czy czegoś nie zgubiła. Mówi, że wypadła jej koperta z pieniędzmi. Odpowiadam więc, że takową znalazłem. Wyjmuję ją z kieszeni i przekazuję młodej dziewczynie. Szybko ją chwyciła i wbiegła z powrotem do klatki.

Wzruszam ramionami, idę dalej. Chodnik ciągle wygląda jak rzeka i nie tylko ja mam problem z zachlapanymi spodniami. Przede mną jakiś starszy pan również ma poplamione nogawki.

Od ulicy dochodzą do mnie dźwięki samochodów. Miasto powoli ożywa. Słychać podnoszący się gwar. Coraz więcej ludzi wychodzi z domów do pracy. Spoglądam na zegarek. Już 8.40. „Pora kończyć ten krótki spacer"

W tym momencie ruszam już w stronę kamienicy rodziców. Do tej, w której wczoraj sprzątałem. Mam nadzieję, że jeszcze będzie tam w miarę czysto. „Nadzieja matką głupich" - jak to mawiają.  

Na skrajuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz