Ja

21 1 2
                                    


Kim ja jestem? Często zadaję sobie to pytanie. Będąc u rodziców przypominam sobie dzieciństwo. Moje dzieciństwo, to co tu przeżyłem i widziałem. O czym myślałem.

Po sprzątnięciu mieszkania idę do pokoju, w którym niegdyś spałem. Teraz jest tu graciarnia. Podchodzę do okna. Widok na szare podwórko. Widok na szare życie ludzi tu mieszkających. Odchodzę. Idę do stojącego w rogu biurka. Siadam na krześle. Skrzypi, jednak się trzyma.

Zamykam oczy. Przypominam sobie ile ten pokój kiedyś dla mnie znaczył. Przypominam sobie, że to był w dzieciństwie mój azyl. Czułem się tu bezpiecznie. Wystarczyło zamknąć drzwi. Ściany pełniły rolę murów obronnych. Drzwi służyły jako wrota. Nie słyszałem rodziców. Ich kłótni. Krzyków. Hałasu. Nic. Byłem po prostu w swoim świecie.

Jak ja zapamiętałem ten pokój?

Niewielki, przytulny, ciepły. Na ścianach była boazeria. Porozklejane plakaty po całym pomieszczeniu. Było tu wszystko co potrzebne: łóżko, biurko, szafa, regał, lampka nocna. Rosyjski dywan sprzed parudziesięciu lat. Książki, komiksy. Pudełka z płytami i kasetami. Dwie pufy, na których ciężko było usiąść. Na jednej z półek stały samochodziki i motocykle.

Bawiłem się nimi, kiedy rodziców nie było w domu. Wyobrażałem sobie, że jestem dorosły i mam prawdziwe okazy moich modeli. Chciałem być taki jak bohaterowie komiksów - odważny, mężny, ratujący cały świat. Chciałem pomóc ludziom biednym, których widziałem. Którzy mieszkali tak naprawdę za ścianą. Chciałem być cichym bohaterem. Chciałem...

Łzy napływają mi do oczu. Powracam do rzeczywistości. Siedzę. Nic nie mówię. Nic nie robię. Nawet nie myślę. Jestem... sam nie wiem. Nie potrafię opisać jak się czuję. Z jednej strony chcę zapomnieć, z drugiej zaś nie potrafię.

Zaczynam się trząść. Słone krople spływają po policzkach. Siedzę. Oczy mam szeroko otwarte. Bujam się w przód i tył, w przód i tył, przód i tył, przód, tył, tył, przód... przód...tył. Serce bije coraz szybciej. Chce mi wskoczyć z piersi. Nagle po prostu wybucham płaczem. Ryczę głośno. Wstaję od biurka. Biegam po pokoju. Mam ochotę czymś rzucić. Biorę figurkę z półki. Rzucam nią o ścianę. W dupie mam to wszystko. Straciłem tu życie. Kurwa. Ja pierdolę. Ręce mi się nadal trzęsą. Tracę oddech. Kładę się na podłodze. Wiercę się niemiłosiernie. Mam tyle złej energii w sobie. Muszę ją z siebie wyrzucić. Wstaję znowu. Otwieram drzwi. Patrzę. Rodzice już się upili i śpią. Wybiegam z mieszkania. Trzaskam tymi pierdolonymi drzwiami. Uciekam.

Jestem już na podwórku. Sam. Zapłakany. W pogniecionych ciuchach. Ale kto się mną będzie przejmował? Ludzie mają swoje problemy. A ja? Dramatyzuję przecież. Młody jestem. Mogłem zostać, a nie uciekać niby to na studia. Przecież i tak się pewno nie uczę tylko chlam i ćpam. Przecież rodzice tak robią. A gdy tu przyjadę to wielki pan się znalazł. Co to krytykuje wszystko. I na rodziców krzyczy zamiast im pomóc. Pieniądze może mam dać?! W dupę z tym wszystkim. Mam dość. Jestem na skraju załamania. Ale ludzie i tak powiedzą, że przesadzam. Nie ma się czym przejmować. Weź się w garść. Będzie dobrze, zobaczysz. Znajdziesz sobie dziewczynę. I się wszystko ułoży. Ułoży. Ułoży. Uło... AAAAAAAA MAM DOSYĆ.

Stoję, nie mogąc się ruszyć. Nagle słyszę jakieś agresywne krzyki w bramie. Chwiejnym krokiem wracam do mieszkania. Wchodzę. Gaszę światło w pokoju rodziców. Patrzę na mamę, tatę. Na moją kochaną mamusię i kochanego tatusia. Płaczę. Chciałbym bardzo, żeby byli normalni. Przykrywam ich kołdrą. Sam wracam do mojego pokoju. Zamykam drzwi. Czuję się bezpiecznie. Tak jak wtedy, gdy byłem dzieckiem. Nie wiem co się dzisiaj wydarzyło. Kładę się na dywanie. Na plecach. Lustruję sufit. Myślę o życiu. Myślę o sobie. Czy ja jestem normalny? Czemu ja żyję? Czemu inni mają lepiej? Mają rodziców? Pieniądze? Przyjaciół?

Kim ja do cholery jestem? Chcę mi się spać... Mam ciężkie powieki... Czy ja się jutro obudzę... Oby nie...

Na skrajuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz