3•Jestem nikim

887 41 7
                                    

Jestem chyba dla was za dobra... Dziaj kolejny rozdział!

___________________________

Zanim zorientowałam się o co chodzi odskoczyłam od Alfy powoli cofając się w stronę komody. Przez moją nieuwagę wpadłam na owy przedmiot zapewne fundując sobie wielkiego siniaka. Powiem wam bolało jak cholera, zaczęłam po cichu popiskiwać. AUĆ!

- Nic ci nie jest? - Zapytał. Wyglądał na bardzo zaniepokojonego. Wait? Tylko się uderzyłam więc w czym problem? Gdy zobaczył moją minę znowu zamknął mnie w chyba jeszcze mocniejszym uścisku. Próbowałam się uwolnić - Z marnym skutkiem. Zrezygnowana zapytałam.

- Czego ode mnie chcesz? -Po moich słowach usłyszałam głośne westchnienie. Po czym odsunął się dokładnie skanując moją twarz. Jeździł wzrokiem wszędzie. Zaczynając na oczach kończąc na ustach. Oczywiście mojej uwadze nie uszło to , że zatrzymał wzrok dłużej na ustach. Trwało to conajmniej sto długich lat. Miałam ochotę go walnąć w twarz a potem się go zapytać : I co napatrzyłeś się? W końcu odpowiedział.

- Jak to czego?

- Tak to... - Kurcze o co mu chodzi?! Nie dość , że zostałam służką od brudnej roboty to na dodatek nie mam pojęcia co się teraz tutaj odwala.

- Po prostu masz pecha - Podpowiedziała mi podświadomość. Może i tym razem ma rację. Pecha to ja mam od początku mojego ludzkiego życia. Czyli jakieś długie 19 lat.

- Czyli nie wiesz co to mate? - No tym pytaniem to mnie facet zaskoczył. Pfff myśli, że ja jakaś niedorozwinięta jestem? Każdy wie co to mate. "Mieszkając" z wilkołakami nauczyłam się wiele o ich kulturze i zachowaniach. M.in dowiedziałam się co nieco o więzi mate.

- Oczywiście, że wiem co to mate. - Odrzekłam. Po chwili jednak dotarł do mnie sens słów mężczyzny. - A...a...le ja nie mogę być... twoją Mate. Jestem człowiekiem! Nie jestem nawet głupim wilkołakiem! To nie możliwe. Słuchaj mnie... to musi być pomyłka. - Po zakończeniu monologu szatyn tak jak stał tak stoi. Wszystko było by ok gdyby nie to, że jego oczy zmieniły kolor. Z pięknego szmaragdowego przeszły na idealnie czarny odcień podobny kolorem węgiel. Zaniepokojona zaczęłam się cofać. Jego sylwetka niebezpiecznie zbliżała się do mojej a z jego ust wychodził cichy warkot. Umacniało mnie to w przekonaniu, że zadowolony to on nie jest. Cofałam się do momentu gdy moje plecy nie napotkały twardego podłoża zwane "Ścianą". W końcu zostałam brutalnie złapana za ramiona. Jego stalowy uścisk zwiększał się z każdą sekundą. 1,2,3 sekundy trwają w nieskończoność przed oczami pokazują się mroczki. Już nie wytrzymam.

- Nigdy ale to nigdy nie waż się mówić, że jesteś NIKIM! - Krzyknął - Wiem, że jesteś moją Mate. - Zawiesił na chwilę głos. Jego oczy były centralnie wlepione we mnie. Mogła bym utonąć w jego oczach były takie nieskazitelnie i spokojne. Zupełnie inne niż ich wybuchowy właściciel.

- Inaczej nie czuł bym tego co czuję... -Moje serce roztopiło się pod wpływem jego słów. Cały strach jak by wyparował a zamiast niego nastąpiła błoga chwila szczęścia.

- Przepraszam Cię - Powiedziałam - Jeśli pozwolisz mogę już wracać?

- Jak to wracać?!

- No do pokoju służby

- O nie kochana. Zostajesz TU ze mną. - Dobra teraz to ja już wiem. On jest porąbany. Uwolniłam się z jego uścisku. Z nudów zaczęłam chodzić po pokoju.

- Ciekawa jestem jak ma na imię - Pomyślałam. Nie mogłam zebrać się na odwagę by zapytać się go o imię ale w końcu udało się.

- Jeśli mogę się zapytać...

- Jasne wal śmiało - Zaśmiał się subtelnie ukazując szereg białych zębów. Na moje policzki wkradł się soczysty rumieniec, który zdradził wszystko. Dosłownie: HAŃBA CI ZŁY RUMIEŃCU!

- Jak masz na imię? - Jego oczy przybrały rozmiar 5-cio złotówek. Po chwili jednak odpowiedział.

- Och wybacz, Dominic skarbie.

D O M I N I C

Jakie piękne imię... Eeeee ja wcale tak nie pomyślałam. Nieeee wcale. Wdech, wydech, wdech, wydech. Spokojnie Sam...

- Hmmm - Usłyszałam - A więc masz na imię Sam. Prawda? Masz też 19 lat. Uwielbiasz śpiewać i rysować, masz urodziny dziewiątego lutego... - Założę się, że hdybym mu nie przetwała wymieniał by wszytskie informacje dotyczace mnie i moich zainteresowań. Ale zaraz zaraz skąd on to wie? Przecież znamy się dopiero 4 minuty. Ej ja tego nie rozumiem...

- Tak ale skąd wiesz?

- Zapamiętaj to sobie skarbie. Ja wiem wszystko.

- Tak ale... - Czyjeś ciepłe wargi przerwały mi dalsze ględzenie. Nie oddając pocałunku odepchnęłam Dominica od siebie.

- Nigdy mnie nie dotykaj! - Zagroziłam. Osunęłam się od niego i popędziłam do drzwi. Niech wie , że nigdy z nim nie będę. Nie z takim potworem.

W zawrotnym tępie pokonałam odległość od pokoju Dominica do kuchni. Jak się spodziewałam była tam nadal Alana pichcąca coś na kolację.

- Cześć - Szepnęłam zdyszana. Od tego biegu dostałam kolki. Mam słabą kondycję...

Podchodząc do Alany usłyszałam:
"WRACAJ W TEJ CHWILI DO POKOJU! MASZ 10 SEKUND"

- Oj litości wielki Alfo Dominicu. - Prychnęłam.

- Coś długo ci się zeszło. Coś się stało? - Zapytała odwracając się delikatnie w moją stronę.

- Co? A tak.. powiedzmy, że miałam małe problemy ale wszystko ok.

- Załóżmy, że Ci wierzę. Chodź tu - Zachęciła mnie gestem ręki - Pomożesz mi? Pokrój te pomidory. Robimy hamburgery.

Wzięłam nóż w rękę. Z nim w ręku czułam się jak prawdziwy SpangeBob. A HOJ PRACO!

_______

Po zakończeniu pracy poszłyśmy razem do pokoju. Na szczęście do końca dnia nie spodkałam Dominica. Nie wiem jak by zareagował. Było grubo po 23 więc nawet nie raczyłam przebrać się w pidżamę. Padłam na łużko jak deska odpływając do krainy morfeusza.

____________
Elosz! I jak podobało się? Mam nadzieję, że tak 💕
🌟 i 💬. Zachęcam gorąco 😁
Do nastepnego 🖒

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz