Rozdział 6

41 4 1
                                    

Był kolejny piękny dzień, a ja postanowiłam popływać w jeziorze. Słońce zbliżało się ku krańcowi, a ja siedziałam w wodzie od obiadu. Dopłynęłam do pomostu i trzymając rzeczy w ręce, pobiegłam przemarznięta do domu. Zęby obijały się o siebie przez powiew zimnego wiatru, który mnie otulił. Pognałam po schodach do łazienki i od razu wskoczyłam pod prysznic, aby wziąć ciepłą kąpiel.

Minęło parę dni od kiedy wyszłam na miasto z Ivo. Musiał pracować u wuja, taki był jego cel przyjazdu tutaj. Kończył późno i przychodził wieczorami na film, albo kolację, ale i tak za każdym razem zasypiał na kanapie, a ja miałam możliwość przyglądania mu się z bliska bez jego głupich komentarzy. Lubiłam patrzeć na jego długie ciemne rzęsy, pełne usta, silną szczękę. Miał taką gładką twarz z ledwo widocznym zarostem. Często miewał złe sny, wiercił się i mówił coś niewyraźnego. Zwykle budził się przed północą i wracał do siebie. 

Siedziałam w kuchni i przeglądałam różne poradniki zielarskie na laptopie. Był już późny wieczór, Iva jeszcze nie było. Zastanawiałam się, czy miał zamiar przyjść i dzisiaj. Może był tak zmęczony, że już poszedł spać, albo został dłużej w pracy. Ewentualnie chciał się rozerwać i wyszedł gdzieś. Na ekranie wyskoczyła mi informacja o nowej wiadomości w skrzynce mailowej. Od Ivo: "idziemy na spacer?". Uśmiechnęłam się i szybko odpisałam mu, że już wychodzę. Ubrałam trampki, narzuciłam bluzę i zgarnęłam słuchawki z blatu. Zatrzymałam się przed drzwiami wpatrując się w białe kabelki trzymane w dłoni i po chwili zawahania odłożyłam je na miejsce. 

Otworzyłam drzwi wejściowe i wpadłam na wysokiego bruneta. 

-No hej -uśmiechnął się Ivo.

-Hej. Szybki jesteś -zaśmiałam się i zamknęłam drzwi, chowając klucz w kieszeni jeansów. 

-Pisałem jak wychodziłem z domu -rzekł drapiąc się w tył głowy. 

Szliśmy wolnym krokiem w kierunku centrum miasta przez dobrze oświetlone osiedle. Niebo przybrało szare barwy, słońce już dawno zniknęło za linią horyzontu. W jednorodzinnych domkach gdzieniegdzie świeciło światło. Wyobrażałam sobie, jak żony witają mężów przybyłych z pracy z ugotowanym obiadem, a dzieci biegają po podwórku wesoło się bawiąc i śmiejąc. Na widok ojca podbiegają do niego szczerze się uśmiechając i wydając okrzyki radości. 

-Masz rodzeństwo? -zapytałam przerywając chwilę.

-Nie -odpowiedział, zerkając na mnie. -Znaczy, miałem, ale zmarła.

-Oj, tak mi przykro -zawstydziłam się, czując zażenowanie.

Musiałam palnąć coś tak głupiego już na samym początku.

-Nie no, przestań, skąd niby mogłaś wiedzieć? -uśmiechnął się lekko. -Miałem siostrę, ale zmarła zaraz po porodzie. Byłem na tyle mały, że jej w sumie nie pamiętam. Nawet nie miała imienia. 

-To twoi rodzice jej nie pochowali? -zaciekawiłam się, po czym od razu przybiłam mentalną piątkę z czołem.

-Pochowali, ale wiesz, w Meksyku jest trochę inaczej. To biedny kraj, ludzie tam umierają z głodu, kobiety oddają swoje ciała, żeby wykarmić rodziny, a uzależnienie od kokainy jest na porządku dziennym. W miasteczku, z którego pochodzę, dzieci często umierały. Ich ciała były palone, albo chowane w jaskiniach w górach -wytłumaczył spokojnie, ale oczy ukazywały jego historię.

-Nieciekawie. Wybacz, nie powinnam pytać -przeprosiłam.

-Bywały te lepsze i gorsze chwile. Ty też nie miałaś łatwego życia -rzekł.

-Bywały te lepsze i gorsze chwile -powtórzyłam i opuściłam wzrok.

Szliśmy dalej już nie wracając do tego. Ivo za to opowiadał mi o postępach w pracy u Bena. Najwięcej czasu przeznaczył na temat cudowności przetworów dyniowych swojego wuja, na co zareagowałam śmiechem. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 27, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Mowa CiałaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz