Rozdział 4

184 7 2
                                    

Kiedy byłem już na miejscu, szybko zaparkowałem auto i po zamknięciu wozu udałem się szybkim krokiem do domu. Schody pokonywałem co dwa stopnie i nie patrząc się, po minucie stałem już przed moimi drzwiami. Otworzyłem je i wszedłem do ciepłego domu. Zdjąłem buty oraz kurtkę po czym odstawiłem rzeczy na swoje miejsce i udałem się do salonu, w którym grał telewizor a potem zobaczyłem coś niesamowicie pięknego Ona śpiąca razem z Badym. Był to bardzo przyjemny widok mógłbym stać tak nad nią i obserwować ją cała noc, kiedy nagle zaczęła się ruszać i ujrzałem jej zaspane, zielone oczy wpatrujące się we mnie. Ile ja bym dał, żeby każdego ranka te oczy wpatrywały się właśnie we mnie.

-Kiedy wróciłeś?- zapytała schrypniętym głosem.

-Niedawno, usłyszałem że telewizor gra w salonie a potem zobaczyłem ciebie jak śpisz z Badym.

-A więc tak nazywa się ta mała, słodka kuleczka?- powiedziała na co psiak zaczął szczęśliwy merdac ogonkiem, musiał ją polubić, ale wcale się nie dziwie. Pies położył się na jej kolanach a jej dłoń zaczela go głaskać co musiało być dla Badiego przyjemne bo momentalnie zasnął.

-Jadłaś coś?- zapytałem.

-Piłam herbatę.

-Tylko? Czemu nie zrobiłaś sobie czegoś do jedzenia?- spytałem

-Nie miałam nawet ochoty aby coś przełknąć z reszta, nie będę wyjadać ci lodówki- zaśmiała się niepewnie.

-Poczekaj zaraz zrobię ci coś do jedzenia i nie przyjmuje odmowy!- krzyknąłem udając się w stronę kuchni.

~Meggi

Kiedy telewizja zaczęła mnie nudzić postanowiłam pójść do kuchni i zobaczyć co robi tam chłopak. To co zastałam było prze komiczne, Sarentino który w prawej dłoni trzymał drewniana łyżkę a lewej patelnie, tańcząc przy tym jakieś kocie ruchy. Zaśmiałam się głośno na co wzrok chłopaka poleciał szybko w moją stronę i stanął w pionie jak by go coś sparaliżowało.

-Przepraszam, nie wiedziałem że tu stoisz- powiedział po chwili z wielkimi rumieńcami na twarzy.

-To coś najlepszego co mogłam zobaczyć- mówiłam nadal śmiejąc się- Te twoje dzikie densy to coś niesamowitego dla kobiety.

-Oj już przestań sie ze mnie nabijać- powiedział z miną obrażonego siedmiolatka.

-Ja tylko Cię komplementuje Sarentino, nie jedna pewnie oparła by się sierżantowi tańczącemu podczas gotowania.

-Też się do nich zaliczasz?- zapytał.

-Oczywiście... Od dziś jestem twoja wielka fanką, a teraz proszę nałóż mi te jedzenie bo umieram z głodu.
Podał mi talerz po czym nałożył na nie jedzenie, które znajdowało się w patelni. Wyglądało świetnie jak i pewnie tak smakowało... Wzięłam szybko widelec i zaczęłam jeść, czując coś na prawde dobrego w ustach. Jedliśmy tak razem w ciszy aż nasze talerz zostały puste.

-Daj ja umyje- pokazałam wskazując na jego pusty już talerz.

-Nieee, dam to do zmywarki i po kłopocie- odpowiedział z uśmiechem.

-Jest już tak późno, dziwie się że stoisz jeszcze na nogach.

-Nie powiem jestem zmęczony. Aaa Meggie, położysz się u mnie w pokoju a ja przenocuje na kanapie. I tak już przespałem tam kilka nocy tak więc nie będzie problemu.

-Na pewno? Wydaje mi się że to ja powinnam spać na kanapie...

-Nie gadaj głupot.

-No dobrze, to ja położę się już spać. Dobranoc.
Wstałam i odeszłam od stołu zmierzając w stronę pokoju Jeva. Szczerze mówiąc nie podobał mi się ten pomysł, ale nie chciałam się już z nim kłócić. Wchodząc zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do łóżka po czym po chwili znalazłam sie już w nim zatapiając się w miękkim materacu. Łóżko było przyjemne tak samo jak poduszka i kołdra, wydawać się mogło ze śpię na chmurach. Po kilku minutach usłyszałam ciche pukanie i drzwi lekko się uchyliły, do pokój wszedł nie kto inny jak Jev.

-Śpisz?- spytał.

-W sumie to nie mogę zasnąć.

-Przyszedłem po koc ale jeżeli chcesz mogę zostać tutaj z tobą.

-Nie chce żeby był to dla ciebie jakiś problem.

-Nie będzie.
Podszedł a materac ugiął się lekko pod jego ciężarem, poczułam jak jedna ręka oplata moje ramie a druga ręka zakłada kosmyk moich włosów za ucho, pamietam jak robił to za pierwszym razem kiedy na niego wpadłam, było dokładnie tak samo jak teraz, poczułam jak jego miękka jak piórko dłoń przejeżdża przez mój policzek. Zmęczona oparłam głowę o jego ramie i zasnęłam...

~~~~

Kiedy promyki słońca przekradały się przez zasłony przy okazji mnie budząc, na początku zobaczyłam że jest już po dziesiątej. Miejsce obok mnie było puste ale ciepła pościel wskazywała ze ktoś niedawno tu był, najwidoczniej Jev musiał wstać kilka minut wcześniej ode mnie. Ubrałam na siebie bluzę chłopaka, która leżała na krześle od biurka i wyszłam z pokoju. Idąc przez korytarz usłyszałam grający telewizor dlatego więc tam zamierzałam. Na kanapie siedział chłopak ubrany w spodnie dresowe i z ręcznikiem zawiniętym przez szyje, nie miał na sobie koszulki przez co moim oczom ukazał się świetnie wyrzeźbiony tors. Stałam tak jakiś czas spoglądając na klatkę piersiowa chłopaka kiedy usłyszałam śmiech. Jev spoglądał na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, pełnymi rozbawienia a ja po prostu nie mogłam zrobić nic innego jak tylko spalić się ze wstydu, że przyłapał mnie na oglądaniu jego ciała.

-Ja..ja przepraszam, nie chciałam- powiedziałam jąkając się.

-Nic nie szkodzi- odpowiedział z lekkim uśmiechem- Usiądziesz?- pokazał, poklepując lekko kanapę.

-Jasne- podeszłam i usiadłam na kanapie obok chłopaka.

-Pamiętasz ze musimy jechać dzisiaj po twoje rzeczy?
Na śmierć zapomniałam. Nie miałam ochoty się nigdzie ruszać, najchętniej poszłabym dalej spać by nie móc tego usłyszeć ale bardzo potrzebowałam kluczy do domu i telefonu, już widzę te stosy nieodebranych połączeń i smsy.
Znowu będę musiała spojrzeć Milesowi w twarz i poczuć od nowa ból, który poczułam po tym jak przyłapałam go na zdradzie. Jev widząc moja minę od razu zrozumiał, że jego wiadomość znacznie mnie zasmuciła, objął mnie ramieniem, przybliżył do siebie i kciukiem otarł łze która nie wiem kiedy, popłynęła po mojej twarzy. Przez to, że nie miał na sobie koszulki poczułam jak bije jego serce, oddychał szybciej co można było wywnioskować po opadającej i wznoszącej się klatce piersiowej. Był bardzo ciepły i miły w dotyku. Bałam się tego, że nie dam rady i znowu się przy nim rozpłacze, nie chciałam iść do mieszkania Milesa, nie chciałabym go nigdy spotkać a najbardziej nie chciałabym teraz cierpieć przez człowieka, którego jeszcze wczoraj tak bardzo kochałam.

-Przepraszam, nie chciałem żebyś była smutna- powiedział po dłuższej chwili Jev.

-To nie twoja wina ja po prostu nie wiem czy dam sobie radę z tym wszystkim.

-Pamiętaj że jesteś silna i wierze w ciebie, wejdziemy tam tylko, weźmiemy twoje rzeczy i wyjdziemy, nawet nie pozwolę mu cię dotknąć. Przy mnie będziesz bezpieczna- odpowiedział a ja po tych słowach bardzo cieszyłam się że mogłam go poznać i cieszyłam się też za jego pomoc bo gdyby nie on, nie wiem gdzie bym teraz była.

-Dziękuje- powiedziałam ze łzami w oczach.

-Pójdź do łazienki, weź ubrania z suszarki i ubierz się . Zapewne już wyschły, pojedziemy i będziesz miała już wszystko za sobą.
Jak powiedział tak zrobiłam, poszłam do łazienki, ubrałam swoje już suche ciuchy, które pachniały deszczem. Ogarnęłam jeszcze oczy i uczesałam dłońmi kosmyki, które mi gdzie nie gdzie wypadały. Wyszłam z łazienki i udałam się do korytarza z zamiarem ubrania swoich botów. Kiedy skończyłam ze swojego pokoju wyszedł Jev ubrany w ciemne dżinsy i niebieska kurtkę, ubrał jeszcze buty i otworzył mi drzwi mówiąc przy tym, że mogę już wyjść, zrobiłam to o czym powiedział i udałam się schodami w dół.

Zostaliśmy SamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz