~5~

50 4 0
                                    

- A więc to ty ?! - zdziwił się Yugyeom.

- Nie wiem, o czym ty mówisz. - skłamałam, a zaraz po tym, jedną ręką złapałam trzymającą mnie męską dłoń i usiłowałam poluzować uścisk, ale nie wyszło. Chłopak nie dość, że poprawił swój chwyt na moim podbródku, to jeszcze złapał mnie za podniesiony nadgarstek.

- Dlaczego uciekłaś? - zapytał cichszym tonem.

- Piuść miee. - wybełkotałam przez przyciśnięte usta.

- Czemu tam byłaś? I po co to nagrałaś? - wyszeptał Yugyeom.

- Mmm! Piuść miee, to ci może poieem. - wymruczałam podirytowana.

- Może? Może się pośpieszysz z wyjaśnieniami, bo nie ma czasu? - rozkazał Koreańczyk.

- Yugyeooooom! - pociągnęłam.

- Nie ma opcji.

- Okej. Skoro złość ani siła nie działa, to zastosuję coś, z czym nie ma opcji wygrać. - pomyślałam, po czym uśmiechnęłam się szyderczo, na co chłopak odpłacił pytającą miną. Szybko zmieniłam wyraz twarzy na tak słodki, na jaki było mnie tylko stać. Próbując pierwszy raz w życiu robić "aegyo" do kogoś innego, niż własnego odbicia w lustrze, zawołałam:

- Yugyeom Oppa!- tak jak podejrzewałam, trzymające mnie ręce gwałtownie odpuściły, a twarz siedzącego przede mną idola zapłonęła w kolorze buraka.

- Saranghae! - wystawiłam język, a następnie przemieściłam się wzdłuż stołu.

Koniec fansignu dobiegł całkiem szybko. Byłam z siebie bardzo zadowolona, że zdobyłam autografy wszystkich członków zespołu, a co najlepsze, chyba stałam się ich "świeżo upieczoną" fanką.

Wychodząc powoli z sali zajrzałam jeszcze na stoisko z różnymi giftami i gadżetami Got7, których parę postanowiłam kupić. Nie ma sensu wracać z koncertu z pustymi rękoma, bo przecież to tak, jakby cię na nim nie było. Obkupiona i dumna z siebie szłam w stronę wyjścia, kiedy nagle poczułam, jak coś lub raczej ktoś gwałtownie pociągnął mnie za róg korytarza.

- Matko! Ale się wystraszyłam! - zawołałam sięgając po rozsypane na ziemi przedmioty, a następnie kierując swój wzrok na osobę odpowiedzialną za mój zawał.

- Shhh! Jeszcze nas ktoś usłyszy. - powiedział rozglądając się do okoła BamBam.

- Stało się coś, że aż musiałeś mnie tu zaciągać? - zapytałam trochę zaskoczona.

- Emm... Tak właściwie... - przerwał drapiąc się po głowie.

- Hmm? - mruknęłam, oczekując na odpowiedź.

- Tak właściwie... to chciałem twój numer, żebym mógł się z tobą skontaktować w sprawie wynagrodzenia ci dzisiejszego "wypadku". - powiedział patrząc się w podłogę.

- Ahaaa... - przeciągnęłam, nie kryjąc przy tym lekkiego zakłopotania faktem, że koreański idol właśnie prosi mnie o mój telefon. - Przecież mówiłam, że to nic takiego. - zapewniłam.

Chłopak popatrzył na mnie i nie mówiąc nic podszedł bliżej, przyciskając mnie lekko do znajdującej sie za nami ściany. Kiedy nie mogłam wykonać już żadnego kroku w tył, oparł się ręką na wysokości mojej głowy, jakby chciał się upewnić, że nie ucieknę od jego śmiałego zagrania.

- Mógłbym twój numer? - zapytał patrząc mi prosto w oczy.

- Yyy... Yhymm. - wydobyłam z siebie twierdzące dźwięki czując, jak moje całe policzki zalewają się rumieńcem.

- 575-63... - z opuszczoną głową dyktowałam swój numer, kiedy nagle poczułam, jak ciepła dłoń łapie mnie za podbródek i podnosi go ku górze. W tej chwili nie mogłam patrzeć nigdzie indziej, jak tylko w jego piękne, ciemne oczy i duże, bladoróżowe usta, które... nagle połączyły się z moimi, delikatnie je muskając.

Przez chwilę stałam jak wryta, z otwartymi oczyma i zaciśniętymi wargami, jednak ostrożność, z jaką obchodził się ze mną Bambam sprawiła, że powoli je rozluźniłam i odwzajemniłam pocałunek. W tym momencie nie liczyło się dla mnie nic innego. Właśnie teraz poczułam to coś, czego nie mogłam dostać od mojej cioci... I nie chodzi tu o to, że jest kobietą, ale cholerną pracoholiczką. Teraz, w tej krótkiej chwili do mnie dotarło, że jednak mam jej to za złe. Ubolewam nad faktem, że przez ciągły brak czasu nie daje mi wystarczająco odczuwalnej dla mnie miłości i tych wszystkich ciepłych uczuć, które w tym momencie były mi przekazywane przez całkiem obcego mi mężczyznę. Być może się mylę - napewno. Nie ma tu nic szczególnego, tylko chwilowa ucieczka od stresu "gwiazdy na dużą skalę" . Pewnie dla niego to mały, nic nie znaczący gest... ale dla mnie jest on wielki, ponieważ przypomniał mi on o miłości mojej matki, zanim zginęła w wypadku.

Cała ta jego subtelność doprowadziła do niezadowolenia wypisanego na mojej twarzy, kiedy to chłopak odsuwając się zakończył zbyt krótką, jak dla mnie "magiczną chwilę".

- Zadzwoń. - powiedział po chwili zadowolony z siebie Koreańczyk, kierując się w głąb korytarza.

- Dddobrze... - wydukałam, a następnie opuściłam się plecami, po ścianie i bezsilnie usiadłam na podłodze.

- Co to właśnie było? Ja... - powoli uniosłam prawą rękę i dotknęłam nią swoich ciepłych i miękkich ust. - ... właśnie dałam sobie skraść pocałunek przez jakiegoś Azjatę... - powiedziałam pod nosem. - Znam go niecały jeden dzień, dostałam od niego piłką plażową i jeszcze mam do niego zadzwonić, phi! - prychnęłam.

- Czekaj, co?! - gwałtownie zerwałam się na równe nogi. - Ale ja nie mam jego numeru!

A Ticket that changed my pathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz