To koniec.

1.2K 41 15
                                    


Była godzina 9 rano, a on od wczorajszego popołudnia nie opuścił szpitala nawet na chwilę. Ku zdziwieniu wszystkich Artur Góra ukazał swoje drugie oblicze, okazując odrobinę zrozumienia i człowieczeństwa. Wypisał Banachowi 3 dniowy urlop i poprzedniego dnia ściągnął go z dyżuru, by mógł być przy ukochanej. Siedział na jednym z trzech plastikowych krzeseł stojących pod ścianą szpitalnego korytarza, tuż obok drzwi prowadzących do sali, w której leżała Reiter. Miał odchyloną do góry głowę. Jego ciężkie powieki były zamknięte. Spał. Właściwie to tylko przysnął na chwilę, gdyż zmęczenie wygrało walkę z organizmem. Cały czas tkwił pod salą ukochanej, a córkę wysłał do domu, by tam na spokojnie odpoczęła. On sam jednak mimo wielu próbom przekonywania go, że musi się przespać i zjeść, nie uległ namowom Zosi. Wciąż miał na sobie strój z karetki. Nie myślał nawet o tym, by się przebrać. Mimo żalu, który czuł do Anny, chciał przy niej być. Chciał być na każde jej skinienie. Nie wyobrażał sobie, by mogło go zabraknąć akurat wtedy, gdyby kobieta zmieniła zdanie i chciała z nim porozmawiać, chciałaby mieć go obok siebie. W pewnej chwili ocknął się gwałtownie czując czyjąś dłoń na ramieniu.

- Wiktor, pobudka! – przywitał go Sambor

- Yhmmm która godzina? – zapytał

- Już po dziewiątej.. stary dlaczego Ty nie pojechałeś do domu, co? Powinieneś się przespać, zjeść coś jak człowiek, a nie siedzieć tutaj i żyć tylko na tym gównie! - mówił podnosząc w złości ton głosu i trącając ręką stojące na krześle obok, plastikowe kubeczki po kawie z automatu.

- Do domu? Chyba żartujesz.. Michał ja nie zostawię Anki samej... ona mnie potrzebuje.. – mówił głosem pełnym cierpienia

- To dlaczego siedzisz tu, a nie tam w środku u niej? Dlaczego nie jesteś przy jej łóżku? – pytał zdziwiony zachowaniem przyjaciela Michał

- Bo ona nie chce.. nie chce ze mną rozmawiać, nie chce nawet na mnie patrzeć.. nie chce żadnej pomocy rozumiesz?! A ja widzę jak jest jej ciężko! Mnie też nie jest łatwo do cholery! Ale ja nie wiem nawet, co zrobić żeby jej pomóc Michał, rozumiesz? - krzyczał zrywając się z krzesła i łapiąc za głowę. Łzy momentalnie napłynęły mu do oczu, a on wciąż czuł rosnącą bezsilność.

- Witek.. spokojnie. Ja wiem, że to wszystko jest teraz trudne. Ale zrozum Ankę.. ona straciła już drugie dziecko, więc nic dziwnego, że tak to przeżywa. Sam wiesz, że kobiety są delikatniejsze, dlatego jej jest jeszcze gorzej. Ona potrzebuje czasu, żeby z kimś rozmawiać. Radwan mówił, że dziś ma do niej przyjść psycholog. Może przed nią się otworzy.. – rzekł pokrzepiająco

- Nie wiem. Może. – uciął Banach ponownie siadając na krzesło, chowając przy tym twarz w dłoniach. Po chwili jednak uniósł lekko głowę spoglądając na przyjaciela – A Ty nie masz roboty? Żadnych pacjentów na SORze?

- Chwilowo miałem czas, więc wpadłem tu. Chciałem wejść od Ani i Ciebie odesłać do domu, bo byłem pewien, że tu ślęczysz.

- To zapomnij, nigdzie nie jadę. – zaprotestował - a do Anki możesz wejść. Lepiej jak Ty sprawdzisz, co się dzieje, bo mnie póki co, nie chce widzieć.

Sambor już nic się nie odpowiadając wszedł na salę kobiety. Podszedł do jej łóżka i przysiadł na małym taboreciku. Gdy tylko spojrzał na jej bladą twarz i podpuchnięte oczy zrobiło mu się jej tak bardzo żal. Anna nie spała. Miała wzrok skierowany ku górze i patrzyła w biały sufit. Była jakby nieobecna. Sambor, jako lekarz z wieloletnim doświadczeniem widział już wiele i tym razem również wiedział, że z jego koleżanką nie jest dobrze.

Gdzie Ty znajdziesz drugiego takiego jak ja ? (Jednorazówka)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz