One shot

693 72 17
                                    

Szedłem po nieznanym mi terenie starając się być niezauważonym. Wszędzie latały jakieś stwory, które wydawały się być mechaniczne. Nie wiem ile czasu już tu byłem, ale wystarczył mi on żeby stwierdzić, że jestem jedynym żywym człowiekiem w tym miejscu.

Nie miałem pojęcia czemu tu jestem. Szedłem przed siebie mijając dziesiątki martwych ludzi. 

Podskoczyłem, gdy coś złapało moją nogę. Spojrzałem w dół i cofnąłem się z przerażeniem. Na ziemi leżał Steve, był cały we krwi. Patrzył na mnie smutnym jak i zarazem wściekłym wzrokiem.

 Dlaczego nas nie uratowałeś? – padło z jego ust. – Dlaczego pozwoliłeś nam zginąć?! Dlaczego uratowałeś tylko siebie?! Jak mogłeś?! Jesteś nikim!

Słowa cały czas odbijały mi się w głowie. Spojrzałem w stronę przyjaciela i dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, co było za nim. A raczej na osoby, które były za nim. Thor, Hulk, Czarna Wdowa, Clint. Oni nie żyli. Nie żyli przeze mnie. To ja powinienem być teraz na ich miejscu. To ja powinienem zginąć.

Z przerażeniem otworzyłem oczy. Kolejny raz ten sam koszmar. Kolejny raz budzę się oblany potem. Kolejny raz mam w głowie słowa mojego przyjaciela, które za każdym razem bolą tak samo. 

Usiadłem na skraju łóżka i schowałem twarz w dłoniach. Nie pójdę dalej spać, bo znowu przyśni mi się ten koszmar. Po prostu zrobię to, co za każdym razem kiedy się budzę. Pójdę do warsztatu.

Wstałem z łóżka i powolnym krokiem udałem się w wyznaczone miejsce. Wiem, że i tak nic nie skonstruuje, ponieważ brak odpowiedniej ilości snu daje się we znaki, ale chce się po prostu czymś zająć.

***

Kiedy wybiła godzina ósma rano wyszedłem z warsztatu i skierowałem się do mojej garderoby. Założyłem białą koszulę i dopasowane spodnie. Zawiązałem krawat pod kołnierzem koszuli patrząc na moje odbicie w lustrze. Dostrzegłem niemałe wory pod oczami jednak postanowiłem je zignorować. Zarzuciłem na ramiona marynarkę po czym poszedłem po zbroje Iron Mana. W pełni gotowy poleciałem do siedziby T.A.R.C.Z.Y. 

Wylądowałem w miejscu specjalnie wybudowanym dla mnie. Tutaj zdejmowałem i zostawiałem zbroję. 

Po krótkiej chwili szedłem już do pomieszczenia, w którym zazwyczaj odbywają się często nudne spotkania Avengers. Jak się okazało wszyscy czekali na mnie. Bez słowa usiadłem na moim stałym miejscu i czekałem aż raczą mi wytłumaczyć, co dzieje się tym razem, że potrzebna jest nasza pomoc.

Fury zaczął coś mówić jednak ja nie miałem siły żeby skupić się na jego słowach. Czułem jak oczy mi się zamykają. To, co mówił ciemnoskóry i to w jaki nudny sposób o tym mówił było wyjątkowo usypiające. Przestałem walczyć z zamykającymi się powiekami.

Poczułem ból. Naprawdę cholernie bolało mnie czoło. Musiałem usnąć i głowa zsunęła mi się z dłoni, na której ją opierałem. Podniosłem wzrok na zebranych w pomieszczeniu. Wszyscy patrzyli na mnie.

 Tony wszystko dobrze? – zapytał Steve z troską w głosie. Zawsze się o wszystkich martwił. Troska wymalowana na jego twarzy była urocza, on był uroczy.

– Tak, jest dobrze. – odpowiedziałem po chwili.

 Na pewno? Nie wyglądasz za dobrze. – ciągnął dalej.

 Nic mi nie jest. – mruknąłem wstając od stołu. – Wyślij mi wszystkie informacje, później to rozpatrzę. Dzięki. – powiedziałem do Fury'ego i nie dając już nikomu dojść do słowa wyszedłem.

Koszmar || StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz