14#

6K 620 83
                                    

Selena

Siedziałam z Kadem w sali szpitalnej. Dookoła niego było pełno aparatury medycznej. Wszystko przypominało mi czasy, kiedy przez dwa miesiące przychodziłam do Noreberta, gdy jego stan się pogarszał.
Całe dnie spędzane w czterech ścianach, na szczęście sąsiadka zajmowała się wtedy małą Olivią. Nie dałabym wtedy rady. Byliśmy całkiem sami, bez rodziny i bliższych przyjaciół.
Panowała względna cisza, co było niepokojące.
Wstałam z krzesła, na którym siedziałam i podeszłam bliżej mężczyzny. Dotknęłam czubkami palców jego dłoń. Nie była ani ciepła, ani zimna, była taka jakby to ręka jakiegoś manekina. Przeniosłam swój wzrok na jego twarz, wyglądał tak spokojnie, jakby spał. Przeniosłam wzrok wyżej na ekran monitora, a tam była tylko pozioma kreska.
Nie, nie, nie...
Znowu to się dzieje.

Zerwałam się do pozycji pionowej. Czułam na sobie zimne poty. Przejechałam trzęsącymi się dłońmi po twarzy. To tylko sen, tylko sen.
Na słabych nogach podniosłam się z łóżka i podeszłam do Olivii. Była lekko odkryta, więc narzuciłam na nią kołdrę. Podeszłam do okna, niby robiło się jasno, ale nadal było widać kilka pojedynczych gwiazd. Lubiłam te chwile, zapatrzeć się w niebo i zatracić poczucie czasu. Niestety w tym momencie nawet w najmniejszym stopniu się tak nie czułam. Ogarniał mnie niepokój i zamartwiałam się, czy Kade z tego wyjdzie.

Spojrzałam na zegar zawieszony na ścianie. Pokazywał porę, że niedługo Olivia powinna iść do szkoły. Wahałam się, czy zostać z nią w pokoju, czy może jednak zachować pozory normalności i odprowadzić ją do szkoły.

Westchnęłam, skołowana skierowałam się do łazienki, by wykonać poranną toaletę. Z moim niezdecydowaniem pomogła mi Olivia, którą przecierając sennie oczy, pojawiła się w progu łazienki. W rączce opuszczonej wzdłuż nogi trzymała swojego misia, którego Norbert kupił dla niej jeszcze przed jej narodzinami.

-Czy tata zaprowadzi mnie dzisiaj do szkoły?

Kucnęłam przy niej i starając się nie okazywać swojego zamartwiania, odpowiedziałam najbardziej naturalnym głosem, na jaki było mnie stać.

-Dzisiaj ja to zrobię, tata jeszcze nie może tego robić.

Pokiwała tylko głową, jakby doskonale wszystko rozumiała. Zazwyczaj zadawała pełno pytań, a teraz wydawała się taka osowiała.

-Przygotuję Ci ubrania, które ubierzesz i przyjdziesz na dół na śniadanie.

-Dobrze.

Wybrałam jej ubrania i zostawiłam na łóżku.
Cicho stąpałam po kolejnych stopniach, aby nie narobić hałasu. Dotarłam na parter, usłyszałam, jak ktoś prowadził rozmowę w kuchni. W miarę jak zbliżałam się do tego pomieszczenia, głosy nabierały ostrości.

-..., znowu się stało.- usłyszałam kobiecy głos, który chyba należał do Tess.- Dopiero co zaczął być znowu szczęśliwy. Tak obwiniał się o to, co stało się z Avi, stał się jak automat. Z tą małą znowu można go było zobaczyć uśmiechniętego. Za co go to spotyka?

-Przeżył wtedy, więc teraz też się skubany nie da.- powiedział mężczyzna.- a teraz już o tym nie myśl, tylko zjedz to, co Ci zrobiłem.

-Jestem tylko w ciąży i będę jadła to, na co mam ochotę, więc oddaj z łaski swojej moje śniadanie, które sobie zrobiłam.

-Nie będziesz jadła o siódmej rano, gofrów.- głos mężczyzny był lekko znudzony, jakby powtarzał to zdanie już kilka razy.

-Co za różnica czy zjem właśnie gofry, czy zwykłe kanapki.

Postanowiłam się już dłużej nie czaić za rogiem, tylko wyjść. Byłam w progu, gdy zobaczyłam, kto był w kuchni, tak jak przypuszczałam była Tess oraz mężczyzna, którego kiedyś spotkałam na korytarzu i ten sam, co zatrzymał mnie wczoraj przy domu.

-Już wstałaś.- odezwała się blondynka i korzystając z chwilowej nieuwagi partnera, szybko złapała gofra z talerza, który stał na drugim końcu stołu i wgryzła się w niego, zjadając od razu połowę.

-Ejj.- powiedział, chcąc zabrać jej pozostałości gofra, a ona tylko odchyliła tak rękę, by nie dosięgnął.

Usłyszałam tupot i za chwilę do kuchni wparowała Olivia.

-Gofry.- było słychać dziecięcą radość w jej głosie.

-Tak specjalnie dla Ciebie.-powiedział mężczyzna i przysunął talerz z pozostałymi goframi w stronę, gdzie usiadła moja córka.

Przesunąłw stronę blondynki drugi talerz, na którym znajdowały się różne kanapki.

-Też się częstuj.- powiedział w moją stronę.

-Dziękuję, nie jestem głodna.- powiedziałam.- Napiję się tylko, wody.

-Operacja skończyła się późno w nocy, więc nie chciałam Cię budzić.  Wszystko poszło dobrze, bez komplikacji.

Kiwnęłam głową na znak, że usłyszałam.

Olivia bardzo szybko zjadła śniadanie i popędzała mnie, byśmy szybciej szły do szkoły.
Trafienie do odpowiedniego budynku nie było trudne, moja córka już na pamięć znała drogę.
Pożegnała się szybko ze mną i poinformowała mnie, że wraca dzisiaj z Arturem i Madeline, ale stanowczo powiedziałam jej, że ma na mnie czekać.

Gdy zniknęła już za drzwiami od klasy, odwróciłam się i opuściłam budynek.
Wyłączyłam myśli, a moje nogi same poniosły mnie pod budynek szpitala.
Wahałam się, czy wejść do środka, a może lepiej odpuścić i wrócić do pokoju.

-Myślałem, że przyjdziesz trochę później.- odezwał się partner Tess, wychodząc ze szpitala.-Właśnie byłem u niego, zaprowadzę Cię.

Jednak los zdecydował za mnie. Przeszłam przez drzwi, które trzymał Dante. Szłam za nim, rozglądając się niepewnie na boki. Droga jaką przeszłyśmy, nie była trudna do zapamiętania. Układ budynku był bardzo prosty.
Mężczyzna zatrzymał się i wskazał na drzwi.

-Ja już u niego byłem, a niestety obowiązki wzywają. Do zobaczenia później.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo już się oddalił.
Wzięłam dwa nerwowe wdechy i nacisnęłam klamkę, pchając delikatnie drzwi. Nikogo nie było w pomieszczeniu, znajdował się tam tylko Kade. Leżał na łóżku przykry od pasa w dół. Cała jego klatka piersiowa była zabandażowana, a z boku znajdowało się pełno urządzeń, do których był podłączony.
Przeszłam przez drzwi i je zamknęłam.

To pomieszczenie i sytuacja, tak bardzo przypominały mi Norberta. Poczułam, jak w oczach  pojawiają się łzy, szybko zamrugałam kilka razy, aby się pozbyć tego uczucia. Przybliżyłam się bardziej do nieprzytomnego Kade'a i dopiero gdy odzyskałam ostrość widzenia, doznałam szoku.

Jego lewe ramie i ręką były pokryte ciemnymi bliznami, które rozchodziły się od góry w dół. Wyglądało to, jakby poraził go piorun, ale jego skóra była nierówna. Jedyne co mogłam stwierdzić, że to stało się już jakiś czas temu.

-Dziękuję.- powiedziałam, kładąc delikatnie swoja dłoń na jego.

Dziękowałam, że pojawił się w życiu moim i Olivii.
Dziękowałam, że dwa razy ocalił Olivię.
Dziękowałam, że nie zmuszał mnie do niczego.
Dziękowałam, że po prostu był przy nas.

Opuściłam budynek. Od rana zapowiadało się na deszcz, ale dopiero teraz się rozpadało. Spojrzałam w górę, a krople spływały mi po twarzy.

Czy to Ty Norbercie, skrzyżowałeś nasze drogi z Kadem? Wiedziałeś, że sama nie daję już rady.

❤💙💚💛💜

KadeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz