Ty i dziecko jesteście teraz najważniejsze

1.5K 37 19
                                    

Anna przebudziła się słysząc deszcz uderzający o szyby okien ich sypialni. Tak ich sypialni. Mogła śmiało tak mówić odkąd dowiedzieli się z Wiktorem o ciąży i postanowili, że kobieta wprowadzi się do  domu lekarza. Uniosła się lekko wciąż leżąc na łóżku i spojrzała na świat znajdujący się za oknem. Ciemne chmury gnały po niebie, wiał silny wiatr, a krajobraz był przyćmiony dominującą szarością.
- Boże jak ja nienawidzę jesieni.. – westchnęła cicho kobieta podnosząc się jednocześnie z łóżka. Pogoda faktycznie była niezadowalająca, ale czego wymagać od październikowych dni? Anna niechętnie powędrowała do toalety, a następnie udała się do kuchni, by zrobić śniadanie dla siebie i Zosi. Kobieta krzątając się w pomieszczeniu, usłyszała zgrzyt zamka w drzwiach. Od razu wiedziała, że to Wiktor wrócił z nocnego dyżuru. Mężczyzna zachowywał się bardzo cicho, myśląc, że Reiter wciąż śpi. Zdjął buty  i kurtkę, a potem poszedł do kuchni, skąd dobiegały zapachy jajecznicy.
- Cześć kochanie, a Ty już nie śpisz? – zapytał Banach podchodząc do ukochanej, całując ją w policzek i przytulając się do jej pleców.
- Przecież już 8.30 ile można spać? Już mam dość leżenia.. – mówiła ze zniesmaczoną miną nie przerywając czynność kulinarnych
- Aniu? Co się znowu dzieje? – zapytał mężczyzna, kiedy tylko usłyszał ton głosu kobiety. Znał ją już bardzo dobrze i nic nie mogła przed nim ukryć.
- Nic, a co ma się dziać? Idziesz spać czy jesz z nami śniadanie? – zapytała spoglądając na niego
- A Zosia już wstała? – odpowiedział pytaniem na pytanie
- Nie, jest sobota to może pospać dłużej, ale zaraz na pewno zejdzie na dół – rzekła blondynka, po czym zaczęła nakrywać od stołu
Mężczyzna przejął naczynia z rąk ukochanej, postawił na stole, a następnie podszedł bliżej kobiety obejmując ją w pasie i patrząc jej głęboko w oczy.
- Powiesz mi? – pytał
- Ale co? – blondynka nie rozumiała, czego oczekuje od niej mężczyzna
- Co się dzieje? Źle się czujesz? Widzę, że nie masz humoru.. coś Cię gryzie? – dopytywał
- A czy ja zawsze musze mieć humor? Daj spokój Wiktor.. wracasz do domu i od razu bawisz się w detektywa szukając problemów! A potem dziwisz się, że się sprzeczamy.. – odparła z pretensjami, uwalniając się z jego objęć i udając się do kuchni po zaparzoną herbatę. Wiktor znów nie wiedział, co się dzieje. Znów nie wiedział, jak pomóc kobiecie. Znów nie wiedział, co zrobić, żeby nie pogarszać sytuacji.
- Dobra Anka przepraszam.. – powiedział cicho – ale ja się po prostu o Ciebie martwię, o Was się martwię. Zrozum to! – mówił z lekkim zdenerwowaniem podchodząc do kobiety
- To się tyle nie martw, bo wszystko jest dobrze. Tylko ja już nie mam ochoty tak żyć. Inne kobiety będąc w ciąży żyją pełnią życia i cieszą się tym czasem Wiktor! A ja? Słyszę tylko od Ciebie komendy „uważaj na siebie” , „nie przemęczaj się”, „zostaw, nie gotuj, ja to zrobię jak wrócę” , „leż i odpoczywaj”. Do cholery Wiktor ile tak można siedzieć w domu i nic nie robić? –wyrzucała kolejne zdania ze złością w głoście
Brunet podszedł bliżej kobiety, objął ją w talii i delikatnie przytulił do siebie gładząc jej plecy i całując w skroń.
- Wiem kochanie, że to trudne. Wiem, że pracując w pogotowiu byłaś nauczona szybkiego życia.. ale teraz sama wiesz jak jest.. – mówił spokojnie patrząc w jej załzawione oczy
- Wiktor wyjdźmy chociaż gdzieś razem z domu. Proszę!
- Dobrze Aniu, dzisiaj po południu możemy iść na przykład do kina i na lody, hmm? – pytał z uśmiechem
- Dziękuję – również posłała mu delikatny uśmiech całując subtelnie jego usta
***

Późnym wieczorem para zakochanych lekarzy wracała pieszo do domu. Szli w przyjemnej ciszy, trzymając się za ręce i ciesząc swoją obecnością. Anny humor zdecydowanie się poprawił, a po porannym nastroju nie było już śladu.
- Podobał Ci się film? – zapytała spoglądając na bruneta
- No wiesz.. fajny był… taki romantyczny, ale chyba bardziej zadowolony jestem z tych pysznych lodów – na słowa mężczyzny oboje wybuchnęli donośnym śmiechem. Anna wiedziała, że jej ukochany nie był skory do oglądania komedii romantycznych, dlatego docenia fakt, że zgodził się iść akurat na ten film. Po chwili zatrzymała się zarzucając ręce na szyję mężczyzny delikatnie muskając jego usta.
- Dziękuję za dziś. Potrzebowałam tego.. – powiedziała
- Kochanie nie masz za co dziękować, a poza tym.. wieczór się jeszcze nie skończył – dodał oddając pocałunek
Kiedy weszli do domu, po zamknięciu drzwi od razu oboje zauważyli na nich przyklejoną kartkę od Zosi.
- No jasne, co ona sobie myśli? Nawet nic nie powiedziała, nie zapytała o zgodę tylko stawia nas przed faktem dokonanym i tak po prostu zostawia kartkę, że idzie z kolegą na urodziny.. – mówił z oburzeniem Wiktor
- Kochanie daj spokój.. Zosia już wczoraj wspominała o tych urodzinach. Pytała mnie nawet jaki prezent kupić. – rzekła z uśmiechem blondynka wieszając kurtkę w korytarzu
- Anka, ale nawet nie powiedziała, kiedy wróci ani z kim idzie!  - ciągnął zdenerwowany  Banach
- Kochanie.. ona jest już prawie dorosła.. nie musi zwierzać Ci się ze wszystkiego. Poza tym nie poszła tam sama tylko z kolegą. Nic jej się nie stanie – uspokajała go kobieta, jednocześnie tuląc się do niego
- No waśnie! Nie był bym tego taki pewien czy nic jej się nie stanie. Co to w ogóle za kolega? Znasz go? Chodzi z nią do klasy? Skąd on jest? A on starszy jest od niej? – zadawał z niepokojem kolejne pytania, na co Anna się roześmiała
- Wiktoorrr proszę Cię… numer buta też chcesz znać? To już nie jest Twoja mała córeczka, zrozum to. Daj jej trochę przestrzeni i wolności.
- Może masz rację, ale nie podoba mi się to.. – odpowiedział ściągając buty
- A co Tobie się w ogóle podoba? – prychnęła z kpiną w głosie
- Pani, Pani doktor! Pani mnie się baaaardzo podoba – mówiąc to podążał za kobietą w głąb salonu i zatrzymując ją, przylgnął do jej pleców i zaczął składać pocałunki na jej szyi, jednocześnie przesuwając ręką po jej udach w górę, aż do brzucha.
- Yhhmmm – mruczała, wciąż stojąc tyłem do lekarza i chwytając ręką jego włosy, delikatnie je czochrała
Wiktor obrócił po chwili kobietę przodem do siebie i oboje zatracili się w sobie namiętnie całując. Ich pocałunek z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej zachłanny. Brunet nie przerywając pieszczot, skierował kobietę kilka kroków w bok, po czym oparł ją o zimną ścianę. Jego dłonie z linii tali zjechały  w dół, by zatrzymać się na zaokrąglonych pośladkach blondynki, a już po chwili wzmocnił uścisk, jednocześnie podnosząc kobietę w górę. Ponownie przywarli do szarej ściany, a ich rozgrzane ciała coraz bardziej pragnęły siebie nawzajem. Lekarz wsunął ręce pod koszulę kobiety, lecz po chwili wyjął je i zaczął rozpinać jej guziki. Kiedy tylko jego oczom ukazał się biust kobiety schowany za czarnym koronkowym stanikiem, wyznaczał drogę pocałunków zaczynając od ucha, poprzez szyję, obojczyki, dekolt, a kończąc na piersiach. Czuła się bardzo przyjemnie, a poczynania ukochanego sprawiały, że chciała tylko więcej. Czuła też, że mężczyzna również chce jej bliskości. Niestety jej stan zdrowia nie pozwalał na to, dlatego pomimo pożądania jakie panowało między nimi, postanowiła zwolnić tempo.
- Wiktor.. – mówiła uspokajając oddech i chwytając w dłonie twarz mężczyzny. Ten jednak nie przerywał zaczętych czynności i nie zwracał na nią uwagi.
- Wiktor, czekaj – powtórzyła próbując odsunąć od siebie twarz mężczyzny, lecz on nie ustępował. Nie teraz. Nie teraz, kiedy tak bardzo chciał ją mieć tylko dla siebie. Choćby tu i teraz.
- Wiktor, słyszysz? – powtórzyła po raz kolejny już nieco głośniej, na co lekarz przystopował. Uniósł głowę tak, aby ich wzrok mógł się spotkać – wiesz, że nie możemy.. – szeptała Reiter, na co mężczyzna tylko kiwnął twierdząco głową przygryzając przy tym wargi. Zdał sobie właśnie sprawę z tego, że musi zrezygnować ze swoich planów.
- Wiesz, że gdyby wszystko było normlanie, to nie byłoby problemu. Ale teraz kiedy ciąża jest zagrożona… lekarz powiedział przecież, że na razie nie powinniśmy..
- Wiem Aniu – wszedł jej w zdanie – wiem i rozumiem. Nie ryzykujmy. Ty i dziecko jesteście teraz najważniejsze – mówiąc to postawił kobietę z powrotem na podłodze i pocałował ją. Bardzo delikatnie. Jak gdyby chciał jej przez to powiedzieć „Kocham Cię”. Anna oddała ten subtelny pocałunek i zapinając guziki koszuli uśmiechnęła się do niego, na co Banach pocałował ją jeszcze w czoło i odwracając się, skierował się w stronę kanapy, siadając na niej.
- Kochanie – zawołała przysiadając się do niego – ja wiem, że chciałbyś czegoś więcej, ale.. chyba rozumiesz? – pytała niepewnie
- Skarbie – dotknął jej policzka – nie ma o czym mówić. Nie zawsze  w życiu mamy to, czego chcemy. Teraz Wy jesteście najważniejsi – mówiąc do złożył pocałunek na jej minimalnie zaokrąglonym brzuszku. – A ja muszę zadowolić się pocałunkiem – dodał z uśmiechem, a następnie po raz kolejny dziś złożył pocałunek na nabrzmiałych wargach ukochanej. Kobieta posłała mu ciepły uśmiech i wtuliła się w jego ramiona.
- Wiesz, że już 3 miesiące minęły.. – powiedziała niemalże szeptem
- Wiem, wiem kotek. Aaaaa szkoda, że jeszcze nie wiemy czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. Ciekawe..- rozmyślał mężczyzna
- A Ty chciałabyś syna, prawda? – zapytała unosząc lekko głowę z jego torsu  i spoglądając kątem oka na niego.
- Chciałbym, to prawda. Chyba każdy facet marzy o synu. Mógłbym grać z nim w piłkę, oglądać samochody.. – rozmarzył się brunet wybiegając myślami w przyszłość – ale jeśli będzie dziewczynka, to również będę się bardzo cieszył – dodał całując kobietę w skroń – A Ty? – zapytał
- Ja? W zasadzie dla mnie to obojętne, byleby było zdrowe. Chociaż gdyby się tak nad tym zastanowić.. mamy już Zosię, więc córkę mam. Teraz przydałby się chłopiec. Oj ten kawaler byłby moim oczkiem w głowie – roześmiała się kobieta, po czym dodała – dawno temu, jeszcze w liceum rozmawiałyśmy z koleżankami o przyszłości i o dzieciach. Która ile by chciała mieć i takie tam… - uśmiechnęła się blondynka na wspomnienia sprzed lat
- Yhmm i co? Co Ty im powiedziałaś? – zapytał z uwagą Banach
- Powiedziałam, że będę mieć własny dom z ogrodem, kochającego męża i syna, który będzie łamał waszym córkom serca, a synom szczęki – odparła ze śmiechem w głosie. Wiktor również śmiał się w głos i cmoknął szybko Anię w nos.
- Wiesz co kochanie, dom wybudujemy, męża niedługo będziesz miała, a myślę, że i na syna są duże szanse. Nawet jestem pewien, ze to będzie syn. Pozostaje mi tylko jeszcze oprócz gry w piłkę, nauczyć go boksu – zażartował
- Ha ha ha bardzo śmieszne. Byłam wtedy młoda, to plotłam głupoty. Cieszę się ogromnie z tego, co mam i to mi wystarcza. A skąd wiesz, że to będzie chłopak? – zapytała z ciekawością
- Proszę Cię.. chyba wiem, nad czym ciężko pracowałem, prawda? – zapytał zupełnie poważnie brunet i oboje ponownie się roześmiali.
- Jeśli to będzie chłopak to chciałabym, żeby miał na imię Fabian, dobrze? – spojrzała na niego błagalnym wzrokiem
- Dobrze kochanie, bardzo ładnie. Ale jeśli okaże się, że to dziewczynka to będzie Maja, zgoda?
- Zgoda! – odpowiedziała skradając całusa z policzka mężczyzny i wstała z kanapy -  ja zajmuję prysznic, ale do Ciebie kochanie miałabym jeszcze jedną malutką prośbę. Taką wiesz.. tyci tyci.. – mówić to uśmiechała się pod nosem, jednocześnie robiąc maślane oczy
- yhmmm co mam zrobić? – zapytał Wiktor
- Skoczysz do sklepu? Proszę..
- Po co? Co Ci teraz potrzebne? Pora spać już.. – mówił ze zdziwieniem
- Kurczę.. ale nie będziesz się śmiał? Dobra i tak wiem, że będziesz, trudno. Kup mi proszę śledzie i czekoladę nadziewaną toffi – mówiła całkiem poważnie, a mężczyzna zaczął się śmiać chowając twarz w dłoniach
- Ej!! – rzuciła w niego poduszką, która znajdowała się w pobliżu na fotelu
- Śledzie i czekolada toffi? Takie połączenie sobie wymarzyłaś? – patrzył na nią wciąż śmiejącym się wzrokiem. Anna podparła ręce o biodra i spojrzała na niego zabójczym wzrokiem.
- Może nie ja, ale Twój syn hm? Pójdziesz do tego sklepu? Tutaj obok jest ten całodobowy… hm? – mruczała wciąż kobieta i zbliżając się do mężczyzny głaskała go po głowie
- Dobra! Pójdę po te kosmiczne zakupy – skwitował uśmiechem i skierował się w stronę korytarza, wciąż się śmiejąc. – prawie 23:00, środek nocy, a ja idę po śledzie i czekoladę.. z tofii  - prychnął
Anna tylko posłała mu powietrznego całusa i zniknęła za drzwiami łazienki.
***
- Kochanie długo jeszcze będziesz tam siedzieć?
- Moment! – krzyknęła Anna z łazienki
- Anka! Ile można się malować, co?! – mówił już lekko poddenerwowany brunet
- Już wychodzę no! Chwila!
- Zależy co dla kogo znaczy chwila.. bo Twoja chwila trwa już 30 minut -  mówił zirytowanym głosem lekarz stercząc pod drzwiami łazienki
- Już – powiedziała wychodząc z łazienki mijając się w drzwiach z lekarzem – Wolne! – dodała przewracając przy tym oczami, co nie umknęło uwadze Wiktora
- Wiesz, że się spieszę.. o 12.00 zaczynam dyżur, a jest już 11.20 – mówił lekarz pospiesznie wchodząc pod prysznic. Kobieta udała się do kuchni, by na szybko przygotować jeszcze śniadanie do pracy dla ukochanego. Kiedy lekarz wszedł do kuchni, aby pożegnać się z Anną, ta siedziała przy stole popijając herbatę.
- Kochanie, ja już musze lecieć! Mam dziś 12 godzin, także wrócę w nocy jak Ty będziesz sobie słodko spała. – mówił całując ją w czoło
- yhmm..  i znów będę zasypiać sama.. – powiedziała ściszonym i smutnym głosem
- Kotek no przecież wiesz, że nic nie zrobię.. ale popołudnie i wieczór spędzisz z Zosią jak wróci ze szkoły. Obejrzycie sobie jakiś film czy coś. Taki wiesz babski wieczór – mówił pocieszając kobietę
- Ahhh dobra. Masz tu kanapki do pracy, proszę.
- Dziękuję skarbie – wziął z jej rąk plastikowe pudełeczko całując ją w usta – uważaj na siebie, proszę.. iii…
- Wiem! Nie będę się przemęczać.. pójdę teraz tylko na pocztę wysłać Zosi tę paczkę do koleżanki, zrobię obiad i będę leżeć patrząc w sufit – zrelacjonowała mu z przekąsem swoje plany na dzisiejszy dzień
- Aniu.. rozmawialiśmy..
- Wiem, wiem. Idź już, bo się spóźnisz. Będę tęsknić! – powiedziała wstając z krzesła -  bardzo bardzo bardzo będę tęsknić – dodała podchodząc bliżej mężczyzny i wtulając się w niego odprowadziła go do wyjścia. A kiedy mężczyzna ubrał się, przytulił ją mocno do siebie i zaczął z czułością całować. Kobieta oddawała każdy pocałunek. Czas leciał nieustannie, a oni wciąż się żegnali. Po pewnym czasie Anna oderwała się od mężczyzny.
- Kocham Cię! Spokojnego dyżuru.. – wyszeptała
- Ja Was też bardzo kocham – odparł całując ją szybko w usta, dotykając dłonią jej brzucha – Pa! – krzyknął jeszcze wychodząc z mieszkania. Reiter zamknęła za nim drzwi i sama poszła po paczkę, którą miała iść wysłać.
***
Przemierzała wolnym krokiem ulice ich osiedla, kierując się na znajdującą się nieopodal pocztę. Stanęła przed przejściem dla pieszych oczekując na zielone światło. Myślała o Zosi i jej przyjaciółce mieszkającej nad morzem, dla której to miała wysłać malutką paczuszkę. Myślała o ich przyjaźni. O tym, jak bardzo wrażliwą i serdeczną dziewczyną jest córka jej partnera. Doceniała w Zosi jej dojrzałość oraz to, że potrafi nawiązać z kimś tak dobre relacje, a w konsekwencji zżyć się na zabój. Tak też było z nimi. Odkąd związała się z Wiktorem, miała z nastolatką coraz to lepsze relacje. Obie zabrnęły już tak daleko, że te relacje panującą miedzy kobietami można było śmiało nazwać miłością. Miłością jaką darzą się matką z córką. Nagle z rozmyślań wyrwał ją pisk opon rozpędzonego samochodu, który wyłonił się z za zakrętu i zmierzał w stronę przechodniów. Ujrzała przechodzącego obok niej i wchodzącego na przejście dla pieszych chłopca, który słuchając muzyki  i patrząc w ekran telefonu, zamierzał właśnie przejść przez jezdnię.
- Stój!! – krzyknęła momentalnie kobieta, lecz chłopak nie zareagował. Prawdopodobnie do jego uszu absolutnie nie dotarło jej wołanie. Anna widząc pędzący samochód, niewiele myśląc wbiegła na jezdnię za chłopcem zrzucając się na niego i odciągając w stronę pobocza. Kierowca pomimo gwałtownego hamowania potrącił lekarkę, która odbijając się o maskę jego samochodu upadła kilka metrów dalej. Tłum ludzi stojący po oby dwóch stronach przejścia był w szoku. Chłopiec, który sam byłby ofiarą wypadku wypuścił telefon z rąk. Również był w szoku. Każdy stał jak zamurowany. Wokół dało się słyszeć krzyki i histerię gapiów: „Boże drogi!”, „Niech jej ktoś pomoże!”, „Ona nie żyje!” , „Zabił ją sukin*yn!”, „Niech ktoś zadzwoni na pogotowie!” . Właśnie ten ostatni zwrot okazał się w tej chwili najważniejszy. To było teraz priorytetem, by ktoś wezwał pomoc. By ktoś spróbował jej pomóc.  Reiter leżała nieprzytomna na ulicy. Na głowie miała sporą ranę, z której sączyła się obficie krew. Czerwona wydzielina utworzyła już kałużę, niejako po deszczu. Nikt w tej chwili nie wiedział, co z nią będzie… Czy w ogóle żyje...

-----------------
Witam Was!✋
W chwili wolnej udało mi się napisać kolejną część tego opowiadanka. W zasadzie myślałam, że już nic nie będę pisać, ale.. Ale właśnie dzięki pewnej osobie ta część powstała. Aneczka3004 dziękuję Ci bardzo za te miłe słowa 😘 i wyrażenie chęci czytania moich wypocin 😂 to dzięki Tobie pojawił się ten rozdział, na który kompletnie nie miałam pomysłu. Wymyśliłam tylko coś takiego.. 🙂 jeszcze raz Ci dziękuję jak i wszystkim innym za poprzednie opinie ❤
Tzymajcie się i dajcie znać jak to widzicie... ✌

Gdzie Ty znajdziesz drugiego takiego jak ja ? (Jednorazówka)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz