Rodzice

24 1 1
                                    

 Po 15 minutach stoję naprzeciwko wejścia do kamienicy, w której się wychowałem. Wchodzę do bramy. Jest tu ciemno, brudno. Okropnie śmierdzi. Wymiociny, fekalia. Obrzydliwy widok. Pod ścianą leży jakiś człowiek. Wygląda młodo. Ogolony na łyso. Ubrany w przetarty i brudny dres. Na bluzie ma ledwo widoczny napis „CHWDP". Podchodzę bliżej. Mówi coś po nosem. Ręce ma całe we krwi. Trzyma się kurczowo za brzuch. Mężczyzna ten leży we własnych szczynach. Cuchnie od niego na kilometr. Wokół walają się strzykawki i biały proszek. Do bramy właśnie weszła, a raczej wpadła dziewczyna. Idzie chwiejnym krokiem to faceta pod ścianą. Odsuwam się. Nie chcę mieć kłopotów. Odwracam jeszcze na moment wzrok w ich kierunku. Kobieta krzyczy na niego. Próbuje podnieść. Chwyta za ramię. Nagle wydał z siebie przeraźliwy krzyk. Złapała go pewno w ranę po zakażeniu. Chłopak wyciąga z kieszeni nóż. Wymachuje nim na oślep. W końcu trafia w nią. Ona się osuwa. On też już nie ma siły. Z buzi mu lecą mu krew i piana. Trzęsie się cały. Upuszcza nóż. Umarł. Po chwili dziewczyna również traci oddech. Głowa jej po prostu wisi.

Idę dalej. Nie rusza mnie już to co zobaczyłem. To już dla mnie normalne. Ktoś zadzwoni po pogotowie, policję i ich zabiorą. Ale potem będą inni, a po nich jeszcze kolejni. Obojętność – cecha która może opisywać lokalne społeczeństwo.

Stoję na pustym podwórku. Praktycznie nic tu nie ma. Jedynie co „dekoruje" to miejsce to pęknięta, brudna ławka i zardzewiały trzepak. Po paru krokach dostrzegam jeszcze pęknięte piłki pod jednym z wejść. Czyżby pozostałość po dzieciach, które tu kiedyś mieszkały?

To miejsce – niby nic dla mnie nie znaczy, ale wystarczy, że tu przyjadę i w sercu czuję dziwne uczucie. Ni to ból, ni to jakikolwiek sentyment. Pojawiają się w głowie jakieś wspomnienia. Nie zbyt przyjemne. Przykre obrazy z domu. Rodzina. Właśnie, czy ja miałem rodzinę jako dziecko? Miałem. Tak. Każdy ma jakąś rodzinę. Rodzinę ma się jedną. O rodzinę trzeba dbać. Rodziny się nie wybiera. Niestety.

Kamienica: powojenna, szara, brudna. Odpadający tynk. Drewniane schody, w których na pewno żyją korniki. Ściany całe popękane. Jednak w Polsce jest wiele takich budynków. Zaniedbanych, w których mieszkania ogrzewa się węglem. Oprócz tego wiele okien jest nieszczelnych, powybijanych. Wchodzę na górę. Cieszę się, że schody wytrzymały. Pierwsze co widzę to sterta butelek po alkoholu i nie tylko. Podłoga przykryta petami i popiołem z fajek. Zaschnięte odchody zwierząt. Jednak kiedy wchodzę na martwego kota nie wytrzymuję. Wymiotuję. Uciekam stamtąd. Biegnę do mieszkania rodziców. Źle się czuję.

Chwytam za klamkę. Wchodzę. Od razu czuję zapach zgnilizny. Chcę się znowu zrzygać, ale udaje mi się to zatrzymać. Jestem w przedpokoju. Idę do głównego pokoju. Całe ściany w grzybie. Spleśniała podłoga. Ugh. Nie wiem czy to wytrzymam. Dawno tu nie byłem. Telewizor włączony. Śnieży. Na podłodze leży zapijaczona matka, a kanapie zarzygany ojciec. Budzę ich oboje. Matka ledwo wstaje. Chwieje się. Łapie się stołu. Ojcu mówię, żeby usiadł i zrobił jej miejsce. Ona siada.

Moja mama. Na jej widok chce mi się płakać. Z dnia na dzień wygląda gorzej. Chuda. Bardzo chuda. Widać jej kości. Drobnej budowy. Trzęsie się. Ma ziemistą cerę. Wręcz zieloną. Nie uśmiecha się. Jej twarz jest przeorana zmarszczkami. Podejrzane krosty, pryszcze, bąble wypełnione ropą. Obrzydliwe. Na jej rękach widnieją siniaki, oparzenia, otarcia, niezagojone, ropiejące rany. Można również zauważyć ślady po próbach samobójczych. Smutny widok. Kiedyś była inna. Wesoła, szczupła, wysportowana. Pracowała jako kierownik w kancelarii. Dobrze zarabiała. Miała piękne, długie włosy, które teraz przypominają bardziej gniazdo. Nieumyta od jakiś dwóch tygodni. Codziennie w tych samych ubraniach. Brudnych. Przepoconych. Ze śladami od papierosów. Zmieniła się odkąd poznała ojca. Nie umiała się od niego uwolnić. Potem zaszła z nim w ciążę. Musieli wziąć ślub i zamieszkać razem. Na początku było dobrze. Ale potem zagościł w ich domu alkohol.

Ojciec. Szczupły, wysoki, bujne włosy, przystojny,z bródką. Był typem człowieka, za którym kobiety szalały. Miał wielu znajomych. Wyjeżdżał za granicę. Z zawodu kierowca. Za młodu pracował wiele lat w renomowanej firmie przewozowej. Zarabiał sporo pieniędzy. Niczego nam nie brakowało. Do czasu...

Owa firma upadła i tata stracił pracę. Nie mógł się z tym pogodzić. Zaczął pić. Na początku niewiele. Dwa piwa tygodniowo. Potem znalazł zajęcie w mechanice. W tym czasie był szczęśliwy, ale niedługo. Znajomi z pracy często wyciągali go do baru. Ojciec nie umiał odmówić. Do domu przychodził coraz częściej nawalony. Wtedy zaczęły się kłótnie. Jego wybuchy agresji. Najpierw bił, potem przepraszał. Mama była za dobra i wybaczała mu. Pewnego dnia wylali go. Ojciec był wściekły. Wypił wtedy bardzo dużo. Miałem może 7 lat. Razem z mamą wnosiliśmy go do mieszkania. Wtedy jeszcze mieszkaliśmy w bloku. Ojciec pił bardzo dużo. Praktycznie nie jadł.

Dom próbowała utrzymać mama. Jednak powoli nie miała siły. Sama zaczęła pić. Przychodziła wieczorami, krzyczała na ojca, a potem sama sięgała po kieliszek. Po pewnym czasie też straciła pracę.

Nie płacili za mieszkanie. Sprzedawali co się tylko dało, żeby mieć za co pić. Wszyscy się od nich odwrócili. Sąsiedzi wielokrotnie dzwonili na policję, do opieki społecznej. W końcu w drzwiach stanął komornik z dzielnicowym. Rodzice nie mieli nawet siły się kłócić. Komornik zabrał co się dało. Zostaliśmy wyeksmitowani do kamienicy. Dostaliśmy co musieliśmy i tak żyliśmy. Mamie udało się parę razy rzucić i jeszcze pracować, ale to już nie to samo. Nałóg zawsze wygrywał.

I teraz oni tu żyją jak najgorsi menele. Patrzę na nich. Bezrobotnych, pozbawionych ducha. Patrzę na ludzi, którzy mogli mieć wiele, ale nie dali rady i stracili wszystko. Zdrowie, znajomych, dom, pieniądze, szacunek. Nikt o nich nie pamięta. Nikt, poza mną, ich jedynym dzieckiem.

Na skrajuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz