~6~

56 6 1
                                    

- Super! Świetnie! - burczałam sama do siebie, kopiąc znajdujące się na parkingu kamyki. - Pocałował mnie, powiedział, żebym zadzwoniła, ale nie dał swojego numeru... przecież już na początku wiedziałam, że to zwykła ucieczka sławy od stresu, a jednak... czuję zawód - pomyślałam.

Kłębiące się w mojej głowie myśli związane z niedawną sytuacją skutecznie odciągały mnie od rzeczywistości. Nawet nie zauważyłam kiedy na parking wjechał mój autokar, ani kiedy postanowił odjechać, widząc, że już nikt inny do niego nie wchodził.

- Cco?! Nie! Nie, nie, nie, nie! - krzyczałam w stronę oddalającego się autobusu. - Aish! Wszystko przez tą głupią gwiazdeczkę! - zezłościłam się.

- Przez kogo? - usłyszałam za sobą dobrze mi znany głos.

- O wilku mowa! - odwróciłam się w stronę osoby, którą właśnie obwiniałam za moje rozkojarzenie.

- Że co? - zapytał Bambam, nie rozumiejąc polskich słów.

- Ehh... nieważne. - przewróciłam oczami, nie chcąc tłumaczyć polskiego powiedzenia. - Chcesz czegoś, czy mogę sobie iść?

- Z tego co widziałem, to właśnie straciłaś transport, a na nogach to chyba nie pójdziesz, więc... - powiedział chłopak.

- Ta... A wiesz? To wszystko przez... ! - urwałam, orientując się, że jednak wolałabym, aby nie dowiedział się, że właśnie zaprzątam sobie głowę tym nic nie znaczącym incydentem.

- Przez... ? - powtórzył.

- Aish! Olej to. - rozkazałam.

- Skoro tak mówisz... - powiedział, dodając po krótkiej chwili: - Chcesz się zabrać z nami?

- Że co? - zdziwiłam się.

- No... Czy chcesz jechać z nami? Jeżeli twoim celem jest centrum Berlina, to możemy cię podrzucić. - zaproponował Bambam.

- W sumie... Byłabym wdzięczna, ale czy nie będzie to dla was problem? - zapytałam.

- Jak już ci podsunąłem ten pomysł, to raczej nie. - oznajmił uśmiechnięty Azjata.

- No dobra. W takim razie... prowadź! - odwzajemniłam gest trochę bardziej obojętnie niż on.

Podążając cały czas za wyższym
ode mnie chłopakiem, dotarliśmy
w końcu do ośmio osobowego vana. Oprócz kierowcy i jednego pasażera z przodu, po środku i z tyłu znajdowały się jeszcze trzy miejsca.

- No nareszcie. Ile można na ciebie czekać? - odezwał się jeden z Koreańczyków.

- Sory, chciałem jeszcze rozejrzeć się tu i ówdzie...- odpowiedział Bambam.

- Dobra, mniejsza o to... kim ona jest? - zapytał trzymający kluczyki od samochodu chłopak.

- Aaa! Przedstawiam wam...

- Jestem Marcelina. - wcięłam się. - Wasz kolega zaproponował mi podwózkę, a jako iż nie miałam innego wyjścia, przystałam na to.

- Rozumiesz koreański? - zdziwił się Bambam.

- Jeżeli chodzi o wymowę z mojej strony, to jeszcze się uczę, ale normalnie, to wszystko rozumiem. - odpowiedziałam z zadowoleniem.

- Łał... niesamowite! - zauważył Jinyoung.

- Dobra, dobra. Od kiedy fanki wożą się naszym autem? - zapytał Jackson.

- Emmm... To jest ta dziewczyna od piłki plażowej i... to tak w ramach przeprosin. - wyjaśnił stojący koło mnie chłopak.

A Ticket that changed my pathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz