trzy

74 3 0
                                    

-Od momentu rozpoczęcia studiów w moim życiu pozmieniało się kilka rzeczy.Nie ma już tyle imprezowania,nie ma przypadkowych lasek na jedną noc,nie ma beztroskiego leniuchowania przez cały dzień.Przyszła pora na robienie zadań domowych,chodzenie na wykłady i uczenie się na sesje.Mało tego imprezy w nieograniczonych ilościach dostępne tylko dla uczniów mieszkających w akademikach i należących do jakiegoś bractwa.Nie no po prostu super.Jedyną rozrywką w moim życiu w pozytywnym znaczeniu tego słowa to Eva i rodzina.Dzięki nim nie byłoby mnie tutaj.Wszystkim serdecznie dziękuję za przybycie na tą uroczystość.To wiele znaczy dla mnie i firmy mojego ojca Harolda Schistada.Jeszcze raz dziękuję i witam wszystkich na otwarciu firmy Schistad&LodgeCompany.-oddałem mikrofon mojemu ojcu i czym prędzej zszedłem ze sceny.Podszedłem do mojej dziewczyny,która stała i z zdziwioną miną wpatrywała się w moją siostrę.

-Tylko nic nie mów Chrisowi,nie chcę żeby robił coś głupiego.-Alana skubała coś przy paznokciach co oznaczało,że się stresowała.Dobrze znałem swoją młodszą siostrę.Niby rok,a jednak tak jakby tej różnicy  nie było.Od zawsze była małą kopią mnie.Nie lubiła bawić się lalkami gdy była mała.Uwielbiała za to moje ciężarówki.Kolor różowy omijała szerokim łukiem,natomiast jej ulubionym i tym chyba pozostał do dzisiaj był błękitny.Gdy ja jeździłem na imprezy ona jeździła ze mną.Gdy ja jeździłem na ryby ona jeździła ze mną.Od zawsze na zawsze.

-O czym ma mi nie mówić.-stanąłem za Alaną na co ta wzdrygnęła się.Gwałtownie się odwróciła i nerwowo poprawiła włosy.

-Nie o niczym,to nic ważnego.-zaczęła nerwowo spoglądać na Evę,a raczej za nią.Od razu mój wzrok powędrował  na drzwi i na wysokiego mężczyznę mniej więcej w wieku mojego ojca.Patrzył na moją siostrę jak na zdobycz.Otworzył usta jakby chciał do niej coś zawołać,nim jednak zdążył coś zrobić Alana wybiegła z sali nim zdołaliśmy spytać o co chodzi.Nie czekając długo przeprosiłem Evę i pobiegłem szukać swojej siostry.Chodziłem od sali do sali,od pokoju do pokoju w poszukiwaniu zguby,jednak nigdzie jej  nie było.Stanąłem na środku korytarza i przetarłem twarz rękami.Jeśli moja siostra od czegoś ucieka to wiem ,że coś jest na rzeczy.

-Myśl Chris,gdzie ona może być.-i nagle mi się przypomniało.Od razu pobiegłem do ogrodu pod dużą wierzbę,której liście swobodnie tworzyły zasłony chroniące przed wzrokiem ciekawskich gapiów.Od zawsze się tam chowaliśmy.Gdy któreś z nas miało problem,chodziło tam i siadało wpatrując się z jednej strony w piękną taflę jeziora.Gdy byłem już blisko nie spieszyłem się.Myślałem co jej powiem,o co zapytam i czy milczeć gdy nie będzie chciała rozmawiać.Moje rozmyślenia zakończyły się z chwilą gdy odsunąłem liście i zobaczyłem Alanę ubraną w elegancką delikatną zwiewną burgundową sukienkę i białe szpilki,które pod wpływem ziemi zrobiły się szare.Włosy,które miała spięte w jakiś dziwny kucyk opadały na jedno jej ramię,a głowa oparta była o drzewo.Usiadłem obok niej na starej ,małej ławeczce,którą dotargaliśmy tu wspólnie gdy mieliśmy i 6 i 5 lat.

-Alana,co się stało.-siedziałem bokiem patrząc na jej twarz.Gdy usłyszała mój głos z jej oczu poleciała porcja łez.Nie powiem ten widok mnie troszkę przeraził.

-Chris,ja ...ja przepraszam.-odwróciła się do mnie i od razu wtuliła się w moje ramiona,które rozłożyłem pozwalając się wtulić jeszcze mocniej.Najpierw głośny płacz przeszedł w połykanie łez aż do cichego łkania.Tuliłem ją tak samo gdy przychodziła bo bała się kłótni rodziców.

-Cicho już,spokojnie.Powiedz mi co się stało.-wziąłem jej twarz w ręce i kciukami starłem jej łzy i przy okazji misterny makijaż.

-On mnie zabije.-próbowała kręcić głową ale jej to uniemożliwiłem

-Kto cię zabije i czemu.-cisza-Alana,mów kto-powtórzyłem swoje pytanie,jednak i tym razem odpowiedziała mi cisza.-Kto do cholery cię skrzywdził?

-Nowy wspólnik ojca.-wyszeptała to niemal bezgłośnie.Bała się i czułem to.

-Pan Lodge?-znowu pokręciła głową.

-Pan Haddok.-kolejny szept.Kolejna porcja łez i kolejny raz mocniejsze wtulanie się we mnie.Z niemocy oparłem się plecami o pień.Siedzieliśmy tak kilka dobrych minut,a może kilkanaście bo na dworze zrobiło się ciemno i zimno.Z kieszeni wyjąłem dzwoniący telefon.Jak się okazało była to Eva.Szybko odebrałem i wyjaśniłem jak wygląda sytuacja.Oczywiście zrozumiała mnie i powiedziała,że powinniśmy wrócić bo rodzice nas szukają.Chciałem wstać ale nie pozwalała mi na to śpiąca blondynka.Ściągnąłem swoją marynarkę i włożyłem na ramiona Alany po czym ułożyłem ją wygodnie w swoich ramionach i wstałem.Skierowałem się do środka gdzie trwała już kolacja.Wspiąłem się po schodach wchodząc do jej beżowego pokoju.Duże łóżko na środku pokoju okalał futrzany biały koc.Położyłem ją na nim, a pod wpływem jej dobrej postury wyglądała jakby się w nim topiła.Ściągnąłem jej szpilki i przykryłem kolejnym białym miękkim kocem.Zostawiłem zapaloną lampkę przy  łóżku i wyszedłem.

-Gdzie on jest?-zapytałem Evy gdy zszedłem na dół by zjeść kolację.Dziewczyna spojrzała na mnie i odłożyła sztućce na miejsce,po czym wstała i pociągnęła mnie za sobą.

-Nie wszczynaj kłótni.To otwarcie nowej firmy i jest tutaj mnóstwo istotnych inwestorów.Awantura nie zrobi nic dobrego.

-Zabójstwo,a nie kłótnia.

-Co?

-Nie będzie awantury,ja tego drania zabiję.-moje pięści zacisnęły się na barierce po czym się rozluźniły,a za nim Eva zdążyła coś zrobić pomaszerowałem do środka wołając Martina Haddoka.



Misie !

Jak dla mnie ten rozdział nie powala akcją,ale pisało mi się go całkiem dobrze i chciałam go dodać.Jeśli jest coś co mogę poprawić to proszę piszcie o tym ponieważ jest to dla mnie szansa do poprawy.Zachęcam was do zapraszania znajomych jeśli uważacie,że jest to na tyle dobre,że nie spalicie się ze wstydu.

Dzięki za wszystko <3

Zanim się pojawiłeś-Christoffer SchistadWhere stories live. Discover now