seven sunflowers

302 39 11
  • Zadedykowane wszystkim czytelnikom <3
                                    

#sunflowersFF

Kolejna błyskawica przeszyła niebo na wskroś, a ja wzdrygnęłam się, obejmując kolana ramionami, gdy prawie natychmiast do moich uszu dotarł grzmot, który przeraził mnie do cna.

Nigdy nie lubiłam burz. W zasadzie to już od dziecka okropnie się ich bałam i nigdy nie potrafiłam przetrwać ich samotnie. Zawsze lądowałam w objęciach mamy lub taty, ewentualnie chłopaka i nie pozwałam na oswobodzenie się z nich aż do samego końca. Lata minęły, czasy się zmieniły, ja się zmieniłam, ale strach przed burzą pozostał. Mogłam wręcz powiedzieć, że wręcz wzmógł się od ostatniej burzy, której doświadczyłam.

Kiedy rozległ się kolejny huk, wystraszyłam się jak nigdy. Od ścian zaczął odbijać się mój wrzask, który przerodził się w pisk, a potem głośny szloch. Tak bardzo nienawidziłam tej burzy.

– Liv! Wszystko w porządku?

Do mieszkania zaczął dobijać się Jake, którego głos wydawał się być naprawdę zatroskany. Owinięta polarowym kocem szybko pobiegłam do drzwi, by mu otworzyć.

– Coś się stało? Słyszałam, że krzyczałaś... – mruknął, gdy tylko uchyliłam drzwi, a ja bez zastanowienia wpadłam w jego ramiona.

– Cholernie boję się burzy – jęknęłam, zerkając na jego skonsternowaną twarz, na której pojawił się uśmiech, gdy dotarły do niego moje słowa.

– Idziesz do mnie, czy ja do ciebie? – zapytał bezpardonowo, a ja wzruszyłam ramionami. – Chodź, jeszcze nigdy u mnie nie byłaś – zaśmiał się, przytulając mnie mocniej do siebie.

Usadowił mnie na kanapie w salonie, którą z pewnością sam do tej pory zajmował, bo pozostało na niej świeże wgniecenie po jego pobycie, a potem poszedł do kuchni, po chwili wracając z dwoma kubkami gorącej herbaty i siadając obok mnie.

– Dzięki – mruknęłam, szczelniej zakrywając się kocem.

– Nie ma sprawy – uśmiechnął się nieznacznie, odkładając kubki na stolik. – Dobrze się czujesz?

– Tak – westchnęłam, zbliżając się do niego, gdy przez zasłony przedarł się kolejny groźny błysk.

– Chodź tu – przygarnął mnie do siebie, co po raz pierwszy od dawna nie było dla mnie krępujące, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, wtulając się w niego bardziej.

– Pachniesz słonecznikami – zerknęłam na niego, prawie parskając śmiechem, gdy zobaczyłam jego zmarszczone czoło.

– A jak pachną słoneczniki? – spojrzał na mnie z uśmiechem.

– Nie wiesz? – uniosłam brew, a Jake odetchnął głęboko, śmiejąc się pod nosem.

– Poczekaj chwilę. – W mgnieniu oka zniknął z kanapy i salonu, rozpływając się w ciemności, która zapanowała przez burzę panującą za oknem.

Upiłam parę łyków gorącej herbaty, czekając aż wróci. Z każdą kolejną minutą zaczynałam się coraz bardziej niecierpliwić, wręcz martwić, bo w burzowych okolicznościach przyrody moja wyobraźnia stwarzała w moim umyśle niestworzone obrazy.

– Ktoś dzisiaj to zostawił dla ciebie... – wrócił do pokoju, podając mi do rąk siedem słoneczników i list.

Przyjrzałam się brunetowi, który po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy wyglądał na spiętego. Odłożyłam słoneczniki na kolana, a z koperty wyjęłam kartkę, którą z wahaniem podałam chłopakowi.

– Przeczytasz? – Jake niepewnie odebrał ode mnie kartkę i otworzył ją, a potem zamknął.

– Po każdej burzy przychodzi słońce, tak zawsze mówiła moja babcia. Łatwo było jej mówić, gdy mieszkała w jednym z najbardziej słonecznych miejsc na świecie, prawda? Ale dopiero gdy cię poznałem zrozumiałem, że można te słowa też zrozumieć w inny sposób. Żadna burza nie jest straszna, gdy ma się obok siebie kogoś, kto swoją obecnością rozświetla całe twoje życie. Żadna samotność nie jest straszna, gdy w końcu przychodzi ktoś, kto może ją wypełnić swoim uśmiechem. Więc uśmiechaj się, Liv. Bo nie tylko ty boisz się burzy.

Wszystko niemal wyrecytował, nie patrząc na kartkę, lecz na mnie. Na koniec uśmiechnął się delikatnie, dłonią ocierając łzy z moich policzków.

– Miałaś się uśmiechnąć, nie płakać – zaśmiał się, a ja zawtórowałam mu.

– Wiem – spojrzałam na niego. – Obiecuję, że tak będzie – położyłam dłoń na tej, którą wciąż trzymał na moim policzku. – Dlaczego słoneczniki?

– Pamiętasz ten list o wschodzie słońca? – kiwnęłam głową. – Twój uśmiech rozświetla mój dzień jakby milion słońc wschodziło każdego poranka. Nie mogę Ci oddać słońca, więc daję słoneczniki. Jednego, dziesiątki, tysiące, miliony... Całe mnóstwo słoneczników.

– A mogę mieć prośbę? – zapytałam niepewnie i kontynuowałam, słysząc ciche mruknięcie aprobaty. – Nie dawaj mi słoneczników. Wolę twoją obecność.

#

Oh, God! Czyż to nie jest wzruszające? *,*

Och, serio, nie dociera do mnie, że właśnie skończyłam Sunflowers - Wy zapewne też, bo widać to w Waszych komentarzach. Jesteście przegenialni i kochani <3 Brak mi słów na wsparcie jakie mi daliście, bo uwierzcie (albo i nie), ale chociaż lubię niezależność i inne takie, to nie ma to jak przeczytać parę miłych słów o swojej pracy. Można się spierać, że pisze się dla siebie, ale jednak to już chyba jest wbudowane w ludzką psychikę, że pragniemy być doceniani. Ja miałam to szczęście (i mam nadal), że doceniacie moje wypociny :D

Sunflowers ✖ jemi [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz