Rozdział 2

848 59 63
                                    

Nadeszła sobota. Wpatrywałam się w widok za oknem. W sumie myślami byłam wszędzie i nigdzie... Nie wieżę, że to robię.

-Panienko- do pokoju weszła Diana- Powóz zaraz będzie. Spakowałaś się?

Mruknęłam w odpowiedzi. Kobieta podeszła do mnie od tyłu i złapała za ramiona.

-Cieszę się, że się zdecydowałaś na ten wyjazd-przyznała.

-Tak. A ja nie wierzę w to co robię...

-Panienko. Może nie będzie tak źle? A wręcz przeciwnie?

-Mam czarny scenariusz w głowie-przyznałam

-Pora już na nas- powiedziała i wzięła moją walizkę- Powóz przyjechał.

Posłusznie zeszłam na dół i weszłam do powozu. Czeka nas długa droga...

**

Minęło około 3 godziny od kiedy wyjechałyśmy. Diana czytała książkę w nieznanym mi języku a ja wpatrywałam się w widok za oknem.

Spojrzałam w stronę kobiety.

-Diano, co czytasz?- zapytałam z ciekawości

-Nie sądzę, by panienkę to zainteresowało.

-Po prostu powiedz, a ja uznam, czy mnie interesuje czy nie.

-To historia o kobiecie która zakochała się w demonie- zaczęła i spojrzała na mnie. Dałam jej znam by kontynuowała- Ona sama była czarownicą. Owocem tej miłości było drugie dziecko kobiety. Jednak zanim się urodziło kobieta została spalona na stosie.

-Smutne. Ale taka jest historia- powiedziałam- co się stało dalej?

-Nienarodzone dziecko stało się bytem które pojawił się w drugim opętał wnuczkę pierworodnego dziecka czarownicy. Byt miał połączyć się z dzieckiem kobiety i stać się z nim jednością.

-Co dalej?- ciągnęłam

-Tego jeszcze nie wiem- Diana się uśmiechnęła- Zaciekawiła cię opowieść?

-Trochę. Ale to tylko wymysł- powiedziałam wracając do widoku za oknem

-Wymysł?

-Wszyscy widzą, że demony czy anioły nie istnieją. To tylko wymysł duchownych i chłopów by straszyć ludzi.

-Panienka nie jest wierząca?- zapytała Diana z chytrym uśmiechem

-Nie. Jakby istniało coś takiego jak bóg, który jest wszech dobry nie dopuścił by do tego by działo się to co się dzieje na świecie.

-A demony?

Prychnęłam tylko

-To idealny straszak dla dzieci na dobranoc- powiedziałam- A ja nie jestem już dzieckiem.

Kobieta zaśmiała się pod nosem

-Nie mów mi, że ty w tow wierzysz?- zapytałam

-Wiesz... Ta opowieść, została napisana przez życie- przyznała

-Pewnie zwykły chwyt marketingowy. Nie ma to jak wciska ciemnoty ludziom do głowy.

Po chwili zauważyłam w oddali posiadłość Phantomhive. Była zupełnie taka jaką zapamiętałam gdy przyjeżdżałam ty z ojcem.

-Wygląda zupełnie tak jak ją zapamiętałam- powiedziałam

-To aż dziwne, że udało się ją odbudować i nie wygląda na to, że kiedyś była w ogniu- powiedziała Diana.

Owszem. Słyszałam co się stało z rodziną Ciela. Spotkało go podobne nie szczęście jak moją rodzinę. Przykre... Ale nikt nie powiedział, że życie jest sprawiedliwe.

Dojechałyśmy pod posiadłość. 

Pierwsza z wozu wyszła Diana. Kobieta wystawiła mi "pomocną dłoń", ale ja sama wyszłam z powozu. Spojrzałam na pełną okazałość posiadłości. Teraz wydawała się o wiele większa. 

Nagle główne drzwi się otworzyły. Stanął w nich mężczyzna o czarnych włosach. Diana i mężczyzna spojrzeli na siebie. 

Wydawało mi się, że oboje mieli dziwny błysk w oku gdy tylko ich spojrzenia się napotkały.

-Znasz go?- wyszeptałam do Diany

Kobieta mi nie odpowiedziała.

Mężczyzna podszedł do nas i lekko się skłonił

-Witajcie w rezydencji Phantomhive. Nazywam się Sebastian Michaelis. Jestem kamerdynerem panicza- wyprostował się i spojrzał na nas uśmiechając się przy tym.- Miło mi was gościć.

Diana wyciągnęła rękę w jego stronę. On ją przyjął i złożyła na jej dłoni pocałunek. 

Potem zwrócił się do mnie.

-Ty musisz być Lady [T.I]. Panicz wiele o tobie opowiadał.

-Mówił, że jestem męska i śmierdzę koniem?- zapytałam zadziornie się uśmiechając

Oboje Diana i Sebastian się zaśmiali.

-Na pewno nie mówił, że panienka ma wybitne poczucie humoru- wyciągnął dłoń w moją stronę, zrobiłam to samo. Mocno ją ścisnął i spojrzał mi w oczy- To cudownie móc cię w końcu poznać [T.I].

Kazał nam wejść do środka. 

W środku również nic się nie zmieniło. Czułam się tak jakbym znów pierwszy raz wchodziła do tej posiadłości.

-[T.I]!- usłyszałam z góry. 

Na schodach stał jedyny w swoim rodzaju Ciel Phantomhive. On również prawie się nie zmienił. Bym może wyższy ode mnie o parę centymetrów i miał opaskę na jednym oku. Słyszałam, że to przez ten wypadek.

Ciel zszedł do nas.

-Miło cię znów widzieć [T.I]- powiedział szczerze się uśmiechając

-I wzajemnie Hrabio- powiedziałam lekko się skłaniając

-[T.I]... Po co ta formalność? Tytuły zachowajmy dla osób z zewnątrz.- podszedł do mnie i lekko przytulił, na co się zdziwiłam- Cieszę się, że przyjechałaś.

-Taaaak...-powiedziałam lekko odpychając chłopaka od siebie- Ale pamiętajmy co głównie mnie sprowadza. Sprawa morderstw sama się nie rozwiążę.

-Racja...- powiedział lekko smutny- A więc chodź wszytko ci opowiem przy partyjce szachów. Co ty na to?

Szlak. On wie jak bardzo lubię tę grę. Spojrzałam na Dianę. Kobieta się uśmiechnęła. 

-Niech panienka idzie. Ja muszę pomówić z Sebastianem.

Westchnęłam

-Dobrze. Zagrajmy.

Ciel się uśmiechnął i razem z nim udałam się na piętro. 

Z ciekawości spojrzałam przez ramię, by zobaczyć Dianę i Sebastiana. Widok zwalił mnie z nóg. 

Przytulali się...

-[T.I]? Co się stało?- zapytał Ciel

-Nie.Nic takiego- powiedziałam i dołączyłam do niego.

____________________________________________________________________________________________________________________________

Ciel x Reader {pl}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz