Nobody's Pov
Dziewczyna leżała na łóżku. Jej stan był krytyczny. W ciągu dwóch godzin odchodziła dwa razy. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie, co przerażało jej przyjaciół. Nie mogli uwierzyć, że dziewczyna, którą tak bardzo pokochali, mogłaby umrzeć. Że mogliby już nigdy nie zobaczyć jej uśmiechu. Jej oburzonej miny, kiedy powiedzieliby coś nie tak. Jej szczęścia. Ale najbardziej przytłaczał ich fakt, że blondynka mogłaby zostawić Jason'a. Nie rozumieli, dlaczego ona to zrobiła. Nie rozumieli, jak mogła myśleć tylko o sobie. Wierzyli, że nie zastanowiła się, co oni będą czuć. Co będzie czuło jej dziecko. Bo oni nie wiedzieli... Nie wiedzieli, że dziewczyna prowadziła walkę ze sobą. Że ona wcale nie chciała tego zrobić. Że nie zapanowała nad emocjami. Umysłem. Ciałem. Że nie zapanowała nad sobą.
Justin leżał nieprzytomny. Z rany chłopaka zaczęła sączyć się krew, po tym, jak brunetka ścisnęła ją. Chłopak tego nie zauważył, bo zbyt bardzo był skupiony na dostaniu jakichkolwiek informacji. Nie był świadomy, że jego życie było zagrożone. Jego przyjaciele martwili się o niego. Trwała operacja, gdyż brunetka uszkodziła wątrobę chłopaka. Nikt nie wiedział, jak to się stało. Nikt z jego przyjaciół nie podejrzewał, że to właśnie przyjaciółka Hope prawie zabiła ich przyjaciela.
W tym samym momencie serca dwójki się zatrzymały. Wywołało to niemały chaos w szpitalu. Lekarze walczyli o życie dwójki jak tylko mogli. Nie wiedzieli, że oni nie chcieli wracać. Nie wiedzieli, że byli razem. Tam u góry. Jednak nad ich życiem przeważał jeden fakt. Dziecko. Dziecko, które urodziła blondynka. Dziecko, które było blondyna. Ich dziecko.
W tym samym momencie ich serca ponownie zaczęły swoją pracę. Ponownie zaczęły bić we wspólnym rytmie. Bić dla siebie. Mieli żyć dla siebie. Mieli żyć dla ich dziecka. Mieli żyć. Tak chciał Bóg. Ich żywot miał trwać jeszcze przez jakiś czas. Nie mieli teraz umierać. I oni dobrze o tym wiedzieli. Hope chciała żyć dla dziecka. Justin chciał żyć dla Hope. Mieli się w końcu pogodzić i być szczęśliwi. Mieli założyć rodzinę, zapominając o koszmarnej przeszłości. Chłopak miał skończyć z gangiem. Dziewczyna miała skończyć z ukrywaniem się. Mieli założyć rodzinę. Wziąć ślub. Pogodzić przyjaciół. Mieć koło siebie bliskie im osoby.
Minął tydzień. Dziewczyna nabierała sił. Chłopak powoli się wybudzał. Przyjaciele nie wiedzieli, co robić. Chcieliby, żeby było, jak dawniej. Przyjaciele dziewczyny chcieli, żeby wróciła do nich. Przyjaciele chłopaka chcieli, żeby dwójka się pogodziła.
W pewnym momencie Justin zaczął powoli uchylać powieki, jednak szybko je zamknął przez jasne światło, które raziło jego oczy. Zaczął mrugać powoli, aż w końcu udało mu się uzyskać ostrość widzenia. Rozejrzał się po sali, ale nikogo nie zobaczył, przez co miał ochotę przekląć pod nosem, ale suchość w ustach mu na to nie pozwalała. Bolały go wszystkie kości. Wszystkie mięśnie. Nie miał siły się ruszyć. Chciał kogoś zawołać, jednak kiedy otworzył usta, nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Blondyn przeklinał się w duchu, że był taki słaby. Przymknął na chwilę oczy, chcąc, żeby ktoś wszedł do jego sali i na jego szczęście tak się stało. Uchylił lekko powieki i zobaczył Alex'a, który powoli podchodził do jego łóżka. Patrzył na niego, powoli unosząc rękę. Kiedy blondyn zobaczył, że jego przyjaciel się obudził, szybko podszedł do niego zmartwiony.
- Jak się czujesz? - spytał, siadając na krześle. Czekoladowooki bezgłośnie powiedział, że chciało mu się pić, a siedzący przy łóżku chłopak szybko sięgnął po sok i podał go Justin'owi, uprzednio go odkręcając. Bieber napił się i od razu poczuł ulgę przechodzącą przez jego ciało. Nabrał trochę, niewiele, siły. Oddał przyjacielowi napój i podniósł się na łóżku, krzywiąc się przy tym znacznie. - Wszystko dobrze? - spytał Alex, patrząc niepewnie na chłopaka.
- Wszystko mnie boli. - powiedział Justin zachrypniętym głosem. - Co się, w ogóle, stało? - spytał, patrząc na przyjaciela wyczekująco.
- Miałeś kolejną operację. - mruknął White, spoglądając na ciemnookiego. - Zawołam lekarza. - powiedział i wstał z krzesła, zostawiając chłopaka samego z tysiącem pytań. Justin nie pamiętał nic. Nie wiedział, co się stało. Ostatnim, co pamiętał, to brunetka, która siedziała zapłakana na podłodze i mamrotała coś o miłości. Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie więcej szczegółów, a gdy to nie pomagało, przymknął oczy i skupił się. W ciągu minuty, wszystko zaczęło przypływać do jego głowy. Otworzył przerażony oczy, a w jego głowie brzmiały dwa zdania. "Ona była cała zakrwawiona. Taka bez życia." Zaczął odpinać kabelki od swojego ciała, ignorując ból mięśni. Chciał... Potrzebował być przy swojej ukochanej. Potrzebował dowiedzieć się, co z nią. Jak się czuła. Czy przeżyła. Wstał z łóżka i wsunął na stopy swoje buty, które leżały pod materacem, po czym skierował się do drzwi. Ból przechodził przez całe jego ciało, jednak on starał się o tym nie myśleć. Starał się o nim zapomnieć.
Dotarł do drzwi i złapał za klamkę, jednak nie zdążył jej nadusić, a drzwi się otworzyły, ukazując lekarza. Mężczyzna spojrzał na swojego pacjenta i przybrał karcący wyraz twarzy.
- Co pan robi, panie Bieber? Proszę natychmiast się położyć. - rozkazał, wskazując na łóżko. Blondyn prychnął na jego słowa i ominął go, jednak poczuł uścisk na ramieniu, przez co skrzywił się nieznacznie.
- Zostaw mnie! - warknął, odpychając lekarza i wyszedł z pomieszczenia. Zobaczył swoich przyjaciół, jednak zignorował ich.
- Co Ty robisz? - usłyszał padające z ust Liam'a pytanie. Spojrzał na niego przez ramię, nie zatrzymując się.
- Idę do Hope. - powiedział, podtrzymując się ściany. Nie miał tyle energii, aby iść o własnych siłach.
- Proszę wrócić do sali, panie Bieber! - usłyszał krzyk lekarza, który zignorował i szedł dalej. Zatrzymał się jednak, uświadamiając sobie, że nie wiedział, gdzie leżała wybranka jego serca i odwrócił się w stronę swoich przyjaciół.
- Gdzie ona leży? - spytał głosem, nie znoszącym żadnego sprzeciwu. Nie miał zamiaru słuchać kazań.
- Musisz odpocząć, Justin. - Gigi do niego podeszła. - Obiecuję, że jeśli tylko będziesz miał na tyle siły, żeby do niej iść, sama Cię tam zaprowadzę. - mruknęła, stając przed nim, jednak blondyn wywrócił oczami.
- Mam tyle siły. - powiedział dobitnie. Zastanawiał się, czego nie rozumieli w tym, że chciał do niej iść. Dlaczego tego nie rozumieli. Przecież znali go dobrze. Wiedzieli, jaki był. Wiedzieli, czego potrzebował. A on potrzebował Hope. Bez niej nie funkcjonował normalnie. Bez niej umierał. I był tego świadom. Dlatego tak bardzo zależało mu na odnalezieniu blondynki.
- Nie masz. - powiedziała blondynka dobitnie. - Musisz podtrzymywać się ściany. - zauważyła, a chłopa westchnął. - Pozwól chociaż, żeby lekarz Cię zbadał. - poprosiła, a chłopak spojrzał na nią zawiedziony. Tak bardzo chciał iść do dziewczyny, która skradła jego serce, jednak wiedział, że nie będzie mógł, nie wiedząc, gdzie leżała.
- Dobra. - westchnął i powoli zaczął wracać do sali. Lekarz patrzył na niego zadowolony. Wprawdzie to nie jemu udało się namówić chłopaka do zmiany decyzji, ale cieszyła go myśl, że tak się działo. Że on wracał.
***
Dzisiaj trochę krótszy, bo mam mało czasu. Mam na jutro zapowiedziane dwa sprawdziany i muszę się uczyć, dlatego taki. Nie wiem, czy dodam jeszcze jakiś dzisiaj.
Jak się podoba?
CZYTASZ
Please, Don't Let Me Go! (Third Book) Zakończone
FanfictionJustin nie może poradzić sobie ze stratą Hope. W Londynie wszystko mu o niej przypomina, dlatego postanawia się wyprowadzić. Jego cel? LA. Razem ze swoimi przyjaciółmi będą próbować żyć normalnie. Będą próbować zapomnieć o dziewczynie. Będą robić ws...