Rozdział 7

44 3 0
                                    

Myślałam, że będzie to kolejny głupi żart z jego strony, ale jednak się myliłam. W tamtym momencie nie wiedziałam co jest gorsze dzisiejsze wiadomości, czy ON, który stał przede mną z bukietem róż. Ale jakich! CZERWONYCH. W sumie logiczne dziś święto zakochanych, święto, które przeklinam od jakiegoś roku.

- Cześć... - powiedział nie pewnie.

Zapewne Olivia z nim nie wytrzymała i go rzuciła. Nie dziwię jej się. Nikt by nie chciał być z taką osobą jak ON. – pomyślałam.

Byłam zła na niego, że na siłę stara się przywołać to co było kiedyś. Zapomniałam! Przecież dziś jest ten wielki dzień, gdzie każdy mówi te dwa słowa zamiast mówić to codziennie.

- Hej? – odpowiedziałam obojętnie prawie na niego nie patrząc. Kątem oka zauważyłam, że się denerwuje, ale czym? No dobra jestem jego byłą, a nie nauczycielką od matematyki, która bierze cię co lekcje do odpowiedzi.

- To dla Ciebie. Dziś są walentyki, więc pomyślałem, że może... - spojrzał na kwiaty przenosząc zaraz wzrok na mnie.

W środku chciało mi się śmiać z całej tej sytuacji jakby umieścili ją w jakimś show nie wiedziałabym, że naprawdę to się dzieje. Poprawiłam kurtkę i starałam się zachować „kamienną twarz", choć wiedziałam, że miałam już łzy w oczach. Szybko się otrząsnęłam i ponownie na niego spojrzałam.

- Karen wiem, że nie jesteśmy już razem, ale pomyślałem, że skoro jest taka okazja może moglibyśmy to jakoś naprawić? – spojrzał na mnie, przy czym wręczając mi kwiaty.

- Ryan.. posłuchaj mnie.. – zaczęłam się jąkać. Jego zielone tęczówki przeszywały mnie, co mnie denerwowało i onieśmielało. Zauważył to i postanowił wykorzystać sytuację. Podszedł do mnie na tyle, że dzieliły nas milimetry. Odsunęłam się, co od razu zauważył.

- Karen.. – wziął moją dłoń, po czym spojrzałam się na niego pytająco. Nie wiem czemu nie chciałam jej zabrać może dlatego, że brakowało mi tej cholernej bliskości. – wiem, że czujesz do mnie niechęć, ale postaraj się mi wybaczyć...zerwałem z Olivią. Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że moje miejsce jest przy Tobie.

Wpatrywałam się w niego niczym zahipnotyzowana. Każde jego słowo sprawiało, że czułam się tak jak przedtem, a dokładnie rok temu. Wtedy coś we mnie pękło. Przytuliłam się do niego. Tu popełniłam błąd.

Parę tygodni temu nie było to do pomyślenia. Po jego odejściu wpadłam w załamanie
i byłam pod kontrolą terapeuty. Potrzebowałam rozmowy i zrozumienia. Poza Tashą nikt nie umiał mi „pomóc". Powtarzano mi, że to już nie wróci i pod żadnym pozorem mam nie robić nic w tym kierunku, bo i tak nic by się nie zmieniło. Jednak jak teraz na to wszystko patrzę umiałabym sobie poradzić z problemem. Wystarczyło stoczyć „walkę" z samym sobą i było by wszystko dobrze.

- Ryan...daj mi to wszystko przemyśleć. To nie jest łatwe. Wracasz tak po prostu, bo trochę zatęskniłeś dlatego, że tamta Ci nie wystarczała? – westchnęłam i spuściłam wzrok na czarne trampki. – Nawet nie wiesz jak to wszystko boli... - szepnęłam.

- Karen rozumiem... teraz wszystko tak naprawdę się zmieniło. Nic już nie będzie tak jak dawniej. Nie, nie wracam, bo tamta mi nie wystarczyła tylko odczułem twój brak. Zdałem sobie sprawę też, że straciłaś pewną osobę, która była dla ciebie jak przyjaciółka... - powiedział nieco ściszonym głosem, jakby bał się mnie zranić.

- Wiem o co Ci chodzi nie musisz kontynuować... - w moich oczach zebrały się łzy. Nie wytrzymałam i rzuciłam kwiaty na ziemie, po czym szybko wbiegłam do klatki. Nie oglądałam się za siebie. Po prostu chciałam zaszyć się w czterech ścianach wraz z nutellą oglądając „Titanica".

Weszłam do domu i od razu sprawdziłam co robi Kathy. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam, że śpi dodało mi to ulgi. Sama postanowiłam się położyć i wyspać. Ten dzień był długi, a zarazem wiele mnie nauczył. Nie można się poddawać i trzeba walczyć o to co jest istotne. Szkoda tylko, że ja nie umiem się do tego zastosować.

Do następnego!


Only with youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz