§4§ Prawo do pokazania uczuć

6.7K 718 420
                                    

_________________________
O, niechaj mnie niebo zadławi i zniszczy,
ja się nie ugnę przed nim — urągam i wzywam:
hej, czarna artylerio ostatni raz wystrzel
okropnym, ślepym słoncem nad ziemią nieżywą,
chluśnuj we mnie wulkanów żużlem i żelazem,
niech trajektoria tęczy na pół mnie rozetnie,
niech groby oceanów pochłoną mnie — razem
z pękniętem, głupim sercem — siedemnastoletniem.
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

Malfoy zostawił uchylone drzwi.

Harry miał wolność na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko przejść przez próg. Mógł uciec. Mógł zaatakować Dracona. Mógł zrobić naprawdę wiele rzeczy, które byłyby w stanie dać mu chociaż minimalne poczucie kontroli nad sytuacją.

Malfoy zawsze zostawiał uchylone drzwi.

I za pierwszym razem, i za drugim, i za kolejnym. Zupełnie, jakby Harry miał jakikolwiek wybór, czy chce tu być, czy nie.

Uchylone drzwi Malfoya były jedną wielką kpiną, ponieważ Potter nie miał różdżki.

Uchylone drzwi Malfoya były kłamstwem, ponieważ te wejściowe były zamknięte, a okna zabezpieczone zaklęciami.

Uchylone drzwi Malfoya były znakiem, jak bardzo Harry Potter jest nieudolny.

I to nie tak, że blondyn zrobił to specjalnie. Nie wiedział, jak czuje się Gryfon i jak poskutkuje danie mu namiastki wolności.

Harry nie potrzebował wolności. Potrzebował informacji, a ich Dracon mu odmówił.

— Malfoy, czy ty do kurwy nędzy nie rozumiesz, że nie mając rozeznania w sytuacji, nic nie zrobię!? — krzyknął wtedy Wybraniec, wypełniając małe pomieszczenie echami.

— Na razie nie musisz nic robić, Potter — odwarczał Ślizgon. — Śmierciożercy są w stanie wzmożonej czujności, nadal polują na Zakon Feniksa.

— I co, według ciebie mam czekać, aż ich wszystkich wyłapią, Malfoy!? Czy ty siebie słyszysz!? Mam siedzieć na dupie, podczas gdy oni umierają!?

— Nie powiedziałem... — zaczął blondyn, że złością marszcząc brwi.

Harry mu przerwał:

— To oczywiste, że skoro na nich polują, to ich zabijają! Lepiej się przyznaj, ilu ty zamordowałeś!

— Na Merlina, Potter! Nie mógłbyś choć raz wysłuchać, co mam ci do powiedzenia!? Rozumiem, że razem z Weasleyem drzecie się jeden przez drugiego, ale to nie zmienia faktu, że ja tym pustogłowym durniem nie jestem!

Harry zmierzył blondyna nieprzyjaznym, chłodnym spojrzeniem.

— A więc cóż tak ważnego miałeś mi do powiedzenia, jaśnie panie śmierciożerco? — sarknął.

Draco zignorował ten gest.

— Już od półtora tygodnia nikogo nie złapano — powiedział oschle. — Zakon się gdzieś zaszył, przypuszczalne w budynku nienanoszalnym, i nic nie wskazuje na to, żeby planował jakieś większe akcje. Twoje nagłe pojawienie się byłoby najgorszą możliwą opcją, Potter.

Gryfon prychnął.

— Po prostu przyznaj, że w rzeczywistości przetrzymujesz mnie tu na rozkaz tego swojego Czarnego Pana.

Nawet w półmroku widać było wściekły błysk w oczach blondyna.

— Odszczekaj to — powiedział Draco, uczyniwszy taki ruch, jakby sięgał po różdżkę. Harry nie zapanował nad swoim ciałem: cofnął się, przylgnął do ściany i osłonił twarz, zanim zdał sobie sprawę, co właściwie robi. Jego twarz poczerwieniała ze wstydu, gdy zrozumiał, że właśnie dał dowód swojego strachu.

Ślizgońskie Prawa || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz