Rozdział 3

555 41 3
                                    

Następnego dnia znalazł się na "Finalizerze". To był jego dom. Tu najłatwiej mu się myślało. Załoga była w pełni oddana. U boku Generała stał Dopheld, jego porucznik. Młody chłopak, mimo swojego zdenerwowania, utrzymywał statek w ryzach. Mitaka czuł się pewniej, gdy w pobliżu nie było Rena. Podobnie Hux, jednak mężczyźni czuli niepewność przy rycerzu z zupełnie różnych powodów.
- Koordynaty zostały wprowadzone do komputera nawigacyjnego. Możemy wykonać skok.
- Doskonale poruczniku, zaczynajmy.










              Arkanis 20 lat wcześniej

Drżał. Nie z powodu zimna. Ze strachu. Kojące uczucia spokoju i harmonii, jakie dawały mu jego umiejętności, zostały surowo zakazane przez ojca. Tata powiedział, że to dla jego dobra, ale Armi czuł się bez swej siły pusty. Jak wydmuszka jaja pustynnych gadów z Tatooine. Dlaczego nie mógł już tresować zwierząt i podnosić samą siłą woli swoich zabawek? Czy było w tym coś złego? Nie potrafił nawet nazwać tej zdolności. Brendol kazał mu zabić cząstkę siebie. Strach i pustka. Brak emocji. Odciął się od tego. Nauczy się. Będzie mu ciężko, ale się nauczy. Tata kazał, a tacie nie wolno się sprzeciwiać.








Coś było nie w porządku. Lecieli z prędkością nadświetlną. Wiedzieli gdzie jest Ruch Oporu, a jednak...
Struny w intuicji Huksa drgały nieznacznie. Cichutka melodia stawała się coraz bardziej niepokojąca. Generał nigdy tego nie lekceważył i niejeden raz uratowało mu to życie. Wydał odpowiednie rozkazy. Zmienił miejsce wyłonienia się krążownika z nadprzestrzeni.






- To nasza jedyna szansa.
- Ależ Rey... Jeśli coś Ci się stanie...
- Spokojnie Pani Generał, dam radę.
- Prosiłam, mów mi po imieniu.
- Leio. - Rey wzięła księżniczkę za ręce. - Jeśli to się uda... Tylko wtedy Ruch Oporu przetrwa i będzie miał szansę na odbudowę.
- Więc... Więc leć. Niech Moc będzie z tobą. - Rey posłała Lei ciepły uśmiech i wsiada do starego statku.






Wyskoczyli w innym miejscu, ale to nie pomogło. Nie pomogły też działa i lasery. Myśliwce TIE nie zdążyły wylecieć z hangarów. "Finalizer" płonął. Statek zatrząsł się w posadach. Hux nie utrzymał równowagi, uderzył głową o gładką posadzkę. Widział tylko niewyraźne kontury postaci. Oficerowie biegali w tę i z powrotem po mostku. Nikt nie mógł wydać decydującego rozkazu. Nikt nie mógł ich poprowadzić. Zapanował chaos.
Chciał wstać, krzyczeć żeby uciekali. Nie potrafił.







W głowie Dophelda Mitaki zadźwięczał nagle głos Generała: Opuścić okręt!
"Gdzie jest Generał?" Nie mógł go wypatrzeć. Rozkaz nie opuszczał głowy porucznika, był głośniejszy od wyjącego ciągle alarmu. Oficer zaczął krzyczeć do załogi mostka. Jego usta stały się ustami jego przełożonego. Z centrum dowodzenia krążownika wybiegli ostatni żołnierze. Został tylko on, wtedy zobaczył Generała, leżał na ziemi. Pobiegł do niego i zaczął szarpać.
- Dopheldzie... Uciekaj... - jego głos był półprzytomny, brzmiał jak majaczenie.
- Nie zostawię Pana, sir!








Rey starała się wyczuć Huksa. W tym rozgardiaszu, który sama wywołała było ciężko. Biegła długimi korytarzami w poszukiwaniu swojego przyszłego zakładnika. On nadal był na statku, czuła to. Zanurzyła się głębiej w Moc i skierowała się na mostek.







Dopheld aż podskoczył, gdy usłyszał rozsuwające się drzwi. Nie wierzył w to co zobaczył. "Czy to Jedi?"
- Uciekaj. Zostaw go i uciekaj. - Kobieta mówiła spokojnie.
- Ni-Nigdy!
- Nie chcę Ci zrobić krzywdy. Zależy mi tylko na nim. - Porucznik popatrzył na Generała, ten tylko wyszeptał.
- Idź Mitaka.
- Ależ sir...
- To rozkaz. - Młody oficer tylko uruchomił nadajnik w komlinku Huksa i wybiegł, zostawiając Generała z tą Jedi. Czuł się podle.

Głęboko ukryte, Kylux Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz