________________________________
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelekno to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
_______________________________- Jeżeli spróbujecie nas zaatakować, jesteście martwi - obwieścił Rookwood popielatym głosem, celując różdżką w stronę stojących pod ścianą ludzi. Ci tylko popatrzyli na niego wrogo, dzikimi oczyma. Mężczyzna zerknął na kartkę.
- Który z was to Charlie? - spytał, mrużąc oczy. Nienawidził tej roboty. - Odpowiadać!
- Ja. - Rozległ się głęboki, zachrypnięty głos, a spomiędzy rodzeństwa wyszedł wysoki, rudy mężczyzna o potarganych włosach i skrzywił pogardliwie wargi. Augustus nie zwrócił na ten gest większej uwagi.
- Avery, zaprowadź go do reszty - mruknął zmęczonym głosem. Już od ponad czterdziestu minut zajmował się rozdzielaniem więźniów pod kątem przydzielenia ich do odpowiednich grup: aurorów lub tych do Zakładów i musiał przyznać, że było to dość męczące. Matki płakały, gdy oddzielał ich od dzieci, mężczyźni krzyczeli i rzucali na niego klątwy, a młodzież krzywiła wargi i syczała groźby pod jego adresem - i wszystko to było cholernie frustrujące.
Czemu nie przydzielono do tego Malfoya?, pomyślał ponuro Rookwood. To on ustalił, kto gdzie ma trafić, nie ja. Powinien się zająć też odprowadzaniem ich.
- Co z Ginny? - usłyszał nagle wrogi głos. - Nie skrzywdziliście jej?
- Na razie nie, ale jak dalej się będziesz odzywać tym tonem, śmieciu, to może się to zmienić - warknął machinalnie mężczyzna. Pogarda i nienawiść miały swój udział w niemalże każdym wypowiedzianym przez niego słowie i Rookwood nie pamiętał, kiedy ostatnio powiedział cokolwiek miłym, lub chociażby beznamiętnym tonem.
Wojna zmienia ludzi. Wojna zabija w nich człowieczeństwo.
Ale co jego - śmierciożercę - może to obchodzić?
Pani Weasley usiadła ciężko pod ścianą.
- Jesteście potworami - powiedziała, ścierając łzy. - Potworami...
- Nie przeczę - odparł zimno Augustus. - I z radością zamordujemy twoją śliczną córeczkę, jeżeli którekolwiek z was się nam przciwstawi. A teraz dalej, wychodzić! Nie mam całego dnia!
Rzeczywiście, nie miał. Jego czas kończył się o piętnastej, na godzinę przed zaplanowaną egzekucją, a do tego momentu musiał oddzielić zakładników, więźniów-aurorów oraz więźniów do Zakładów i przetransportować poszczególne grupy do większych, zbiorowych cel, skąd mieli w różnych odstępach czasu być wzięci do pracy.
Nienawidził tej roboty. Nienawidził tych ludzi.
Jeden z bliźniaków - ten, który przeżył - splunął mu pod nogi, ale mężczyzna zignorował zupełnie ten gest, jak gdyby nic się nie stało.
- Jeszcze wygramy - usłyszał szept, ale nie miał pojęcia, kto w Weasleyów wypowiedział te słowa. Zresztą, czy to miałoby jakiekolwiek znaczenie?
- Tak, tak - mruknął, wychodząc z celi. - Byle prędzej, idioci.
Drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem
Jeszcze dwanaście grup, pomyślał ponuro, idąc przez korytarz. Aż dwanaście.
Za nim, w odstępie kilku kroków, dreptał Alva. Sam Rookwood zajmował się jedynie rozdzielaniem tych ludzi według listy: Avery, Alva i Rosier transportowali ich w odpowiednie miejsca. Augustus co prawda był przeciwny, aby takie dziecko, jak ten czternastolatek zajmowało się chociażby potencjalnie nieszkodliwymi zakładnikami, ale rozkaz pochodził od Bellatrix - a ulubienicy Czarnego Pana należało słuchać.
CZYTASZ
Ślizgońskie Prawa || Drarry
Fanfiction"Byłem nikim, zanim go przygarnąłem. Później stałem się kłamcą." Dla Dracona sprawa na początku wyglądała prosto: ukryć przed światem fakt, że Harry Potter żyje i sprawić, by Wybraniec zgładził tryumfującego po wojnie Czarnego Pana. Jaka szkoda, że...